Dzień 5

343 36 10
                                    

Wstając wcześnie rano, dziewczyna zauważyła, że nie jest w swoim domu. Myślała, że to się jej przyśniło, lecz była w wielkim błędzie. Wszystko wydarzyło się naprawdę.

Nie zwracając większej uwagi na to gdzie jest, wstała z niezbyt wygodnego łóżka i udała się w stronę drewnianych drzwi. Otworzyła je z cichym skrzypnięciem i wyszła z pokoju. Zaczęła rozglądać się na wszystkie strony szukając jakiegokolwiek wyjścia, jednakże nic nie znalazła. Puste pokoje rozmieszczone były po całym domu.

Idąc wreszcie długim korytarzem, znalazła schody prowadzące na dół. Stąpała cicho na placach schodząc po ciemnych stopniach. Znajdując się już na dole, nie zauważyła niczego godnego jej uwagi. Zwykły, stary dom przepełniony stertą kurzu i różnego rodzaju pleśnią na oknach czy ścianach. Dziwił ją jeden fakt. Dlaczego nigdzie nie było tajemniczego chłopaka?

Pochodziła chwilę po pokojach i nigdzie nie znalazła po nim żadnego śladu. Tak, jakby była tu zupełnie sama. Chcąc wejść już po schodach na górę, usłyszała ciche wołanie o pomoc. Krzyki dochodziły z pewnego pokoju, do którego Susan nie miała wstępu. Nie wiedzieć czemu drzwi były zamknięte, jako jedyne w tym przeklętym domu. Obróciła się na pięcie i udała w stronę usłyszanego dźwięku. Łapiąc za klamkę nic nie zdziałała.

Zaczęła klnąć pod nosem nie mogąc zmierzyć się z drewnianymi drzwiami. Krzyki stawały się coraz głośniejsze więc dziewczyna zaczęła popadać w panikę. Szarpała, kopała, a nawet próbowała je wyważyć. Nic z tego. Chciała sięgnąć do kieszeni spodni po telefon, ale zorientowała się, ze go tam nie było. Spanikowała jeszcze bardziej. Brak kontaktu ze światem powodował, że dziewczyna zamykała się w sobie. Kiedy stała oparta rękoma o drzwi z opadniętą głową, poczuła nagle czyjś gorący oddech na karku i duże dłonie na biodrach. Następnie delikatny pocałunek w szyję sprawił, że stała jak sparaliżowana.

- I tak tam nie wejdziesz... - wychrypiał jej do ucha morderca i przegryzł delikatnie jej płatek.

Przyciągnął ją bliżej siebie i obrócił tak, by była twarzą do niego.

- Podobał ci się wczorajszy pocałunek? - spytał z niewinnym uśmieszkiem. - Bo ja muszę przyznać, że od początku chciałem to zrobić.

Włożył ręce pod jej bluzkę i zaczął nimi jeździć po rozgrzanej skórze dziewczyny.

Sparaliżowana strachem Susan, nie mogła się poruszyć. Przestępca był coraz bliżej jej piersi. Składał pocałunki na jej szyi, szczęce, aż wreszcie dotarł do ust. Na początku dziewczyna chciała mu odmówić, lecz gdy jego wargi dotknęły jej własnych, ogarnęła ją fala spokoju. Rozluźniła się pod jego dotykiem i dała się ponieść chwili. Całował ją powoli i namiętnie, tak jakby rozkoszował się tym momentem. Gdy jego język delikatnie dotknął jej wargi poczuła przyjemne ukłucie w dole brzucha.

Lecz nagle do głowy przyszła jej myśl, która zepsuła to wszystko i sprawiła, że Susan odepchnęła od siebie chłopaka. Popatrzyła na niego z nienawiścią palącą się w jej oczach. Nienawidziła go z całego serca. Uprowadził ją i chcę jej śmierci. Nie myśląc wtedy już o niczym zamachnęła się i z płaskiej ręki uderzyła chłopaka w twarz. Sama nie wie dlaczego to zrobiła. Po prostu z sekundy na sekundę zrozumiała kim jest ten człowiek. To zwykły psychopata i morderca.

Na początku myślała, że chłopak jej odda, lecz on stał tylko w miejscu i drżał z wściekłości. Jego niespokojny oddech i morderczy wzrok przyprawiały Susan o dreszcze. Nie wiedziała co robić, ani gdzie pójść. Zdecydowała się w końcu iść do tego przeklętego pokoju, w którym niedawno się obudziła i zostać tam do końca dnia. Jednak gdy tylko stanęła na pierwszym stopniu chłopak złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.

- Nie będę tolerować tego co przed chwilą zrobiłaś. Na pewno nie puszczę ci to płazem. Za twoje nieodpowiednie zachowanie zostaniesz ukarana. - zagrzmiał groźnie. - Jak tak bardzo chciałaś wiedzieć co znajduje się za tymi drzwiami, to teraz sama tam wylądujesz. Będziesz teraz mogła szpiegować do woli.

Przyparł ją do ściany, a sam sięgnął po klucz i otworzył nim drzwi. Wepchnął ją do środka tak, że prawie wywaliła się na schodach prowadzących do piwnicy.

- A i jeszcze jedno. Jak możesz, to ucisz tego pierdolonego wyjca bo inaczej rozstrzele mu łeb. - rzucił jeszcze i zamknął z trzaskiem drzwi. Stała tak chwilę czasu i przyglądała się poruszającej postaci za drzwiami. Zeszła dopiero wtedy gdy usłyszała jęk dochodzący z dołu.

Kiedy znajdowała się już na zimnej betonowej podłodze zobaczyła w rogu zakrwawionego chłopaka. Był blady i słaby. Podbiegła do niego i uklęknęła przed nim. Jego biała jedwabna koszula pokryta była krwią. Najbardziej zakrwawione miejsce było na przedramieniu. Ślady krwi tworzyły jakieś znaki. Podwinęła mu delikatnie koszulę i zauważyła wyciętą na jego ręce liczbę: 21.

~*~

Gwiazdki i komentarze mile widziane!!! 😍😍😍 xx

Dziewięć dni // Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz