Gdy skończyłam jeść obiad, wyszłam z Wielkiej Sali. Czułam spojrzenia uczniów na karku i słyszałam szepty zapewne na mój temat. Za progiem przystanęłam i obejrzałam się do tyłu; miny moich kolegów nauczycieli były lekko zdezorientowane. Ha, pewnie jeszcze nie wiedzą co wcześniej zrobiłam na lekcji, ale uczniowie najwyraźniej już wypaplali to swoim znajomym, ci z kolei innym. Posłałam szepczącym ostre spojrzenie, po czym skierowałam się do lochów, w których miałam moje własne kwatery. Już teraz nie miałam najmniejszej ochoty iść wieczorem na kolację, a jak już to tylko po to, żeby zostać zasypaną pytaniami oraz naganami ze strony profesorów. Skrzaty coś mi przyniosą. Stanęłam przed wejściem do mojego nowego królestwa i już miałam nacisnąć klamkę, ale przypomniałam sobie o moim zabezpieczeniu przed nieproszonymi gośćmi. Alohomora nie otworzyłaby tych drzwi, a gdyby delikwent usiłowałby się szarpać, zostałby odepchnięty na ścianę z siłą Drętwoty. Do tego zawyłby alarm na pół zamku, od którego mogłyby mu uszy odpaść. Przezorny zawsze ubezpieczony. Takie powiedzenie mugoli. Użyłam niewerbalnie zaklęcia zdejmującego ochronne czary i weszłam do środka. Znalazłam się w moim gabinecie. Gdy byłam w środku nie było sensu zaczarowywać wejścia. Pokój prezentował się całkiem przyjaźnie i sprawiałby nawet wrażenie salonu gościnnego, gdyby nie brak kanapy i ładne, mahoniowe biurko, które stało pośrodku pokoju; na nim znajdowało się kilka zapachowych świeczek (waniliowe), buteleczka z atramentem, orle pióro oraz kilka kartek. Z kolei za nim była duża biblioteczka z masą książek na półkach. Niedaleko niej znajdowały się wygodne krzesła dla ćwoków ze szlabanem i stoliczki w razie papierkowej roboty. Przeszłam przez pokoik do drugiego pomieszczenia, salonu z małą sofą, miękko obitym fotelem, kominkiem i ławą w nowocześniejszym stylu, pełniącą funkcje stolika jak i podnóżka. Dwie pary ciemnych drzwi prowadziły do sypialni i łazienki. Rzuciłam się na kanapę, uprzednio zdejmując buty przy wejściu. Leżałam tak nieruchomo dłuższą chwilę, rozmyślając nad tym kiedy, gdzie i w jakich okolicznościach zrobić dowcip Nietoperzowi. Nagle, wpadł mi do głowy pewien pomysł. Podniosłam wolno głowę z rozlewającym się wręcz przerażającym uśmiechem na twarzy. Chyba będę musiała "pożyczyć" duże wiadro od Filcha...
***
Snape's P.O.V.
Czy moje życie zawsze musi mnie zaskakiwać albo wystawiać w moim kierunku środkowy palec? Potter już wystarczająco mnie irytuje, a tu nagle wpada najbardziej wkurwiająca dziewucha na świecie, po czym Drops oznajmia wszem i wobec, że to ONA będzie teraz uczyła MOJEGO PRZEDMIOTU! Dobra, byłego przedmiotu, ale wciąż mam do niego sentyment. Dziś widziałem ją w klasie eliksirów o szóstej rano. Jak zawsze była uszczypliwa, ale jeszcze piękniejsza niż kilka lat temu. Ponoć od nienawiści do miłości, ale nie byłem pewien czy tak właśnie się dzieje. W całym swoim życiu kochałem tylko Lily, ale teraz, gdy (T.I) ponownie wkroczyła na scenę, dawne uczucia sprzed ośmiu lat znowu zagościły w moim sercu. Po lunchu wróciłem do lochów. Chciałem sprawdzić jak czuje się mała złośliwość. Oczywiście nie zamierzałem długo tam zabawić. Szedłem szybko ciemnym korytarzem, a poły mojej czarnej peleryny aż świstały w powietrzu. Stanąłem przed drzwiami jej gabinetu i odetchnąwszy w duchu uchyliłem je cicho. W pokoju nie było nikogo. Przeszedłem przez niego i otworzyłem następne drzwi. W saloniku również było pusto, tak jak i w sypialni. Uznając, że wyszła już chciałem skierować się do wyjścia, gdy kątem oka zauważyłem lekko uchylone drzwi. Podszedłem i zajrzałem przez szparę. Otworzyłem szeroko oczy. Ujrzałem (T.I.), była w BIELIŹNIE (XD). W szkole była irytującą, płaską jak deska dziewczyną, a teraz nabrała kobiecych kształtów i widok jej ciała zapierał mi dech w piersiach. Poczułem, że ciepło wylewa mi się na policzki. Wycofałem się szybko, zmieszany, nie chcąc, by mnie zauważyła. Z mieszanymi uczuciami powróciłem, niemalże biegiem, do siebie.
***
(T.I.)'s P.O.V.
Następnego dnia umyśliłam sobie, że zrobię żart Nietoperzykowi podczas końca lunchu. Mój plan jest genialny. Wiem, że zazwyczaj wychodzi przed wszystkimi, na szczęście głównymi drzwiami Wielkiej Sali. Wyjdę jeszcze wcześniej niż on, tłumacząc się sprawdzeniem prac domowych, które zdążyłam zadać już pierwszego dnia, czyli wczoraj Gryfonom oraz Ślizgonom. Tuż obok wejścia umieszczę drabinę. Chyba można się domyślić co planuję, prawda? Zaśmiałam się wesoło, na samą myśl o jego minie. Pośpieszyłam na poranne zajęcia z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Dwie lekcje z Puchonami minęły mi w fenomenalnym humorze, zwłaszcza, że uczniowie co jakiś czas spoglądali na mnie z przestrachem. W moim salonie miałam zostawioną różową farbkę, którą przelałam przed chwilą do wiadra. Zmniejszyłam je, żeby nie rzucało się w oczy i popędziłam do schowka obok wejścia na Salę. Sprawdzając czy nikogo nie ma, zostawiłam wiaderko w małym pomieszczeniu, powiększając je z powrotem. Nieustannie się uśmiechałam, gdy weszłam do Wielkiej Sali, niezapełnionej jeszcze do końca dzieciakami. Przez cały posiłek zerkałam na Snape'a. Wyglądał jakby głęboko nad czymś rozmyślał, był nieobecny. No cóż, akcję czas rozpocząć. Rzuciłam moją wymówkę w stronę McGonagall i spokojnie wyszłam przez szeroko otwarte wrota. Gdy byłam poza zasięgiem wzroku, przekradłam się do schowka i wyjęłam wiadro oraz drabinę. Ustawiłam ją przy progu na boku, wdrapałam się na górę z farbą, wyjęłam moje lusterko, żeby zobaczyć kiedy będzie się zbliżać i czekałam. Wiem, że są znacznie łatwiejsze sposoby zafarbowana czyichś włosów, ale tak jest zabawniej i ciekawiej. Po około dwóch minutach zauważyłam, że biedny Sev kieruje sie do wyjścia, więc ścisnęłam wiadro stojąc w pełnej gotowości. Za trzy, dwa, jeden... Teraz! Przechyliłam je i cała jego zawartość zleciała na niczego nie podejrzewającego profesorka. Ja, jako iż wbrew pozorom zdarza mi się być ciamajdą, również niebezpiecznie się przechyliłam, więc puszczając rączkę kubełka i machając szybko własnymi rękami też spadłam na Seva. Na szczęście miał wyciągnięte ręce, bo nic nie widział i próbował coś wymacać. Ja wpadłam na te ręce i pod moim ciężarem oboje runęliśmy na ziemię, a tak się jakoś PRZYPADKIEM złożyło, że on teraz leżał na mnie. Hmmm, niezręczna sytuacja... Odgarnęłam farbę z jego oczu i twarzy. On spojrzał na mnie zdziwiony. Zaśmiałam się nerwowo i zatopiłam się w jego czarnych jak noc, pięknych oczach.
Snape's P.O.V.
Nie wiedziałem co się stało. Najpierw jakaś maź przesłoniła mi widok, potem huk, a na koniec spadło na mnie coś ciężkiego, sprawiając, że upadłem na podłogę, przygniatając to coś lub kogoś. Czyjaś delikatna dłoń przetarła mi oczy i mogłem w końcu coś zobaczyć. Pode mną leżała (T.I.), przepiękna, nieco zawstydzona dziewczyna. Nie mogłem się powstrzymać; schyliłem się i pocałowałem ją. Była zaskoczona, ale od razu odwzajemniła mój pocałunek, wplatając ręce w moje włosy. Przerwałem na chwilę, podniosłem się i pociągając ją do góry ponownie wbiłem się w jej miękkie usta.
*Narracja 3-osobowa*
Wszyscy obecni, czyli praktycznie cała szkoła, siedzieli z wybałuszonymi oczami. Harry'emu i Ronowi najwyraźniej wybuchły teraz mózgi, Hermiona złapała się za serce i osunęła się na Ronalda, a profesor Dumbledore z wielkim wyszczerzem zaczął głośno klaskać.
- Zawsze im cicho kibicowałem - mruknął z uśmiechem do oszołomionej profesor McGonagall. W całej tej sytuacji nikt nie zwrócił uwagi na urocze, różowe włosy Severusa.
***
-Epilog-
Kilka miesięcy po tym wydarzeniu Snape oświadczył się (T.I.), po czym odbyły się przygotowania do ślubu zakochanej dwójki. Ceremonię poprowadził Albus na błoniach zamku, wyglądając nieco komicznie w habicie. Mimo iż czarodzieje nie wierzą w Boga, przystosowali się ubraniowo do zwykłych, mugolskich wesel. Severus był bardzo szczęśliwy widząc swoją przepiękną ukochaną w ślicznej, białej sukni ślubnej kroczącą do ołtarza. Kilka minut później, gdy powiedzieli sobie sakramentalne "Tak", cały Hogwart wiwatował. Przed i po zaręczynach nauczycielka stała się mniej surowa i wredna, za to milsza oraz szczęśliwsza, co było wprost nie do pomyślenia. Można powiedzieć, że uczniowie ją polubili. Mistrz Eliksirów chciał zachować sobie reputację groźnego postrachu Hogwartu, dlatego nadal chodził naburmuszony, ale każdy widział to, że miękło mu serce przy swojej narzeczonej. Na miesiąc miodowy wyjechali do malutkiego, urokliwego miasteczka we Francji, Honfleur*. Dwa lata później urodziła im się córeczka, mała Cath, oczko w głowie Severusa. Stary kretyn bez nosa został pokonany w czasie ciąży pani Snape. Stali się szczęśliwą rodziną bez narażania życia ze strony pana Snape. Trzy lata później na świat przyszedł braciszek Cath, Toby. Drugie imię tatusia.
KONIEC ❤
*Honfleur, prawdziwe miasteczko w regionie Francji, Normandii. Wymowa: "Ąfler" (bez "h")
Witajcie, z góry przepraszam, że miniaturki nie było w środę, ale tu w czwartek sprawdzian, tu spotkanie w piątek, a to znowu nie chce mi się dupy ruszyć. Wybaczcie ;( W końcu dopisałam koniec i jestem z tego zadowolona. A co Wy o niej (historyjce) myślicie? :)
Bye, bye ;3
~AnnNoir 😜
YOU ARE READING
Miniaturki |HP| Character x Reader ❤ [ZAWIESZONE]
FanficMożecie wejść i zobaczyć co siedzi w mojej główce. Serdecznie zapraszam na magiczne miniaturki ze świata nieśmiertelnego Harry'ego Potteraヽ(*≧ω≦)ノ Okładkę wykonała @AgaS223 ;)