Rozdział XVII

143 11 2
                                    

●Magda●

Pakowałam rozrzucone na komodzie znajdującej się przy wejściu czapki, szaliki i rękawiczki. W pewnym momencie w samym rogu mignął mi dość spory biały pompon. Chwyciłam go w rękę i spośród innych materiałów wyłoniła się jaskrawozielona czapka wzbogacona licznymi przyszywkami. Stanęłam bez ruchu trzymając ją w rękach i tępo na nią patrząc. W jednej chwili przez głowę przeleciały mi wszystkie wspomnienia związane z Domenem. Usiadłam na komodzie i ścisnęłam materiał mocniej czując gromadzące się w moich oczach łzy. Spływały powoli po moich rozgrzanych policzkach, a ja coraz bardziej zdawałam sobie sprawę co spieprzyłam. Chciałam to naprawić, ale nie miałam pojęcia jak, przecież on nie chce mnie widzieć. Co nie zmienia faktu, że muszę oddać mu czapkę. 

-Zaraz wrócę!- krzyknęłam i zanim Majka czy Adam zdążyli zareagować wzięłam kurtkę, czapkę Domena i wyszłam z mieszkania. Mogliby mi odradzać, albo dać do zrozumienia, że to nie ma sensu, ale ja muszę chociaż spróbować. Muszę go chociaż zobaczyć.

Wyszłam na zewnątrz zapinając kurtkę pod szyją i narzucając na głowę kaptur. Na wciąż wilgotnych policzkach poczułam przyjemny chłód i pewnie trzymając w ręce czapkę podążyłam w stronę ośrodka sportowego. 

***

●Domen●

Usłyszałem pukanie do drzwi. Ociężale podniosłem się z łóżka z zamiarem ich otworzenia, ale wtedy z drugiej strony usłyszałem przytłumiony głos.

-Domen to ja. Otwórz proszę.

Słysząc głos Magdy z zawahaniem zsunąłem rękę z klamki patrząc zszokowany na drzwi. Nie spodziewałem się jej tutaj, nie teraz. Nie mogłem jej otworzyć...albo nie potrafiłem. Na pewno nie byłem na to gotowy, bo gniew i rozczarowanie jakie do niej odczuwałem nie zdążyły minąć. Z drugiej strony jednak moje uczucia do dziewczyny wciąż były aktualnie i nadal ją kochałem. Dlatego jak ostatni kołek stałem tam bez żadnej reakcji walcząc z kotłującymi się we mnie myślami i uczuciami. Chciałem otworzyć te cholerne, dzielące nas drzwi przytulić ją i powiedzieć, że jej wybaczam, ale moja zraniona duma mi na to nie pozwoliła.

-J-ja tylko chciałam oddać ci czapkę. Pamiętasz kiedy mi ją dałeś? To była nasza pierwsza randka. - zaśmiała się delikatnie pociągając nosem i kontynuowała a ja oparłem czoło o drewno i słuchałem- Wtedy jeszcze chciałam zrealizować ten cały popieprzony plan, przynajmniej na początku. Tak świetnie się z tobą czułam, byłam taka szczęśliwa, a ty...ty traktowałeś mnie z taką troską. Zaczęłam się w tobie zakochiwać, nawet o tym nie wiedząc i zmieniłam się dzięki temu. Zaczęłam rozumieć co jest najważniejsze i to co chciałam zrobić wcześniej stało się już po prostu nieaktualne. Nie zmienia to oczywiście faktu, że w ogóle nie powinnam tego robić i tak strasznie cię za to przepraszam. Nic mnie nie tłumaczy, więc po prostu cię przepraszam. Wiem, że pewnie mnie nienawidzisz i to rozumiem, ale chcę żebyś wiedział, że cię kocham i to naprawdę. Niczego w życiu nie byłam bardziej pewna jak tego, że cię kocham. Właśnie dlatego chcę dla ciebie najlepiej i po tym jak cię zraniłam powinnam zniknąć z twojego życia. Żegnaj Domen.- zaszlochała i po chwili usłyszałem jak powoli się oddala. Osunąłem się po drzwiach upadając głucho na podłogę i ukryłem twarz w dłoniach. Jak wcześniej uczucia i myśli mieszały się w mojej głowie tak teraz panowało w niej istne tornado. Ledwo łapałem oddech próbując daremnie poukładać to wszystko, a serce waliło mi tak, jakby zaraz miało wyskoczyć. Wściekłość na Magdę niemal całkowicie ustąpiła, ale pojawiła się niepewność. Nie wyobrażałem sobie, że to wszystko miałoby tak po prostu wrócić do rzeczywistości, ale życia bez niej też kompletnie nie potrafiłem sobie wyobrazić. Bez jej uroczego śmiechu, tego jak lubiła się przytulać i dałaby zabić za frytki, nawet bez tego jak czasami mnie wkurzała. Z każdą chwilą kochałem ją jeszcze mocniej, ale wciąż gdzieś wewnątrz mnie była ta cząstka niepewności skutecznie powstrzymująca mnie przed pobiegnięciem za nią. 

Tylko dziś należy do nas.-short story ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz