Szara Rzeczywistość.

208 14 4
                                    

Mróz muskał moje gołe dłonie. Nigdy nie lubiłam nosić rękawiczek, mimo, że za dzieciaka miałam ich aż kilka par - zdołałam założyć je zaledwie kilka krótkich razy. Od kiedy pamiętam preferowałam ukryć zmarznięte kończyny w zwykłych kieszeniach mojej kurtki, które często kryły wiele niespodzianek. Dziś, na przykład, okazało się, że w jednej z nich skrył się banknot, zdażało mi się, że po zakupach zamiast schować resztę do portfela, który i tak trzymałam w rękach w celu uregulowania należności, to pieniądze lądowały zawinięte z paragon właśnie w moich kieszeniach - co wynikało z mojego jakże irytującego lenistwa.

Dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad sklepowymi drzwiami oraz  wielu ludzkich głosów, uświadomiły mi dotarcie do pobliskiego supermarketu, w którym bardzo często robiłam codzienne zakupy. Chwyciwszy koszyk ruszyłam w podróż wśród obładowanych towarem alejek. Nie wiem, czy atmosfera jaka panowała w tym czasie we wszystkich  lokalach usługowych była dla mnie miłą odskocznią od rutyny, jaką przeżywałam cały rok, czy raczej była wręcz irytująca. Łańcuchy, mikołaje, te wszystkie świąteczne ozdoby, muzyka, kolędy i aż na końcu szczęśliwe uśmiechy rodzin robiących świąteczne zakupy - wszystko to poniekąd mnie przytłaczało.

-Dwadzieścia pięć osiemdziesiąt dwa. - Rzekła w moim kierunku kasjerka równie zmęczona otoczeniem co ja - w końcu cały dzień musiała ciężko pracować, wysłuchiwać niezadowolonej klienteli, a to wszystko na podwójnych obrotach. Okres świąteczny w takiej branży był bardzo dochodowy, ale - co za tym idzie - wykańczający.

Podałam kobiecie odliczoną co do grosza kwotę z niemrawym uśmiechem i odeszłam mówiąc szybkie do widzenia i życząc miłego dnia, choć wiedziałam, że pewnie taki nie będzie.

Gdy dzwoneczek w kolorze złota pożegnał mnie, podczas wybycia z pomieszczenia, wzięłam głęboki wdech, wywracając oczy ku górze. Moją uwagę przykuła pogoda. Sporemu mrozu towarzyszyły teraz drobne płatki śniegu. W jednej ręce trzymając reklamówkę z tanim winem, mlekiem, zupkami w proszku i kilkoma innymi produktami spożywczymi, uniosłam drugą w górę łapiąc zimme pierzynki - jako dziecko uwielbiałam zimą spędzać całe dnie siedząc na parapecie i wgapiając się w niebo, śledząc wzrokiem spadające - jak to określałam - kruszki, które nie mam pojęcia dlaczego, tak bardzo przypominały mi fajerwerki. Na te wspomnienie, do głowy przyszło kolejne - wtedy jeszcze miałam kochającą rodzinę, dla której liczyłam się tylko ja, a jedynym problemem był dylemat czy umówiłam się z koleżanką z podwórka na dziesiątą czy jedenastą. Tak bardzo tęskniłam za tymi czasami.

Nim się obejrzałam, zdążyłam wdrapać się na czwarte piętro i otworzyć drzwi do mojego skromnego, małego, pustego mieszkania. I chodź jego wystrój był bogaty, a może nawet nieco przekombinowany, to pustka dotyczyła braku żywej duszy, oprócz mnie samej nikt tu nie mieszkał. Muszę przyznać - doskwierała mi okropna samotność. Mimo, że odczuwałam ją przez prawie całe życie, to teraz - w jeszcze niedawno obcym mieście - to uczucie druzgocząco się powiększyło.

Zdjęłam kurtkę, jednocześnie patrząc w duże lustro wiszące na korytarzu. Dostrzegłam wypraną z uczuć, popchnięta na głęboką wodę, młodą dziewczynę, która mimo, że nigdy nie chciała, to szybciej musiała zacząć dorosłe życie. Mimo, że w pracy, którą całym sercem uwielbiała, uśmiech choćby na chwilę nie schodził jej z ust, to gdy zamykała drzwi do swojego obecnego miejsca zamieszkania, znikał on bardzo szybko.  Wszechobecna tu pustka sprawiała wrażenie, że czas się zatrzymał. Czegokolwiek nie robiłam - on mijał tak nieubłaganie wolno. Czasem mam wrażenie że razem z nim wstrzymało się moje ciało - było takie jak jeszcze kilka lat temu - w domu rodzinnym. Oczy, z których wylewał się smutek, ten sam wzrost, figura, kolor i długość włosów.  Jedyne co uległo zmianie to ówczesne rany na rękach - teraz były tylko mało widocznymi bliznami, a niektórych już w ogóle nie było.

Zasiadłam wygodnie na kanapie, wykąpana i przebrana w czarną, koronkową koszulę nocną i satynowy, delikatny szlafrok. Zaległam przed telewizorem, wyszukując jakąś komedię romantyczną - co nie było u mnie normalnym zjawiskiem, preferowałam anime - czułam się przez to jak małe dziecko, którym przecież podobno od dawna nie jestem. Japońskie kreskówki sprawiały, że mogłam zapomnieć na chwilę o tym okrutnym świecie i dać ponieść się fantazjom. Otworzyłam wino i zaczęłam pić, w tym samym czasie bacznie wlepiając oczy w ekran. Filmy tego typu nigdy mnie nie wzruszały, nie płakałam nawet na ,,Titanicu"!  Czasami zaczynałam już myśleć, że to przez mój brak uczuć i nieumiejętność okazywania wszelakich emocji...

A potem z każdym kolejnym łykiem słodkiego alkoholu - jakoś to poszło.

Samobójstwo nieidealne... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz