Rozdział 2 - Cena władzy i pozycji

671 55 19
                                    

Dłoń, która od dłuższej chwili pieściła jej pierś, to zaciskając się na niej, to masując kolistym, pełnymi ruchami, zaczęła ją irytować.

Jeszcze przez chwilę próbowała nie zwracać na to uwagi. Wiedziała, że Adam – w przeciwieństwie do niej – lubi po orgazmie poleżeć w łóżku, przeciągnąć się i trochę popieścić. Dla niej było to zbędnym utratą czasu, który można było wykorzystać na wiele innych sposobów.

– Wystarczy – zdecydowała, delikatnie odsuwając męską dłoń. Przeniosła się do pozycji siedzącej, dając do zrozumienia, że na ten raz wystarczy tego typu czułości.

Leżący obok niej mężczyzna ani myślał pójść w jej ślady. Korzystając z nowej, wolnej przestrzeni, rozłożył się wygodniej na wznak. Podłożył rękę pod głowę, ukazując gładko ogoloną pachę.

To nie był jedyny element jego ciała, na którym nie sposób było odnaleźć ani jednego włoska – łysa głowa Adama lśniła się delikatnie w promieniach wschodzącego słońca.

Chociaż dobiegał już czterdziestki, nadal był atrakcyjnym mężczyzną. Jego okrytą lekkim zarostem twarz można było określić raczej jako przystojną niż ładną. Przyciągała uwagę, nie była brzydka, ale traciła przy bliższych oględzinach.

– Nigdy nie mogę w pełni objąć twojej piersi – poskarżył się.

Kobieta uśmiechnęła się krzywo.

– Masz za małe dłonie.

– Albo ty masz za duże cycki – odgryzł się.

Sekundę później zadowolenie na jego twarzy ustąpiło bolesnemu grymasowi, kiedy poczuł silnego klapsa na udzie. Uderzenie rozeszło się po sypialni niemiłym mlaśnięciem.

– Takie słowa nie przystoją przyszłemu prezesowi – pouczyła go z rozbawieniem. – I wcale nie są takie duże – oceniła, spoglądając na swoje nagie piersi.

Były pełne i jędrne, siłą rzeczy leciutko opalone, ale żeby na tyle duże, aby nie można było objąć ich dłońmi? W to wątpiła.

– Będę miał przez ciebie ślad, Vicky! – warknął, oglądając sobie udo i rozcierając je energicznie.

Kobieta odgarnęła włosy, nie dając po sobie poznać, jak zaskoczyło ją brzmienie jej własnego imienia. W dodatku w zdrobniałej formie.

Przyzwyczaiła się, że na co dzień ludzie zwracają się do niej bezosobowo, albo nazywają ją Arią. Nawet kiedy załatwiała coś oficjalną drogą, podawała nieprawdziwe dane i legitymowała się fałszywymi dokumentami. Nie potrafiła zliczyć, ile miała już nazwisk stworzonych na potrzeby kolejnego interesu, który wymagał podpisania paru świstków.

– Myślisz, że się uda? – zagadnął mężczyzna, kiedy przestał już użalać się nad czerwonym śladem na skórze. – Stary nie odda tak łatwo stołka, wiesz o tym. Gdyby był inny, już dawno mógłbym awansować.

– Może po prostu jest od ciebie lepszy – zasugerowała brunetka, nie kryjąc nawet nutki ironii, jaki wkradł się do jej tonu. – Nie przyszło ci to nigdy na myśl? Rynek każdego dnia sprawdza ludzi i jeżeli nie są dość dobrzy i elastyczni albo nie nadążają za nowymi trendami – mówiła, wstając z łóżka i przeciągając się lekko – po prostu wypadają z gry. Tak jest w każdej branży.

– Gówno prawda! Gdyby staruch nie przyczepił się tak kurczowo do stołka, mógłbym się wykazać. Pokazać zarządowi, że potrafię poprowadzić firmę. Wprowadzić w życie te wszystkie pomysły, które mam. Przez niezmienianie prezesa od wielu lat firma zaczyna kostnieć – sapnął, siadając. Sięgnął po kieliszek z winem i opróżnił go w kilku szybkich łykach. – A tak to... – westchnął. – Dlatego przy całym szacunku dla twoich umiejętności, znamy się w końcu już trochę, wątpię, żeby udało ci się sprawić, że zgodzi się oddać stołek.

Per Aspera Ad AstraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz