Od czasu pamiętnego letniego poranka, matka Marcina wciąż obwiniała się o inność swojego syna. Co z tego, że odeszła tylko na kilka metrów?! Znała swoje dziecko. Wiedziała, że był nieprzewidywalny, ruchliwy, pełen energii. Jak mogła mimo to być tak głupia i zostawić go samego?! Te pytania matka Marcina zadawała sobie prawie codziennie. Mimo, że wszyscy powtarzali jej, że nie miała na to wszystko wpływu, że to było nie do przewidzenia i próbowali tłumaczyć ją samą przed sobą, że to było jedynie kilka metrów i kilka minut, kobieta i tak gdzieś w głębi serca czuła, że to wszystko stało się przez nią. Poczucie winy nasilało się wraz z wiadomościami o tym, że Marcin jest gnębiony w szkole, coraz bardziej zamyka się w sobie i jedyną szansą dla chłopca będzie stały nadzór psychologa, który kosztował majątek. Matka Marcina wiedziała, że od czasu tragedii, jej syn zmaga się z najgorszym, co może przytrafić się w życiu- brakiem samoakceptacji. Kobieta słyszała czasem szepty Marcina mówiącego samego do siebie, jak bardzo nienawidzi swojej twarzy, osobowości, jak bardzo chciałby zniknąć z tego świata. Słyszała, jak Marcin zadawał sobie pytanie, dlaczego on właściwie istnieje. Najgorsze było to, że kobieta nie mogła nic zrobić. Zaprzeczanie obelgom Marcina na jego temat, skutkowało atakiem furii z jego strony i zarzucaniem kłamstwa osobie, która starała się go pocieszyć. Jego matka mogła więc tylko leżeć za ścianą na łożku, ze łzami w oczach i odmawiać denne modlitwy, w których sens czasem sama nie wierzyła. Kobieta nie miała żadnego wsparcia. Jej mąż już dawno ją opuścił. Kiedyś w sprawach służbowych latał za granicę bardzo często. Pewnego jednak dnia, dokładnie trzy miesiące po porwaniu Marcina, mężczyzna zachowywał się bardzo dziwnie. Zawsze był czuły i rodzinny, lecz tego ranka żegnał się ze swoją żona i synem, jakby robił to po raz ostatni. A przecież wylatywał tylko na tydzień. Kobieta tak bardzo chciała z nim porozmawiać, gdy zobaczyła, że podczas ostatecznego pożegnania na lotnisku, kiedy ściskał syna, w jego szarych, czasem poważnych, a czasem kochających oczach, pojawiły się łzy. Nie było już jednak czasu. Mężczyzna ocierając ukradkiem oczy chwycił walizkę i szybkim krokiem oddalił się w kierunku samolotu. Tego samego dnia, kobieta otrzymała wiadomość w postaci smsa:
"Kingo, Marcinie. Nie wracam. Od czasu tej tragedii nie umiem sobie poradzić. Nie umiem Wam pomóc, a Wy pomagacie mi. Rodzina nie na tym polega. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiecie i nie będziecie żywić do mnie urazy.
Kingo, znajdź proszę lepszego ode mnie mężczyznę. Jesteś piękna, młoda, każdy się za Tobą ogląda. Bądź z kimś, wyjdź zamąż. Proszę, zrób to dla Marcina. Chcę, żeby miał ojca. Dobrego ojca, a nie takiego jak ja. Proszę Cię, by Twój wybranek był odważny i pomógł Marcinowi w tych trudnych chwilach, żeby umiał wyczarować uśmiech na Waszych twarzach, żeby był idealny. Taki, jakiego sobie wymarzyłaś. I żeby nie był tchórzem, który gdy tylko nadchodzą problemy, ucieka gdzieś w siną dal.
Kingo, mam jeszcze jedną prośbę. Błagam, postaraj się o mnie zapomnieć.(Zawsze) kochający mąż i ojciec"
Matka Marcina znała treść smsa na pamięć. Powtarzanie go było swojego rodzaju męczarnią, mimo to kobieta robiła to wręcz nałogowo. W pewnym sensie rozumiała swojego męża. Bo czy gdyby ona miała taką możliwość, to nie uciekłaby od tego wszystkiego? Od choroby Marcina? Od problemów w pracy? Od obowiązków, tłumaczeń, udawania gotowego na wszystko, co czeka cię w życiu? Sama nie wie.
Rozmyślania te kończyły się jedynie późno w nocy, gdy matka Marcina uspokojona ciszą w pokoju za ścianą, nareszcie przymykała powieki, rozmazując wszelkie wspomnienia, które jeszcze przed chwilą przed sobą widziała.
YOU ARE READING
Prezentkowo (nieznane historie)
Teen FictionOpowieść ta, będzie niczym kultowe książki Małgorzaty Musierowicz. Nudna, obyczajowa, skupiająca się na przeżyciach głównych bohaterów równie nieinteresujących jak cała powieść. I lekcje Romanowskiej. :-)