Rozdział 4

2K 308 40
                                    

Przyznaję się bez bicia. Nie umiałam wkręcić się w to opowiadanie na nowo, za cholerę. Męczyłam się dlatego tak długo to zajęło, ale obiecałam, że wrócę. Zaraz biorę się za piąty rozdział i to skończę. Wierzę w siebie. Dajecie mi motywacje. xD

John zdecydował się tam pójść. Słuchał chwilę jak ktoś odpala silnik na podwórzu i pojazd, najprawdopodobniej z Parasolką i Mycroftem w środku, opuszcza teren posiadłości. Zwlókł się z kanapy i powoli przeniósł na korytarz, skąd dotarł do czegoś na rodzaj... gabinetu? Może mini biblioteczki? Mały Sherlock siedział w centrum ów pokoju, po turecku. Opierał łokieć na udzie, na dłoni podbródek i wlepiał uważne spojrzenie w książkę, która leżała parędziesiąt centymetrów przed nim. Zaś w koło chłopca walało się więcej różnorakich tomisk, których nieschludne położenie informowało, że brutalnie pozbawiono je wygodnego i bezpiecznego miejsca na jednej z półek.

- Nie powinieneś obchodzić się z nimi ciut ostrożniej? - Watson odezwał się, kiedy przekroczył próg pomieszczenia i oparł się o jedną ze ścian.

Spojrzały na niego duże, dziecięce oczy i powoli zamrugały. 

- A po co? 

- Bo mogło coś im się stać - wyjaśnił blondyn, w końcu odrywając plecy od tego oparcia.

Dotarł do jednego z foteli i posadził na nim swój tył. Nie odrywał wzroku od malutkiej postaci jego przyjaciela, który wzruszył teraz ramionami.

- Niby co?

John Watson westchnął. Teraz John Watson będzie tłumaczył Sherlockowi Holmesowi skutki podjętych przez niego działań. Fajnie. 

- Mogły się pozaginać strony. Albo nawet podrzeć. Ewentualnie okładka dałaby radę odczepić się od stron przy grzbiecie - wyjawił. 

Dziecięca rączka sięgnęła tyłowi głowy i podrapała ją krótkim, raczej nic nie wyrażającym gestem. Były wojskowy spodziewał się jakiegoś znaczącego słowa, może dziecięcego zachwytu, może ironicznego komentarza, a otrzymał pozbawione emocji...

- Aha.

Świetnie. 

- Co czytasz?

- Książkę.

Ach tak, Watsonie. Wyśmienita konwersacja! 

- Jaką?

- O psycholach. 

Tym razem John Watson powoli zamrugał oczami. Podszedł do Sherlocka, zamknął książkę i kucnął przed chłopcem. 

- Dlaczego czytasz książkę o psycholach? 

Wymusił kontakt wzrokowy, który chłopiec dzielnie odwzajemnił.

- Bo są ciekawi.

Ach, tak. Oczywiście. Wyciągnął dłoń w jego kierunku.

- Pobawimy się w piratów?

Chwilę potem dorosły, były wojskowy uganiał się za przebranym w piracki kapelusz i z balonowym mieczem w dłoni zmniejszonym detektywem.

Świecie. Co jest z tobą nie tak?

~

Zabawę przerwał im dźwięk wiadomości na johnowym telefonie. Były wojskowy nie spodziewał się żadnych wiadomości, ale posadził Sherlocka na kanapie w salonie i poszedł znaleźć komórkę. Znalazł. SMS było od jakiegoś zastrzeżonego numeru, blondyn bez wahania otworzył.

I zamarł.

"Fascynujący ten wasz teatrzyk. 

JM"

Moriaty. Moriaty, cholera jasna! A ten czego chciał w tym momencie? Automatycznie podbiegł do okna, oparł ciężko dłonie o parapet i naiwnie zaczął wyszukiwać postaci tamtego psychola. Pamiętał go z basenu. Naprawdę dziwaczny z niego typ był, jakaś fascynacja holmesowa mu w głowie myśli poprzestawiała i teraz człowieka trzeba było znosić. No fajnie, fajnie. Oczywiście, John Watson nic nie zobaczył. Ale słyszał jak ktoś stuka w klawiaturę jego telefonu. Aż mu brew drgnęła. Odwrócił się gwałtownie.

- Sherlock!

A mini Holmes właśnie kliknął wyślij i śmiejąc się wybiegł z salonu. Przebłyski świadomości, Mycroft? Niby, kurna, gdzie? Watson podszedł do pozostawionego na stoliczku aparatu i otworzył ostatnio wysłane wiadomości.

"Pobawmy się w piratów. GRA TRWA. 

SH"


Dobra. Jakieś przebłyski może jednak były. Choć poczuł się irracjonalnie zazdrosny, że to nie w stosunku jego osoby.

mała sprawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz