~~~

112 3 0
                                    

*Kilka dni później*

*Liv*

W moskiewskiej klinice spędziliśmy już równy tydzień. Nadał trwały badania, mające określić czy Michael będzie mógł przejść zabieg pozbycia się trwałej ślepoty. Ostateczną decyzję powinniśmy dostać już wczoraj, lecz lekarze nadal zwlekają z ogłoszeniem wyników.

Niesamowicie się stresuje, no bo niby jest duża szansa, aby Michael się wyleczył... choć z drugiej strony to zwlekanie z ogłoszenie wyników daje mi wyraźne sygnały na to, że coś jednak jest nie tak i nie wszystko pójdzie tak jak sobie to zaplanowaliśmy przylatując tutaj.

- O czym tak myślisz? - zapytał brunet gładząc dłonią moje udo. Siedzieliśmy na poczekalni czekając na wywołanie niebieskookiego do gabinetu na dalsze badania. Powoli zaczynam "ogarniać" się w tym wielkim budynku, co wcale mi się nie podoba, bo oznacza to, że jestem tu zdecydowanie za długo, że MY jesteśmy tu zdecydowanie za długo.

- Nie sądzisz, że lekarze coś ukrywają? - wydusiłam z siebie. Chciałam być z nim szczera, bo mimo faktu, że nie widzi jak się zachowuje, doskonale potrafi wyczuć każdy mój humor, każde moje zwątpienie i każde moje załamanie. Chciałam się również dowiedzieć, jak z jego punktu widzenia wygląda obecna sytuacja.

- Zapewne chcą przebadać mnie jak najdokładniej, bo jednak jest to ich pierwszy zabieg tego typu i nie chcą popełnić błędu. Ich błąd wiązałby się ze zniknięciem moich pozostałych zmysłów, samodzielności, a co za tym idzie życiem roślinki - oznajmił, a ja widziałam jak przemawiają przez niego emocje -  Porażka lekarzy, nawet ta najmniejsza - mówił zastanawiając się dokładnie nad każdym wypowiedzianym słowem. Widziałam, że sprawia mu to trudność, że to słowa wychodzące prosto z jego serca - wiązałaby się z naszym rozstaniem- wyznał.

Początkowo lekko zszokowana nie wiedziałam do końca, co brunet miał na myśli, lecz po chwili dotarło do mnie to, co mówił mi przed wyjazdem. Nigdy nie zgodziłby się na zmarnowanie mojego życia i gdyby fakt, że już w życiu nie będzie mógł chodzić, czuć lub choćby słyszeć mnie oznaczał nasze rozstanie. On chodź z bólem, pozwoliłby mi odejść. Gdybym zaś nie chciała tego uczynić zrobiłby wszystko, abym do końca życia nie opiekowała się nim i żyła pełnią życia. Była szczęśliwa i kochana przez kogoś w pełni sprawnego.

Widzę jak bardzo ubolewa nad tym, że nie jest w pełni sprawny i twierdzi, że przez swoją niepełnosprawność nie jest wystarczająco dobry dla mnie. Już wiele razy próbowałam wybić mu to z głowy, lecz dla niego tylko ten zabieg, tylko odzyskanie wzroku przywróciło by mu pełnię szczęścia i pewność siebie oraz uświadomiło by fakt, że jest idealnym człowiekiem dla mnie, i że to przy nim chcę spędzić resztę mojego życia.

- Wszystko będzie dobrze, dasz radę - oznajmiłam i pocałowałam go pokrzepiająco. Po chwili usłyszeliśmy jak chłopaka wywołuje zaprzyjaźniona z nim pielęgniarka, prosząc o przygotowanie się do pozostałych już, ostatnich badań jakie musi odbyć w owej klinice.

Wyjątkowo dziś, badania nie trwały kilku lub kilkunastu godzin, lecz jedyne półtorej godziny. Po wyjściu z kliniki i tak jak zwykle udaniu się do wypożyczonego na okres naszego pobytu w Rosji auta, pojechaliśmy tym razem nie do centrum miasta  lecz do parku znajdującego się na jego obrzeżach.

Będąc już w parku spacerowaliśmy, rozmawialiśmy i opowiadaliśmy sobie o wzajemnych odczuciach jakie towarzyszyły nam w tym czasie. Robiliśmy to bez skrępowania, tak jak miało to miejsce w Nowym Jorku, tylko że teraz różniło się to wszystko miejscem, czasem, okolicznościami i uczuciami towarzyszącymi nam. Cały czas trzymaliśmy się za ręce.

Ślepa miłość [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz