List Pożegnalny...

2.8K 125 18
                                    

Czasem siadam przy biurku. Biorę długopis z czarnym wkładem- dlaczego ten kolor? Jest jak moje życie - smutne, beznadziejne i takie... Czarne. Barwa ta ukazuje to jak bardzo moja egzystencja jest zwyczajna, czarno-biała, wręcz binarna. Zera i jedynki, niczym czerń i biel to moje decyzje - zawsze takie same i przewidywalne.
Szukam kartki. W kratkę , linię, bądź czystą- nie ważne. Zazwyczaj na tych kartkach pojawiały się rysunki - mroczne rysunki, wyrażające moje uczucia, emocje, humor. Często nawet, próbując podszkolić swoje umiejętności w rysunku, twarze dzieci przybierały dosyć straszny wygląd - brak oczu, wylewająca się z nich krew, czy diabelskie rogi były tylko wierzchołkiem góry lodowej, której tak ogromna jeszcze część kryje się pod taflą oceanu. Teraz będzie tam co innego... Biorę do dłoni długopis. Moje zawahanie powiększa się z każdą sekundą, ale w końcu przykładam go do kartki i piszę...

Kochana mamo.
Przepraszam, że byłam beznadziejną córką.
Przepraszam, że się za mnie wstydziłaś.
Przepraszam , że się martwiłaś, gdy długo nie wracałam.
Przepraszam.
Mamo, ja umiem przeprosić , ale czy Ty to potrafisz?

Wróć... Skreślam ostatnie, to jest nie potrzebne - tak, jak ja...

Mówiłaś, że mnie kochasz - mówiłaś.
A potem brałaś zamach i uderzałaś, biłaś, nie miałaś w stosunku do mnie choćby krzty szacunku . Bolało.

Przytulałaś, pocieszałaś, a potem? Wyzywałaś jak tanią dziwkę, którą nigdy nie byłam.

Raniłaś mnie, jak na wojnie. Umiałaś rozstrzelać prawdą i przydusić słowami, których nie chcę pamiętać. Strzelałaś, a ja cudem unikałam strzału prosto w serce.

Moje życie z Tobą było jak Rosyjska ruletka, w którą grałam sama z sobą, ale w ostatnim momencie lufa pistoletu się osuwała zostawiając tylko krwawiącą rankę, która przy każdym kolejnym strzale stawała się coraz to większa, aż w końcu jej ogrom zaczął mnie przerastać.
Bolało.

Takie życie nie ma sensu, tylko ranisz. Żegnaj.

Twoja córka.

Teraz czas na list dla Ciebie, kochanie. Ten będzie trudniejszy...

Cześć Kochanie.

Nie wiem dlaczego nadal nazywam Cię skarbem, kotkiem, kochaniem - w dodatku moim... Ty mnie tak bardzo zraniłeś, a ja nadal miałam odwagę używać takich zdrobnień, albo mieć gdzieś z tyłu głowy jakikolwiek szacunek dla Twojej osoby.

Zostawiłeś dla niej. A ja Cię tak potrzebowałam. Pragnienie Ciebie obok było tak ogromne, że wyobrażenie sobie przyszłości i jednocześnie braku Twojej osoby u boku było niemożliwe, choć gdy o tym myślę w mojej głowie pojawia się pytanie - czy to była miłość, a może już tylko przyzwyczajenie?

Potrzebowałam Cię, gdy ona biła, gdy nic nie było po mojej myśli, kiedy słowa tak mocno bolały.

Mimo, że mnie zostawiłeś - ja Ciebie tak kocham - jak nikt inny. Zraniłeś mnie tak strasznie, a ja wybaczyłam.
Nie raz, ani nawet nie dwa...

Nie umiem już z Tobą pisać, nie umiem rozmawiać. Zniszczyłeś mnie. Nie umiem kochać. Nie wiem jak to jest. To też boli - bardziej, niż jakikolwiek ból fizyczny.
Nie potrafię mieć uczuć. Został tylko ten cholerny ból, strach, żal i beznadziejność. One zajęły Twoje miejsce - niestety...

Twoja beznadziejna Samantha.

Piszę te cholerne listy pożegnalne, a co jest w tym chore? To, że nikt ich nie zobaczy. Rzucam długopisem o ścianę, a z oczu zaczynają lać się łzy.
Kurwa, przepraszam, wszystkich za wszystko. Jestem beznadziejna, potrafię tylko zawodzić - przepraszam.

Biorę zapalniczkę i podpalam te durne kartki. Piszę je, żeby się wyżyć, aby wypłakać każdą łzę, która z jakiegoś powodu śmie nadal zalegać we mnie, chodź i tak zamiast na papier to przeleje się na moją psychikę i kolejne blizny. Inaczej nie umiem - za to też przepraszam. Płoną - tak, jak moje życie, emocje i psychika, która z każdą sekundą jest w coraz gorszym stanie. Niczym stara pamiątka rodzinna, która od pokoleń leży na zakurzonym strychu, w kącie, którego nikt od dawna nie odwiedził -
stoi wśród brudu, pajeczyn i ich mieszkańców, stopniowo niszczejąc.

Samobójstwo nieidealne... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz