Rozdział 7

1.6K 225 68
                                    


*retrospekcja* 


- Mam halucynacje - oznajmił całkowicie poważnie Sebastian Moran, spoglądając na swojego szefa, który nadal poświęcał uwagę tylko telefonowi. 

Nieduże palce wystukiwały odpowiednie słowa, zaraz szybko klikały "wyślij", przerwały, by poczekać na odpowiedź, i na nowo zaczynały ten swój teatrzyk. 

Oczy chłopca oderwały się w końcu od ekranu. 

Padły na Sebastiana Morana.

Sebastian Moran powtórzył sobie, teraz w myślach, że ma halucynacje.

- Czemu tak twierdzisz? - spytał geniusz zbrodni, zamknięty w ciele dziesięciolatka.

Czy aktualnie trwało jakieś polowanie na geniuszy?

Pierw Sherlock. Teraz Sebastian. 

Kto następny?

Donald Trump?

Nie, Sebastian. To chyba nie jest geniusz, powiedział sobie w myślach.

- Bo jesteś mały. 

- To nie jest halucynacja. - Skubaniec nawet w tym wieku potrafił przybrać pełen politowania ton, przez który człowiek czuł się jak skończony debil. 

Snajper ciężko westchnął. 

To nie jest halucynacja, oznajmiła mu jego halucynacja. 

Czy halucynacja może zaprzeczać temu, że jest halucynacją?

Czy zasugerowanie halucynacji, że jest halucynacją nie powinno jej zabić?

Czy halucynacje powinny umieć kłamać?

Postanowił zostawić te rozważania na później. Odchrząknął.

- Z kim piszesz? - spytał, wskazując gestem głowy na telefon.

- Z Sherlockiem Holmesem. 

Ach. 

Nawet po tym, jak zaczął wyglądać na dziesięć lat, Sherlock Holmes zdaje się być numerem jeden na liście zainteresowań tego pajączka.

Sebastian Moran przez tą myśl poczuł się wielce urażony.

- A. - Mądra wypowiedź. - O czym? 

- Umawiamy się na spotkanie.

- A. Fajnie. - Moment, kurwa, co? - Jakie spotkanie? 

Jim chwilę nie odpowiadał. Jego palce wstukały coś w przeglądarkę internetową i zaraz pokazał Sebastianowi znaczenie słowa "spotkanie" w słowniku internetowym.

Moran miał ochotę go udusić. 

- Wiem co to jest spotkanie. Chodzi mi o powód tego spotkania. I miejsce.

- Chcemy pobawić się w piratów w domu jego brata.

Aha, fajnie.

Jego szef w wersji dziesięcioletniej umówił się ze swoim wielkim wrogiem na zabawę w piratów w domu brata swojego największego wroga, który, kurwa mać, jest Brytyjskim Rządem. 

Gdzie jest ukryta kamera?


*czas aktualny*


Sebastian streścił wydarzenia dzisiejszego poranka Johnowi Watsonowi, który nie rozumiał życia jeszcze bardziej niż przed tą historią. (Chociaż ta historia nic nie wniosła do ich sytuacji. W sumie nie rozumiał czemu się spytał o wydarzenia dzisiejszego poranka - powinien się prędzej spytać o wydarzenia dnia wczorajszego.) 

- A co robiliście wczoraj? - No i się spytał.

- Nic konkretnego - odpowiedział Sebastian Moran. - Byliśmy w domu. 

- Nie mieliście do czynienia z Chemikiem? 

Do tej pory Watson był święcie przekonany, że to wina oparów z jednej z probówek Chemika (swoją drogą nie rozumiał czemu jeszcze nie odwiedził go w więzieniu). Najwyraźniej się mylił.

- Z jakim Chemikiem? - Snajper uniósł brwi ku górze, na co John odpowiedział już tylko machnięciem ręki.

Nie rozumiał co mają teraz ze sobą zrobić.

No i z dzieciakami. 

Bo właśnie wazon został potłuczony.

John Watson wolał nie wiedzieć, ile on kosztował.

Jeszcze mu Mycroft każe płacić za to z własnej kieszeni i będzie musiał nerkę oddać.

Albo dziesięć. 

A John Watson nie miał dziesięciu nerek.

*jakiś czas później*

- Jim zostanie u nas na noc - oznajmił spocony Sherlock Holmes w towarzystwie równie spoconego Jima Moriartyego. 

John Watson wzniósł modły do Boga. 

Sebastian Moran postanowił zaprotestować.

- Nie masz żadnych rzeczy.

- Sherlock mi pożyczy.

- Sherlock nie ma zbyt wielu ubrań - wtrącił się wojskowy. 

- Kupi się - odparował pomniejszony detektyw. 

Pozostało im tylko zgodzić się, ciężko westchnąć i wrócić do myślenia na tą sytuacją. 

Sebastian Moran z Johnem Watsonem już długi czas starali się odnaleźć jakąkolwiek logikę w wydarzeniach ostatnich dni, ale szło im to, zdecydowanie, kiepsko. Nie potrafili tutaj znaleźć niczego, co można by było udowodnić w naukowy, im znany sposób, a do tego nawet nie wiedzieli, do kogo się o pomoc zwrócić. Fakt, że wielkość Sherlocka Holmesa już długi czas nie ulegała zmianie, pozwalał im myśleć, ze z Jimem będzie podobnie. Co optymizmem Morana nie napawało.

Odwieczni wrogowie złączeni w maleńkości.

Sebastian Moran zastanawiał się, czy powinien przeprosić Johna za to, że go kiedyś tam chciał zabić.

Może by było mniej niezręcznie.

*

Do wieczora Sherlock Holmes i Jim Moriarty wymęczyli się różnymi zabawami. W piratów, berka, chowanego, babę-jagę i inne cholerstwa. Aktualnie spoczęli przed telewizorem, oglądając jakiś stary odcinek Muminków. 

Ich "opiekunowie" pili kolejną dziś herbatę w kuchni, kiedy drzwi do budynku się otworzyły, by do domu wrócić mógł Szary Garnitur. 

Szary Garnitur, który, rzecz jasna, samym garniturem nie był, a Brytyjskim Rządem w jednej osobie, czyli szacownym Mycroftem Holmesem. 

Szacowny Mycroft Holmes nawet nie udał zaskoczenia na widok pomniejszonej dwójki największych wrogów, którzy kochali rozpieradalać wspólnie Londyn. 

Swoją drogą, mimika szacownego Mycrofta Holmesa nie tylko nie wskazywała na zaskoczenie.

Ona nie wskazywała na  nic. 

Sebastian Moran poczuł się jeszcze bardziej niezręcznie.

Czy go też wypada przeprosić?

- A więc... Zaczynam to rozumieć - oznajmił po krótkim przywitaniu Mycroft Holmes. 

Na dłuższą chwilę zapadła cisza. 

Któryś z chłopców rzucił pilotem w telewizor.

Telewizor upadł.


Nerka Johna Watsona zapłakała po raz kolejny.

mała sprawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz