Dużo rzeczy tu się nie zgadza z serialem więc cóż, bez spin.
Murphy był wdzięczny. Mimo tego, jak potraktował Charlotte - dziewczynkę, przez którą prawie zginął i to z rąk swojego przyjaciela, ludzie, z którymi przyleciał na Ziemię przyjęli go z powrotem. Mimo, że został wygnany i zagrożono mu śmiercią. Ale John wiedział, że zrobili to tylko dlatego, że mógł im się przydać. Być może też dlatego, że nie chcieli wypuszczać go w las w tak krytycznym stanie. Ziemianie porwali go niedługo po tym, jak Bellamy i reszta zostawili go na pastwę losu. Przetrzymywali go w nieludzkich warunkach i poddawali straszliwym torturom. Sam dziwił się, że jeszcze żyje. Potem go wypuścili, a on dotarł aż tu - do obozu. Brawa dla niego.
Wiedział, że żadne z nich (a w szczególności pan seksowny dupek Blake) go tu nie chce. Ale Clarke nie byłaby sobą, gdyby zezwoliła na jego śmierć lub wygnanie, teraz, kiedy siedzi w kącie cały we krwi, słaby i poturbowany. Miała się kim zająć. Na szczęście cała ta broń biologiczna przestała się rozprzestrzeniać i tylko kilkoro z ich ludzi na tym poważniej ucierpiało.
Co jakiś czas ktoś przynosił mu wodę, jedzenie, zmieniał opatrunek. Zazwyczaj była to Clarke, ewentualnie Finn. Pokojowy chłopak. Miał kupę czasu na spokojne leżenie i rozmyślanie nad tym, co zrobił źle. U Ziemian tak nie było. Tam był tylko ból. Teraz także cierpiał, nie tylko zewnętrznie. Nie chciał tu przebywać z myślą o tym, że kiedy trochę mu się polepszy znów będzie musiał odejść i kto wie, co się z nim stanie. Łzy napłynęły do jego oczu z bezsilności. Próbował się podnieść, lecz to przyniosło tylko kolejną falę bólu. Po kilku próbach udało mu się usiąść. Rozejrzał się dookoła siebie. Było tu jeszcze kilku rannych, ale chyba nikt nie był w tak złym stanie, co on. Jak zwykle czując się niechcianym i niepotrzebnym wrócił do poprzedniej pozycji, aby po chwili zasnąć z zastygniętymi łzami na policzkach.
Wybudził się z krzykiem. Przez chwilę leżał jak sparaliżowany nie mogąc złapać oddechu. Znów koszmar. Pewnie, jak zwykle ten sam. Biegnie nocą po lesie pełnym Ziemian i demonów. Jego własnych. Tyle dobrze, że budząc się za wiele nie pamiętał. Tylko te najważniejsze fakty. Czuł, jak zasycha mu w gardle. Był zbyt słaby, żeby wstać. Zbyt słaby, żeby poprosić o pomoc. Mógł tylko cierpieć. Ale przecież należało mu się. Za te wszystkie złe uczynki, których dokonał. Wstrzymał łzy, a jego ciało wypełnił gniew. Potrzebuje wody. Dużo wody. Jęknął z bólu, gdy powoli się podnosił. Ból był rozdzierający, ale Murphy chciał zrobić jakiś krok do przodu. Musiał się napić. Ręce mu drżały, ale jakoś mu się udało usiąść. Potem obrócił się w stronę wyjścia zaciskając zęby. Chwiejnie wstał, lecz nie utrzymał się długo na nogach. Padł na ziemię z trzaskiem. Chyba uderzył w coś głową. W coś metalowego. Tym razem ból był trochę inny. Tępy, pusty, ale silny. Po raz kolejny jęknął z wysiłku próbując czołgać się po ziemi. Dopełzł może metr dalej po czym otarł się o wystający kołek tworząc nową ranę. Z jego gardła wydobył się słaby krzyk, jednak na tyle głośny, by usłyszał go pewien chłopak. Jego demon. Bellamy Blake, który najwidoczniej pełnił dziś rolę wartownika.
Wszedł zaniepokojony z bronią w ręku do namiotu, lecz gdy ujrzał leżącego na ziemi John'a zmienił swój wyraz twarzy. Nie było tam już zatroskania, tylko obrzydzenie i obojętność. Murphy wiedział, jak bardzo Bellamy go nienawidzi i nie zdziwiłby się, gdyby ten zostawił go tak cierpiącego. W jego oczach nawet nie można było dostrzec błagania. Ból za bardzo przysłaniał jego myśli. Blake stał przez chwilę niezbyt zadowolony z tego, iż znalazł się w takowej sytuacji, rozmyślając nad tym, co powinien zrobić.
W końcu zlitował się nad dawnym sprzymierzeńcem. Podszedł do chłopaka i złapał go za ramiona. Nie siląc się na delikatność odstawił go na swoje miejsce. Chyba zauważył popękane i suche usta poszkodowanego. Zniknął na chwilę po to, aby wrócić z butelką wody. Podał ją Murphy'emu, a ten uzupełnił swoje braki. Szybko, ale nie łapczywie pochłonął całą porcję i wypuścił plastik z dłoni. Słabość powoli ogarnęła go całego. Był coraz bardziej senny. Nim kompletnie stracił świadomość usłyszał jeszcze kilka ostatnich słów wypowiedzianych bardziej do siebie niż do niego.
- Gdyby nie Clarke już dawno pozbyłbym się problemu.
John zasnął z uśmiechem na ustach.
CZYTASZ
one shots | fandomy
Romancezbiór pisanych przeze mnie jednorazowych opowieści, bo praktycznie nigdy nie kończę długich opowiadań teen wof, marvel, it, hannibal, the 100, sherlock, anime