Niech mnie ktoś nauczy z Wattpada korzystać. Ja za ciula nie mogę tego ogarnąć, blogsfera była moją, kiedy jeszcze publikowałam swe prace. Teraz w sumie już moja internetowa twórczość umarła śmiercią naturalną, no może nienaturalną, i została "mała sprawa". I teraz się przekonam czy ktoś czyta to ględzenie na starcie! Coś powaliło mi się w kolejności czytania. "Guessik" jest sobie po rozdziale, a to trochę bezsensu. Albo tylko mi się tak wydaje. Da się to jakoś naprawić? A widzicie! Sprawdzam was, skubańce.
Z tego miejsca chciałabym gorąco pozdrowić:
- moją kochaną Julię za to, że mnie wspiera i na mnie krzyczy, żebym pisała. ♥
- i cudowną Ber za to, że jest pojebem. ♥ I że ma mormory. Kochajmy mormory.
**
- Sherlock!
John otrząsnął się z chwilowego otępienia i puścił do biegu, żeby zlokalizować małego przyjaciela. Z chwili na chwilę przestał czuć się bezpiecznie w mycroftowej rezydencji, a każda ściana zdawała być się wrogiem jego świata, inaczej Holmesem małym zwanego. Nie słyszał stukotu dziecięcych, małych stópek, więc przystał na korytarzu i zaczął się rozglądać w koło, próbując wydedukować, czy jakoś tak, gdzie podziało się to stworzenie. Głęboka cisza wypełniła korytarze rezydencji Brytyjskiego Rządu, więc Watson otwierał napotkane drzwi, za każdymi szukając mini bohatera. Czemu Sherlock Holmes odpisał Jimowi, a następnie wybiegł, chowając się przed doktorem? Kuło go przez to coś w klatce piersiowej, trudnego do opisania, a zapierającego dech w wojskowych płucach. Zazdrość. Tak. Właśnie to była zazdrość. Ale dlaczego ją odczuwał? To by wyglądało tak, jakby osądzał detektywa o współpracę z tym pieprzniętym człowiekiem.
- Sherlock! - powtórzył.
Był wyraźnie zaniepokojony. Na domiar złego dostał następnego smsa.
"Weź go znajdź. Chciałem coś odpisać.
JM"
Serio, cholera jasna? Serio? Wychodzi na to, że są obserwowani. Jak? Czy Moriaty wkradł się do systemu monitoringu rezydencji Brytyjskiego Rządu? To ziom miał tupet, oj miał. Ech. Dotarł do sypialni w której spędził ostatnią noc. Lekko uchylone drzwiczki mosiężnej szafy skłoniły go do otworzenia jej. Głupio się łudził, że wypadnie z nich Sher...
- WAAAA!
Dobra. Ta skrytka była super-mało oryginalna. Poczuł chude ramiona, które kurczowo zaciskały się na jego szyi, a przy uchu poczuł gorący, nierówny oddech. Dopiero po chwili dotarło do niego, że Holmes się śmiał. Z towarzyszem życia na rękach dotarł do łóżka, gdzie tył swój szanowny posadził i odsunął ciut od siebie chłopca, by móc spojrzeć mu w oczy.
W tych pozornie znajomych, lecz teraz wręcz nienaturalnie ogromnych oczętach biła dziecięca radość. John Watson nie rozumiał co go tak bawiło, ale co miał? Smucić się z tego powodu? Jasne, że nie. Uświadomił sobie, że kocha tego chłopca, więc chciał śmiać się z nim, ale... Cholera jasna! Ale były ważniejsze na głowie sprawy.
- Wiesz kim jest Moriaty? - spytał.
Chłopiec natychmiastowo pokiwał głową. Tak mocno i szybko, że John przez chwilę się wystraszył, że mu odpadnie. Czy jakoś tak.
- Interesującą osobistością.
Moment jeden, co? Brwi Johna wystrzeliły ku górze. Czy coś mu się w głowie pomieszało?
- Jak to "interesującą osobistością"?
- Tak to. - Chłopiec wzruszył ramionami. - Chcę obejrzeć "Piotrusia Pana".
- Tak, tak. Zaraz obejrzysz. Pierw musimy porozmawiać.
Sherlock głośno westchnął, spoglądając na niego z jawnym podirytowaniem wymalowanym na twarzy. No cóż, bywa.
- Po co?
- Ludzie czasem muszą porozmawiać.
- Chodziło mi o czym.
John zamrugał oczami. To już nie była odzywka pokroju tamtego mini Sherlocka.
- O Moriatym.
- Co chcesz o nim wiedzieć?
Przechylił ciut głowę w bok. O co w tym chodziło? John za cholerę tego nie potrafił zrozumieć.
- Skąd go znasz?
Sherlock westchnął.
- Z smsów.
Moment, czekaj, co?
- Kiedy z nim esemesowałeś?
W tym momencie to Holmes zmrużył brwi, dłuższą chwilę się zastanawiając nad tym pytaniem. W końcu cichutko westchnął.
- Nie potrafię tego określić. Włącz mi bajkę.
Johnowi nie pozostało nic innego jak spełnić jego prośbę.
**
Sherlock podczas oglądania "Piotrusia pana" usnął, więc John położył go do łóżka. Następnie z kubkiem kawy zasiadł w kuchni, próbując jakoś uporządkować chaos w swojej głowie. O co w tym wszystkim chodziło? Zaczął zauważać pewne zmiany w zachowaniu małego Holmesa, ale to nie były takie, która można było przypisać do tego, który znał John. Miejscami jego gesty i grymasy mógłby zaliczyć... Nie wiedział... Zbuntowany nastolatek? I dlaczego pamiętał Moriaty'ego, a jego nie? O co tu, cholera jasna, chodziło?
No nic. Skończył pić i poszedł spać.
CZYTASZ
mała sprawa
FanfictionDo Mycrofta dzwoni współlokator jego brata, doktor John Watson. W jego głosie slychać panikę i niepewność, mężczyzna prosi o jak najszybsze przybycie Rządu. Zaintrygowany Holmes dociera na Baker Street już po 20 minutach i odkrywa coś niespotykanego...