Rozdział 4

61 4 0
                                    

Przeszliśmy kilka kroków. Nie odzywaliśmy się do siebie. Słychać było tylko dźwięk silnika kładu Waldka oraz nasze kroki na śniegu.

-Nie jesteś stąd.. prawda?- spytał

-Nie jestem tu tylko z rodziną na czas świąt. Nasza babcia mieszka niedaleko.

-A normalnie to gdzie mieszkasz?

-W Warszawie.-powiedziałam

-O to moje rejony!

-Co masz na myśli?- odparłam całkiem zbita z tropu

-To dość długą historią...

-Mamy czas.-powiedziałam z uśmiechem

-Kilka lat temu moi rodzice się rozwiedli. Przez to pierwsze sześć miesięcy spędzam u mamy w Warszawie a resztę no niestety na tej wsi...

-Dość krótka ta twoja druga historia... Czyli po sylwestrze wracasz z powrotem do mamy?

-Tak i powiem ci że szczerze że nie mogę się już tego doczekać! Tu jest strasznie nudno! 

-I przez to wszystko musisz się zadawać z tymi tępakami?

-W pewnym sensie to tak. Ale uwierz mi jak się ich dłużej pozna to są nawet spoko i na pewno nie da się z nimi nudzić!

-O ile można uznać za gonienie obcej dziewczyny na kładach obrzucając ją śnieżkami za fajną zabawę to powiedzmy że ci wierze...

Zaczęliśmy się chichrać. Widać że ma poczucie humoru nawet po krótkiej rozmowie. Reszta naszej trasy minęła miło i przyjemnie to było naprawdę fajne dziesięć minut.

-O jesteśmy na miejscu! - zawołał Waldek               

Moim oczom ukazał się maleńki drewniany domek w środku lasu. Miał białe ściany i czarny dach a z komina leciał dym. Z prawej strony był duży garaż a z lewej stara wierzba.

-Witam w królestwie wspaniałości i dobroci gdzie każdy chodzi uśmiechnięty i wesoły!!!- powiedział wyłączając silnik - Moja Pani proszę wejść!- kłaniając się 

-O dziękuję mój Panie z ogromną przyjemnością!- odpowiedziała teatralnie dygając

Znowu zaczęliśmy się śmiać.

-Tato! Przyszła wnuczka Pani Łowiczowskiej!-zawołał -Pewnie znowu jest za domem i zajmuje się Foxem.

-To wasz pies?

-Nie to nas lis.
-Macie tu lisy?!- spytałam z dużym zaciekawieniem 

-Tak właściwie to lisa. Tata znalazł go na początku września we wnykach.Niestety maleństwo straciło nogę i wzrok na lewym oku ale jakoś się trzyma.

-Co za i biedactwo...

-Chcesz go zobaczyć?- zapytał
-Eeee... jasne jeśli to nie kłopot?

-Absolutnie nie

Przeszliśmy koło wierzby i starej zdezelowanej taczki z drewnem.
Kiedy byliśmy z tyłu domu teraz zauważyłam że nie jest wcale taki maleńki. Był tam ogród warzywny zasłonięty obecnie folią, sterty zapakowanych choinek i wybudowany domek dla Foxa.

-Tato jesteś tu ?

-Jestem tutaj!

Dźwięk dobiegł z drugiego wejścia do garażu.

-Przyszła wnuczka Pani Łowiczowskiej, Ela.

Z garażu wyszedł wysoki brodaty mężczyzna w granatowym polarze. Miał na nogach obłocone trepy i stare przetarte dżinsy. Na całym ciele miał wióry z drewna.Wyciągnął w moją stronę rękę.

Wysłuchać duchaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz