Sytuacja miała się następująco - do budynku przybył Mycroft Holmes, pogapił się chwilę na psychiczne dzieci i stwierdził, że zaczyna to rozumieć. Pierwsze pytanie, które wpadło do głowy Sebastiana Morana brzmiało "no to co tu się dzieje?", ale nie wygłosił go na głos. Pierwsze pytanie, które zaś wpadło do głowy Johna Watsona brzmiało "czy przyjmujesz płatność w narządach?". I, niestety, wygłosił je na głos.
- Co?
Mycroft Holmes był kompletnie zdezorientowany, kiedy je usłyszał, po czym zmierzył wzrokiem swojego rozmówcę, jakby oceniając, ile jego ciało by było warte.
Stwierdził, w myślach, dosyć niemiło, że pewnie niewiele i raczej nie pokryje to nawet połowy ceny za wazon. Co tu mówić o telewizorze. Nie zdążył jednak poinformować o tym doktora, bo ten machnął ręką i zerknął wymownie na Sherlocka i z Jimem, którzy dźgali telewizor patykami.
Zapewne ubzdurali sobie, że to jakiś wróg piratów i go trzeba powalić.
A patyki pewnie były mieczami.
John Watson nie miał bladego pojęcia skąd oni wzięli patyki.
Nie spytał.
- No to co tu się dzieje? - Sebastian Moran ponowił swoje pytanie, tym razem na głos.
Mycroft Holmes odchrząknął, a to chrząknięcie brzmiało dla snajpera tak samo jak "jesteś idiotą". Nie rozumiał czemu. Może starszy brat Sherlocka potrafił przekazywać takie rzeczy mimiką ciała? To już chyba wyższy poziom mania ludzi za kompletnych debili. On mógłby dawać jakieś wykłady na temat tego, jak pokazywać innym, że są skończonymi idiotami.
Ciekawe jak wiele osób by z tego skorzystało?
Pewnie większość nauczycieli matematyki, odpowiedział sam sobie i aż zadrżał na myśl pewnej profesor za czasów swojej edukacji.
Tak.
Ona na pewno by przylazła.
Mycroft Holmes sięgnął z szafki jakiś wybitnie drogi alkohol. Wziął też, o dziwo, trzy szklanki. Nalał do każdej z nich i zaraz trójka mężczyzn wypiła po porządnym łyku whiskey wartej więcej niż dwie nerki Johna Watsona. A jak wypije ten alkohol, to jeszcze te nerki będą jeszcze mniej warte. Może nie powinien tego pić?
A jednak pił.
Może stwierdził, że woli pójść do więzienia niżeli to wszystko opłacić?
Ewentualnie wolał dostać mniej za nerkę, a teraz poczuć się swobodnie?
Ale czy czucie się swobodnie w towarzystwie Mycrofta Holmesa i Sebastiana Morana to dobry pomysł?
Oto jest pytanie, mili państwo.
- Chodzi o polowanie na geniuszy - oznajmił w końcu Brytyjski Rząd w jednej, lubiącej pudding osobie. Johnowi i Sebastianowi nic to nie wyjaśniło. Spojrzeli po sobie z uniesionymi brwiami. - Pewien... Program, do którego dostęp ostatnio zdobyła jakaś świrnięta szajka.
John Watson skomentował w myślach, że to sam rząd jest jakąś świrniętą szajką, skoro tworzy coś takiego jak "polowanie na geniuszy".
Sebastian Moran pomyślał, że musi ich znaleźć i im oznajmić, że zabierają fuchę mu i Jimowi. To niefajnie, kiedy ktoś ci zabiera twój tytuł sprzed nosa tylko dlatego, że "poluje na geniuszy".
No i potem obaj pomyśleli, że ten program to jakiś słabo strzeżony.
No i popierdolony.
Głównie to drugie.
- Po co stworzono coś takiego jak program o nazwie "polowanie na geniuszy"? - spytał Watson, unosząc brwi ku górze. Pytanie poparł Sebastian, ale Mycroft machnął ręką.
- To nie jest dla was istotne - zapewnił, na co oboje równo westchnęli.
Aż się przerazili swoją jednakową reakcją.
- A jak to cofnąć? - zadał doktor kolejne pytanie i na to starszy Holmes już, łaskawie, odpowiedział.
- To minie samo. Ale nie wiem za ile.
Mycroft Holmes skończył pić swój alkohol, podniósł się, oznajmił, że idzie zająć się swoimi sprawami i wyszedł.
Piraci wytrzasnęli skądś ogromnego, pluszowego tygrysa.
Sebastian poczuł się z tym dziwnie.
CZYTASZ
mała sprawa
FanfictionDo Mycrofta dzwoni współlokator jego brata, doktor John Watson. W jego głosie slychać panikę i niepewność, mężczyzna prosi o jak najszybsze przybycie Rządu. Zaintrygowany Holmes dociera na Baker Street już po 20 minutach i odkrywa coś niespotykanego...