Rozdział 3

3.4K 399 77
                                    

Okej. Nim zacznę z opowieścią... Chciałabym przeprosić Was za moją długą nieobecność, ale miałam sporo na głowie. Dziękuję także za wszystkie komentarze, wyświetlenia i gwiazdki. To motywuje do dalszego działania i pewnie gdyby nie Wy, nawet za to bym się nie zabrała. Skończyłam ten rozdział, zaczęłam także już kolejny, więc historia zostanie doprowadzona do końca. :) Miłej lektury.

Całą czwórką zasiedli do stołu w ogromnej jadalni Mycrofta. Przed każdym stał talerzyk i pusty kubeczek, zaś w centrum przedmiotu stały dzbanki, jeden z herbatą, a drugi z kawą, a także półmisek wypełniony goframi i dwa słoiczki. Jeden z nutellą, a drugi z dżemem malinowym. Starszy z braci właśnie nalewał młodszemu napoju, kiedy ten sięgnął po swój  widelec i najzwyczajniej w świecie rzucił nim w twarz Johna. Ten już miał zareagować złością, kiedy spojrzał na tą młodą, radosną twarz.

- Trafiony zatopiony! Jestem królem, ha! 

- Tak. Jesteś królem, gratuluję. - Watson ciepło się uśmiechnął. Sherlock otworzył buzię, by coś odpowiedzieć, ale ktoś wszedł mu w słowo.

- Co chcesz zjeść? 

- Nic nie chcę jeść, braciszku. Napiję się herbaty. Lubię herbatę.

- Musisz coś zjeść. Inaczej nie urośniesz. - Pogroził mu palcem. 

Sherlock ciężko westchnął. Nawet jako dziecko potrafił dobrze ciężko wzdychać.

- Ale nie jestem głodny - upierał się przy swoim. 

Teatralnym gestem odsunął od siebie talerzyk. John odłożył widelec obok niego, zaś Greg smarował już drugiego gofra dżemem. Starszy Holmes nalał młodszemu herbaty.

- Dobrze. Nie jedz. W zaistniałej sytuacji nie pobawimy się w piratów - oznajmił stanowczo.

Sherlock pisnął z oburzeniem i wyciągnął swoje łapki do półmiska. Już po chwili zajadał się swoim śniadaniem.

~

Greg pojechał do pracy. Wezwał go nagły telefon, więc musiał zgarnąć swoje rzeczy i w trybie natychmiastowym opuścić rezydencję. Mycroft postanowił zająć się jakimiś sprawami, jakimi zajmuje się taki Rząd na co dzień, i po prostu zamknął się w jednym z pomieszczeń. 

Mały Holmes siedział na dywanie, patrząc prosto w oczy lekarza wojskowego. Trzymał w ustach końcówkę długopisu, którą zapalczywie gryzł od parunastu minut. Siedzieli tak w ciszy, po prostu wzajemnie się obserwując. W pewnym momencie pisak upadł na ziemię, a Sherlock krzyknął krótko zadowolony z siebie.

- Wiem! -oznajmił, wprawiając Watsona w niemałe zdezorientowanie. 

- Co wiesz?

- Twoja twarz wydawała mi się podejrzanie znajoma. Teraz wiem, że nie tylko się wydawała. 

- Mówisz? - Twarz Johna się rozjaśniła. - No, więc skąd moja twarz jest ci znajoma?

- Tego jeszcze nie wiem. Ale z pewnością skądś cię znam. Kiedyś odkryję skąd. - Jego rozmówca tylko skinął głową. - Obejrzymy Piotrusia Pana?

- Jasne.

~

Sherlock w połowie bajki przysnął. Jego mała główka otoczona loczkami bezwiednie opadła na kolana Johna, który wplątał palce w te dziecięce włosy. Obserwował z istną fascynacją uśpioną twarz chłopca - kiedy ten był duży, czyli za normalnych czasów, chyba nie miał tej okazji. Śliczna, spokojna twarz. Równy oddech, zamknięte oczy i powoli unosząca się to opadająca klatka piersiowa. Watson nie rozumiał tego, ale serce biło mu zdecydowanie szybciej. Chyba właśnie otrzymał kolejne potwierdzenie ostatnich myśli - John Hamish Watson jest gejem. I to nie byle jakim gejem. Gejem zakochanym w Sherlocku Williamie Scotcie Holmesie.

Nie wiedział jak to się stało. Może przez obserwację tak spokojnej twarzy? Może przez to, że telewizor był cicho nastawiony? Czy może jednak była to wina zasłoniętych okien? Nie wiedział. Ale już zaraz sam usnął.

~

Kiedy John się obudził pierwsze słowo jakie zabrzmiało w jego głowie było nieco inne, zważywszy na sytuację w jakiej usnął. Otóż mózg podsunął mu przed oczy wielki, czerwony napis "PARASOLKA". Przez dłuższą chwilę nie kontaktował, nie wiedział więc skąd ono się wzięło.

Po pierwsze, znajdywali się w środku.

Po drugie, Londyn, a może cała Anglia?, przechodził wyjątkowo suchy okres. A nie było aż tak ciepło by zasłaniać twarz parasolką.

Po trzecie, John nigdy nie nosił cholernej parasolki. Zwykle po prostu poddawał się stylizacji matki natury.

Wreszcie nadszedł moment, kiedy jego umysł się rozjaśnił, a zagadka się rozwiązała. Otóż dwa kroki od niego stała parasolka - czy raczej Mycroft, a obok niego ów nieszczęsny przedmiot o którą wyżej (obok) wspomniany opierał się prawie całym ciężarem. Swoją drogą Wielki Holmes robił to naprawdę często i raczej do najchudszych nie należał, John nie zgadzał się z teorią Sherlocka na temat ogromnego, ważącego ponad sto kilo Mycrofta, ale przecież do najchudszych też on nie należał, więc czasami się zastanawiał jak to ta parasolka robi, że to wszystko wytrzymuje. 

- Em. Wychodzisz gdzieś? - John postanowił odłożyć na bok parasolkowe myśli i skupić się na tym drugiem przedmiocie, istnieniu, stojącym w owym pomieszczeniu.

Mężczyzna uśmiechnął się, obnażając zęby. Było to trochę przerażające. Watson dopiero teraz zauważył, że nie czuje pewnego ciepła na kolanach. Hm. 

- Wychodzę, doktorze. Dlatego chciałem cię zbudzić, byś miał oko na Sherlocka.

- Ach, tak. Dziękuję za tą pobudkę.

- Nie budziłem cię. Sam to zrobiłeś - zauważył. Blondyn nic nie odpowiedział. Parasolka zastukała. Stuk, stuk, stuk.  - Nie wrócimy na noc.

- Wy?

- Ja i Greg - wytłumaczył cierpliwie. 

Po jego twarzy Watson nie mógł się dowiedzieć, czy ta cierpliwość jest szczera. Jednakże parasolka mówiła za swojego właściciela i John wiedział, że nie jest szczera. Mycroft ma go za idiotę. Nic nowego na tym świecie, że Mycroft ma kogoś za idiotę.

Był lekarz wojskowy miał tylko nadzieję, że Brytyjski Rząd nie wpływa na życie emocjonalne swojego brata. Bo jeśli doktor robi z siebie w tym momencie kompletnego idiotę to raczej nie spodoba się Wielkiemu Bratu wizja jego ewentualnego związku z Sherlockiem.

Ech. 

- Ach. Ty i Greg. Dokąd idziecie?

- Czy to ważne? - Stuk, stuk, stuk. - Wrócimy jakoś rano. Mój brat ma już powoli przebłyski świadomości. Miej to na uwadze.

Watson nie zdążył spytać o co mu chodzi. Brytyjski Rząd opuścił pomieszczenie, a dwa pomieszczenia dalej z szafki spadła książka. 

mała sprawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz