Rozdział 7

3.1K 207 271
                                    

Gdy wróciłam do środka statku, nie miałam bladego pojęcia, co mam ze sobą zrobić.

Bo przecież jestem w obcym miejscu, pełnym obcych ludzi oraz obcych rzeczy i...

O matko.

Brakuje tylko tego, żebym została porwana przez obcych na jakąś odległą planetę. Wtedy już w ogóle wszystko było by obce i... ech.

Nie mam już siły o tym myśleć.

Weszłam do pokoju mojej współlokatorki, wcześniej gubiąc drogę z jakieś trzy razy i zmęczona tym wszystkim opadłam na łóżko, chowając twarz w bordową poduszkę. Wydałam z siebie cichy jęk i mocniej przycisnęłam swoją twarz do materiału.

Ktoś wszedł kilka minut po mnie, zamykając za sobą drzwi.

- Ciężki poranek?- Poznałam po głosie czarnowłosą, a następnie poczułam, jak materac, na którym leżałam, ugina się pod jej ciężarem, co znaczyło, że usiadła obok.

- Bardzo ciężki! Wasz mistrz mnie okłamał!- mówiłam stłumionym głosem przez poduszkę.- Co prawda najpierw mówił, że nie ma żadnego sposobu na mój powrót do domu, ale potem dał mi nadzieję, która okazała się być złudna. Mam ochotę umrzeć. Może i są jakieś plusy tego całego zajścia, ale... ja chcę do domu - ostatnie zdanie wypowiedziałam, leżąc już na plecach, po czym westchnęłam.

- Wcale nie jest tak źle, jak mogłoby ci się wydawać - Mówiąc to, wzruszyła ramionami.

- Jasne. Mogłam trafić do krainy, gdzie zjadają ludzi albo gdzieś, gdzie jest apokalipsa zombie - powiedziałam kilka nie bardzo satysfakcjonujących mnie przykładów.- Tylko, wiesz... trochę żal mi zostawiać tak to wszystko. No i nie znam w ogóle tego miejsca. (No i test z biologii 😂)

- Ale możesz poznać. Jeszcze wszystko przed tobą - Uświadomiła mi z ciepłym uśmiechem na ustach.

- Jezusie kochany, wy wszyscy jesteście tak pozytywnie nastawieni chyba do każdej sytuacji jaka was spotka - stwierdziłam nieco zaskoczona tym faktem i przeszłam do pozycji siedzącej, a następnie oparłam się plecami o ścianę.

- U nas mówi się, że nadzieja zawsze umiera ostatnia.

- To nie brzmi zbyt logicznie - powiedziałam, a dziewczyna spojrzała na mnie z uniesioną jedną brwią.- Nadzieja umiera przedostatnia, bo po niej giniemy my - Przedstawiłam swoją hipotezę.

Ta cicho zachichotała.

- Gdyby chłopcy to usłyszeli - szepnęła i wstała, by po chwili udać się do szafy.

Otworzyła ją i wybrała z niej kilka ciuchów. Odwróciła się do mnie przodem i rzuciła nimi w moją stronę. Na szczęście posiadam wcale nie najgorszy refleks, więc udało mi się złapać lecącą na spotkanie z moją twarzą kupkę ciuchów.

Posłałam zielonookiej zdezorientowane spojrzenie i przeniosłam je na zestaw ubrań, który trzymałam w rękach.

- Miałam dać ci jakieś ubranie. Chyba, że chcesz, to mogę je włożyć z powrotem do szafy i będziesz chodzić po statku w samej piżamie.

Z racji tego, że nie za bardzo podobała mi się jej druga propozycja, poszłam do łazienki, aby ubrać się w ciuchy, które dostałam.

Po kilku minutach wyszłam z niej i stanęłam przed zielonooką z zamiarem zaprezentowania, jak to mówiły niektóre dziewczyny w mojej szkole, "swój nowy look".

- Czerwony, to zdecydowanie nie twój kolor - stwierdziła, mierząc mnie wzorkiem od góry do dołu.

- Kto by pomyślał?- mruknęłam sarkastycznie.- Nie masz czegoś szarego albo niebieskiego?

Zagubiona | NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz