Iwa-chan i UFO

894 115 43
                                    

Wspaniałe były godziny po treningu. Przynajmniej te, które Oikawa przesypiał. Dla Hajime nie było cudowniejszego uczucia niż leżenie w łóżku po udanym treningu, gdy Tooru nie wpraszał mu się do domu. Mógł wtedy poczytać o interesujących go rzeczach, odrobić zadanie domowe, pouczyć się do testu lub przemyśleć wszystko co chodziło mu po głowie. Niestety, nie dane mu było zaznawać tego uczucia zbyt często, bo Assikawa dostał jakiegoś pierdolca i od dwóch tygodni zarzekał się, że Iwaizumi po prostu koniecznie musi obserwować z nim polanę w lesie, która według rozgrywającego miała być miejscem, do którego zlatywali się kosmici. Jako człowiek o złotym sercu i słabej tolerancji na wkurwiającego Shittykawę, Hajime musiał się zgodzić, w końcu chodziło tu o obsesję tego debila na punkcie istot pozaziemskich - w tej kwestii nie mógł go zawieść.

Ale piętnastego dnia przyczajki szlag go trafił. Na polance jak dotąd nie wydarzyło się nic ciekawego, a on sam musiał co chwilę odklejać od siebie przyjaciela.

- Shittykawa, dosyć. Jest sobota, siedzimy tutaj od piątej rano, od kilkunastu dni nie przylecieli ani razu. Idziemy do domu. Nie mam zamiaru tutaj więcej wracać.

Tooru spojrzał na przyjaciela z miną zbitego psa i dziecka, któremu zabrano lizaka jednocześnie. I choć Iwaizumi zazwyczaj w takiej sytuacji litował się nad rozgrywającym to tym razem nie zamierzał zmieniać zdania. Spakował koc, na którym przesiadywali oraz pusty termos po herbacie. Oikawa fuknął oburzony.

- Nigdzie nie idę! - zawołał i uniósł brodę wysoko na znak, że łatwo się nie podda. Hajime uderzył go prościutko w żołądek i wykorzystał sytuację. Oikawa zgięty w pół był o wiele łatwiejszy do przerzucenia sobie przez ramię. Oczywiście nie na ziemię, rozgrywający był po prostu w taki sposób niesiony przez przyjaciela.

- Postaw mnie! - zawołał dopiero po jakiejś chwili, gdy pierwszy szok minął.

- Nie.

Oikawie w gruncie rzeczy nie przeszkadzałoby niesienie przez przyjaciela, gdyby nie tylko bark wpijający się w ciągle bolący go brzuch. Uknuł więc podły plan.

- Shittykawa, zabieraj stamtąd swoje obrzydliwe, śmierdzące łapska, bo za siebie nie ręczę. - warknął Hajime.

- Nie lubisz masażu pośladków? Szkoda... - westchnął. Reakcja była dokładnie taka jaką przewidział.

- Dosyć. Wskakuj mi na barana. - atakujący postawił Oikawę na ziemi i lekko przykucnął. Ten zaś usiadł mu na ramionach i skulił się tak, żeby ciężar ciała nie utrudniał przyjacielowi chodzenia - czyli po prostu przytulił się do jego głowy.

- Iwa-chaan~ nie mam kluczy do domu... - przyznał się.

- Zabiję cię, Assikawa.

***

Bycie przyjacielem Oikawy wymagało niebotycznej cierpliwości i poświęcenia. To wiedzieli wszyscy, a w szczególności Iwaizumi i jego rodzice. Chłopak nocował u nich nawet kilka razy w tygodniu. Pani Iwaizumi nie miała nic przeciwko, sama uwielbiała Tooru, a pan Iwaizumi miał to gdzieś. Wolał się nie wtrącać w życie starszego syna, w końcu dopóki sukcesy tej dwójki dostarczały im finansowtch korzyści (czyli odciążały domowy budżet) nie mógł mu powiedzieć złego słowa. Nie żeby miał coś przeciwko Tooru, zawsze był wobec niego grzeczny i zdawał się być całkiem sympatycznym chłopcem, ale przerażała go myśl, że widywał syna z przyjacielem znacznie częściej niż z jakąkolwiek dziewczyną. W życiu przedstawił im tylko jedną, ale niedługo po tym się rozstali. Jak tak dalej pójdzie to prędzej dwójka młodszych braci zrobi z niego dziadka.

Nie było więc zaskoczeniem, gdy w tamten sobotni wieczór, gdy państwo Iwaizumi i młodsi bracia Iwaizumi wybierali się do znajomych na jakąś grubszą uroczystość, Iwaizumi przekroczył próg salonu z obrażonym Oikawą na plecach.

- Ten debil chciał zostać w lesie. - poinformował ich zanim zdążyli choćby pomyśleć nad tym, aby zapytać o przyczynę.

- Okrutny, Iwa-chan! - zawołał szatyn.

- Okrutny to ja jeszcze mogę być! - warknął i ukłonił się pięknie powodując upadek rozgrywającego wprost na niewielki dywan. Przed wybieciem zębów ochroniły go tylko ręce, które za wczasu oplotły szyję bruneta.

- Hajime! - skarciła go matka. - Natychmiast przeproś Tooru! Chcesz go zabić?!

- Przynajmniej miałbym spokój... - mruknął niezadowolony i pomógł wstać przyjacielowi.

***

Obrażony Oikawa chętnie skorzystał z propozycji pani Iwaizumi, która zaprosiła go na noc.

- Oj, Tooru. Jeśli dalej tak pójdzie to wstawimy ci futon do pokoju Hajime. - zaśmiała się ignorując mordercze spojrzenie pierworodnego.

- Och, byłbym zachwycony, ale w obecnej sytuacji nie wiem, czy nie obudziłbym się martwy.

- Chciałem powiedzieć, że chyba zacząłeś używać mózgu gdzieś poza szkołą i że jestem dumny, ale nie można obudzić się będąc martwym. - westchnął Hajime i chwycił pierwszą lepszą koszulkę i bokserki. - Idę się myć.

Kiedy matka z synem zniknęli z pokoju, Oikawa zaczął penetrację szafy atakującego w celu znalezienia jakichś rzeczy do spania.

Nie szukał jednak długo, bowiem połowa ubrań Hajime pierwotnie należała do niego. No cóż, Oikawa był zapominalski. Zapominał nawet rzeczy, które Iwa-chan próbował mu oddać. Podobna sytuacja była w jego pokoju, tylko w tym wypadku to Tooru zampominał o oddaniu przyjacielowi koszulek czy skarpetek, ba! Zdarzało się nawet, że Tooru chodził w jego bokserkach. Raz w szatni po treningu zauważył to Kindaichi i szantażował ich potem przez miesiąc.

Na jednej z półek stały albumy. Hajime dobrze je ukrył, bo żeby je zauważyć trzeba było wyciągnąć wszystkie pary spodni. Tooru otworzył pierwszy z nich, a jego oczom ukazał się mały Iwa-chan z bratem na rękach. Chwilę później dobrze znana mu ręka zabrała mu znalezisko.

- Trashykawa, won do mycia. Śmierdzisz gorzej niż popsuta kanaljzacja. - atakujący zarzucił mu ręcznik w gwiazdki na głowę, a szatyn prychnął i po chwili zniknął za drzwiami pokoju.

Iwaizumi podmienił album na inny, według niego lepszy, bo to on pokazywał początki ich przyjaźni. Jakoś trzeba tego padalca udobruchać, dostał nakaz przeproszenia przyjaciela od rodzicielki i miał to wykonać do czasu, aż całkowicie wyjadą na imprezę. Problem polegał na tym, że Hajime nie potrafił zbyt dobrze przepraszać. Zmienił więc koszulkę na tą, którą dostał na szesnaste urodziny od kapitana i położył się na futonie oczekując.

Tooru w rozwalonej fryzurze i okularach doczłapał do posłania i nawet nie zaszczyciwszy bruneta spojrzeniem wyciągnął telefon.

- Oikawaa... - zaczął atakujący. - No bo ja chciałem cię ten, no... przeprosić.

W tym momencie humor szatyna diametralnie się zmienił, ale nadal udawał obrażonego.

- Mam nasze zdjęcia, chcemy pooglądać? - pomachał mu przed nosem okładką, a chłopak w mgnieniu oka znalazł się pod ramieniem przyjaciela przykryty kocem.

I tak spędzili wieczór. Nabijając się z siebie wzajemnie i wspominając stare czasy.

- Wiesz co, Śmieciokawa? - westchnął brunet. - Może i jesteś irytujący, ale nie zamieniłbym tych wszystkich lat na cokolwiek innego.

I to był błąd, gdyż wzruszony Oikawa rzucił mu się na szyję i padli obydwaj na ziemię.

Dzisiaj shot, bo mogę korzystać jedynie z telefonu (problemy z internetem na laptopie). Mam nadzieję, że się spodobało <3

Daj debilowi telefon... || Haikyuu!!「iwaoi」Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz