Otworzyła oczy jak oparzona i od razu pisnęła od światła jakie uderzyło w jej czerwone tęczówki.
- Światło zgasić proszę... - warknęła zaspana i po omacku szukała wyłącznika, czegokolwiek, aby pozbyć się upierdliwego źródła oświetlenia.
- Słońca jeszcze nie potrafisz zgasić. - usłyszała nieznajomy głos i poderwała się na równe nogi obserwując swoje otoczenie i szukając w nim nieznajomego.
- Ha? A ty kim jesteś? - spytała widząc przed sobą wysokiego blondyna ubranego w schludne ubrania.
- Francis Scott Key Fitzgerald.
- Wystarczy Fran, prawda? - spytała z niewinnym uśmiechem przewidując, że nie zapamięta jego pełnego imienia. Szef gildii odchrząknął cicho i posłał jej uśmiech.
- Zapewne zastanamiasz się co tutaj robisz, prawda? - spytał zmieniając temat. Oparł się o ścianę pomieszczenia podobnego do lochu.
- Zaprawdę powiadam, że masz rację. - odpowiedziała teatralnie z prychnięciem na końcu.
- Zostałaś porwana. Może nie będziesz warta tyle ile Tygrys na czarnym rynku, ale dostaniemy za ciebie dużo pieniędzy. Jak narazie przeczekasz sobie do końca wojny tutaj a potem jeśli będziesz grzeczna zawieziemy cię na zagraniczny rynek i sprzedamy. - wyjaśnił potulnie. Taname zaczęła się po cichu śmiać co zdziwiło Scotta.
- Nie mów mi co będzie jeśli będę "grzeczną dziewczynką", tylko co będzie jeśli będę demonem w ludzkiej skórze. - prychnęła spokojnie z rozbawieniem.
- Zabijemy cię. - odpowiedział bez żadnych wstępnych przemówień.
- No, no, no... Powiedz, kiedy jest wyznaczony termin egzekucji? - spytała otaczając się ponurą atmosferą.
- Już niedługo, lady. - prychnął z zadziornym uśmiechem Fitzgerald. Tuż koło jego policzka przeleciało ostrze i wbiło się w ścianę lekko przecinając skórę. Z rany wypłynęła krew co wzbudziło w mężczyźnie podziw. Jeszcze nikt nie zdołał go zranić za pierwszym ciosem.
- Konkretnie ile czasu mam na ucieczkę. - zanim wyszedł z szoku dziewczyna stała przed nim trzymając go za fraki. Uśmiech na jego twarzy zniknął momentalnie.
- Godzina. Masz godzinę, aby dożyć egzekucji. - odpowiedział syknięciem niezadowolenia odpychając dziewczynę i chcąc spokojnie wyjści z celi, co było mu nie dane. Dziewczyna szarpnęła go za rękaw i wciągnęła do środka pomieszczenia a sama wyszła z celi.
- Chyba wygrałam. - powiedziała z uśmiechem kręcąc na palcu klucze do owego pokoju. Zerknął na nię zaskoczony, lecz nawet nie zdążył zareagować a Taname już go zamykała na klucz. Świetnie, ale co teraz? W działaniach pochodnych i szybkich może nie jest świetna, ale wtstarczająco dobra, aby wyjść z tego bez zadrapania. Z jednej strony korytarza nadchodził jakiś mężczyzna ubrany w garnitur. Uśmiechnęła się i schowała się w kącie czekając na odpowiednią chwilę.
- Wybacz, ale w pokera rozbieranego tym razem nie zagramy. - wyszeptała mu do ucha przykładając mu scyzoryk do krtani. Ogłuszyła go i przystąpiła do... Rozbierania go i wbijania się w ubrania agenta.
Tymczasem w obu organizacjach panował nie mały zamęt, ponieważ Gildia zrobiła kolejne kroki. Szefów nie tylko to denerwowało. Doszły ich słuchy, że Taname także została porwana przez wroga.
- Akutagawa, wyruszysz na statek gildii - powiedział Ougai do swojego wiernego pracownika. - I odbijesz Taname przed Agencją. - dodał śmiertelnie poważny. To samo zadanie dostał Atsushi. Obaj nie mogli nikomu powiedzieć o planie odbicia dziewczyny.
Komu bardziej zależało na jej odbiciu? Kto wie? Atsushi mniej znał dziewczynę, ale rozkaz od szefa to rozkaz.
A Akutagawa? Trudno powiedzieć co wtedy czuł. Złość? Chęć mordu? Na pewno, ale coś jeszcze go dręczyło. Jakieś inne uczucie. Tylko jakie?
- Ej, stary co ty tu jeszcze robisz? Jest ewakuacja! - krzyknął jeden z agentów, którzy nabrali się na strój Taname. Ukrył stres pod maską obojętności. Wiedziała wszystko. Wszystkie ich plany łącznie z tym. Usunęła pamięc temu prawie nagiemu nieszczęśnikowi i wiedziała o wszystkim. W tym całym zamęcie nie mogła przemyśleć paru spraw. Jak uciec z tego statku i jak powiedzieć o tym innym. Chyba, że już wiedzą?
- Tak, tak zaraz idę. - powiedziała męskim głosem, gdy zauważyła w jakimś pomieszczeniu starszego mężczyznę z brodą i fajką w ustach. Weszła do środka ostrożnie i przeraziła się widząc pod stopami Yokohame z lotu ptaka.
- Wiem kim na prawdę jesteś. Lepiej uciekaj ze statku jeśli chcesz żyć. - odpowiedział starzec obserwując jej zachowanie. Wzdychnęła i rozpięła marynarkę czując ulgę od opinającego ubrania.
- I nie zamierzasz mnie zabić, albo coś w tym sensie? - spytała już normalnym głosem podchodzac bliżej mężczyzny.
- Śmierć czeka każdego na pokładzie mojego dzieła. - odpowiedział spokojnie na co Taname wytrzeszczyła oczy.
- Twojego dzieła?! Łooo znasz się na rzeczy. - skomentowała zachwycona arcydziełem starszego człowieka. Usłyszała jego śmiech i wróciła na ziemię... Nie dosłownie.
- Uwielbiasz wolność z tego co słyszałem i widziałem, prawda? - spytał patrząc na nią przyjaznym wzrokiem.
- Najgorsze dla takiej osoby jest sytuacja w której trzy organizacje chcą mieć cię na wyłączność. - wzdychnęła zmęczona. Dick miał rację, kocha wolność. Dlatego działa sama, bo nie na żadnych ograniczeń. Miłość też jest pewnym ograniczeniem dla niej i dla ludzi. Nawet nie rozpaczała po zdradzie jej chłopaka. Nie miała na to czasu i nawet ochoty. Ale ostatnio miała takie dziwne uczucie w sercu, jakby jej czegoś brakowało. Tylko czego?
- Taname? - głos starca przerwał jej myśli. Podrapała się po karku i uśmiechnęła niewinnie. - Zadzwoń do jednego z szefów. Wybór musisz podjąć teraz. - dodał i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że mężczyzna wysłał na jej telefon numery do Ougaia i Fukuzawy. Wiedziała, że teraz jej wybór musi być ostateczny.
- A co jeśli nie będę umiała... Współpracować? - spytała niepewnie patrząc na ekran komórki. Moby wstał z krzesła i podszedł do niej powolnym krokiem. Położył dłonie na jej ramionach i posłał jej uspokajający wzrok. Człowieku, jak ten facet działa na drugą osobę!
- Jesteś mądrą i sprytną, młodą kobietą. Jestem pewny, że jeśli uwierzysz w siebie żadna przeszkoda nie będzie dla ciebie przeszkodą. - powiedział spokojnie. Taname potrzebowała dosłownie chwili, aby przeanalizować jego wypowiedź, po czym uśmiechnęła się do niego serdecznie.
- Dziękuję za wszystko. - bąknęła i wybrała jeden z numerów przykładając słuchwkę do ucha.
Czas mijał nieubłagalnie. Francis wydostał się z pułpki i czekał na przyjście Atsushiego do jego gabinetu. Nie ewakuował się ze statku. Czekał na ostateczną walkę.
Atsushi znalazł się już na statku i szukał swojego celu. Nagle wszedł do jakiegoś pomieszczenia. Był tam Moby Dick. Sam. Nie wiedział, że czarnowłosa wyszła z tego pomieszczenia przed nim. Minęli się! Najzwyczajniej w świecie minęli się.
Akutagawa też szukał. I przy okazji uświadomił sobie co to za dziwne uczucie siedziało w jego sercu. Tęsknota przez ostatnie dwa lata napawała jego serce a teraz... Nadzieja.
CZYTASZ
My enemy Akutagawa
FanfictionDo miłości od nienawiści tylko jeden krok... CZĘŚĆ PIERWSZA DO "WHO ARE YOU".