(3) NIE MOGĘ

907 110 8
                                    


Środa, 15:41

— No chyba już całkiem cię posrało, młoda. Co jak szef się dowie? Jak się mu wytłumaczysz? Od razu uprzedzam: mnie w to nie mieszaj. — Jorgen warczał jak wściekły pies i agresywnie gestykulował rękoma. Linnea siedziała podparta przy biurku, jednym uchem wpuszczając to, co do powiedzenia miał kolega, a drugim wypuszczając. Dlaczego mu o tym powiedziała? Że dokładnie dzisiaj wieczorem idzie spotkać się z jednym ze świadków w sprawie skoczni. Może chciała udowodnić, że bardzo dobrze poradzi sobie sama i okręgowi mogą ją co najwyżej cmoknąć w dupę?

— Przecież ci mówiłam, że idę sama i załatwię to sama, więc nie rozumiem o co się rzucasz. —odpowiedziała, leniwie bawiąc się długopisem.

— O co się rzucam? Kobieto, przecież wiesz dobrze, że razem pracujemy nad tą sprawą. Ja też dostanę za to po uszach.

— No to dlatego wolałam cię uprzedzić, żebyś później nie robił kwaśnych min. I nikt się nie dowie, spokojnie. Chyba, że dalej będziesz tak okropnie darł ryj... Wtedy to co innego. — Linnea posłała koledze cwaniacki uśmiech, podnosząc się z fotela. Mężczyzna uniósł jedną brew ku górze, po czym parsknął cichym śmiechem i pokręcił głową.

— Co jak z Oslo też cię wyrzucą? Gdzie celujesz dalej, młoda? — Jorgen wystawił język w kierunku kobiety, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Dorosły, czterdziestoletni mężczyzna, z żoną, dzieckiem, domem i budą dla psa, a zachowywał się jak gimnazjalista.

— Gdzieś, gdzie będzie cieplej. Słabo się robi od tego śniegu.

Środa, 18:37

Linnea od dwudziestu minut stała w korku, próbując wyjechać z Oslo. Na spotkanie z Danielem wybrała się od razu po pracy. Bardzo dobrze wiedziała, że w życiu nie zdążyłaby wrócić do domu i przebrać się w coś lepszego niż szary, gruby sweter i czarne dżinsy, które były obrane od sierści kocurów jej sąsiadki.

Ulice Oslo wyglądały już nieco lepiej. Większość śniegu zniknęła, bo i mróz zelżał, powodując niezmierną radość u każdego mieszkańca miasta. Rano miała dosyć spory problem z wyjazdem do pracy, bowiem pół godziny odśnieżali jej uliczkę i podjazd. Kolejny raz podziękowała sobie w duchu, że zdecydowała się na zakup swojego czarnego SUV-a, a nie malutkiego Fiata 500, w którym czułaby się jak sardynka w puszce. Być może niechęć do małych rzeczy, samochodów czy przestrzeni była spowodowana jej kompleksem mniejszości. Próbowała w jakiś sposób nadrobić swoje 160cm wzrostu.

Pod barem znalazła się trzy minuty przed czasem. Jakbym w pracy też była przed czasem to jeszcze by sobie pomyśleli, że może chciałabym wziąć nadgodziny, pomyślała, śmiejąc się cicho pod nosem. Poprawiła broń umocowaną w pasie, dokładnie zakrywając ją swetrem i czarnym płaszczem. Zawsze starała się ukrywać pistolet najdokładniej jak tylko potrafiła. Wiedziała jak ludzie reagują na widok giwery. Zwłaszcza w rękach kobiety, która wyglądała jakby co dopiero skończyła szkołę.

Lubiła to miejsce. Nie było tutaj nikogo oprócz zmęczonych kierowców tirów, których nie obchodziło nic, oprócz dobrego jedzenia i ładnych kelnerek. Linn od razu zauważyła blondyna, który siedział w kącie tyłem do niej i przeglądał coś na telefonie.

— Nie spóźniłam się. — szepnęła nachylając się nad Danielem i stukając w tarczę zegarka, który młody mężczyzna miał na lewym nadgarstku. Tande mimowolnie podskoczył, nerwowo spoglądając w stronę kobiety. Po chwili analizowania posłał jej ciepły uśmiech i poderwał się, aby pomóc jej ściągnąć płaszcz.

KRWAWA SKOCZNIA ♦ Daniel-André Tande | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz