Rozdział VII

21 2 5
                                    


Trzymał ją mocno i wpatrywał się w taflę wody. Stanął na brzegu stawu nie wiedząc co dalej, ale miał pewne przeczucie. Zerknął na Salmę z niepewnością na twarzy, jednak ta tylko kiwnęła głową jakby chciała powiedzieć „zrób to", lecz nie miała już sił. Desmond klęknął na brzegu i ostrożnie zsunął Salmę do wody. Zamknęła oczy, a kiedy cała się zanurzyła, jej klatka piersiowa błysnęła słabym blaskiem. Jasna łuna przedarła się przez nią, jakby ktoś właśnie rozpalił tam ognisko. Gdy całkowicie zniknęła, woda wokół Salmy zaczęła zamarzać, a lód rozprzestrzeniał się po całym obszarze stawu. Charakterystyczne odgłosy twardniejącego lodu rozległy się po okolicy, która nabierała subtelnych kolorów. Na brzegu powoli topniał śnieg, a Desmond poczuł źdźbła trawy pod swoimi dłońmi. Po całkowitym zamarznięciu stawu, wszystko inne stało się zielone, a temperatura wzrosła. Mężczyzna omiatał okolicę wzrokiem, oglądając się na wszystkie strony z mimowolnie delikatnie otwartymi ustami. Zatrzymał wzrok na okazałym, zupełnie czarnym jeleniu stojącym na drugim brzegu. Długie, gęste futro falowało na słabym wietrze, a dorodne poroże prezentowało się dumnie na uniesionej głowie zwierzęcia. Jeleń wpatrywał się w niego świdrującym spojrzeniem, by po chwili subtelnie kiwnąć mu głową i odejść. Desmond nie widział go wcześniej, nie widział też kiedy tu przyszedł, ale odznaczał się czymś znajomym.

 Des wstał i przejechał dłońmi po twarzy, a potem w tył po włosach. Czuł się wyczerpany i wyziębiony, mimo podskoku temperatury. Tak gwałtowne zmiany nie wpływały na niego dobrze. Na nikogo by nie wpływały. Bezradnie opadły mu ramiona, a wzrok wbity był w okuty lodem akwen. Nie mógł pojąć co się właśnie stało.

Stał tak dobre kilka minut w zupełnej ciszy, a jego umysł przetrawiał wszystkie informacje. Wtem, od tyłu ciepłe ręce oplotły jego szyję, a bujne, zielone włosy pogładziły policzek. Mimo, iż przypominały pnącza, nie były szorstkie, a wręcz aksamitne w dotyku.

- Dobrze się spisałeś. - Usłyszał tuż przy swoim uchu. Uśmiechnięta Królowa uwolniła go ze swoich objęć i zrobiła kilka kroków w tył. Jej włosy opadały na trawę i rozlewały się po niej, dobrze wtapiając się w jej kolorystykę. Patrzyła na niego ciepło, ale z niejaką wyższością, a podbródek trzymała butnie uniesiony. Desmond obrócił się w jej stronę z lekko zmarszczonymi brwiami. 

- Ja nic nie zrobiłem. - Mruknął.

- Ależ zrobiłeś! - Zachichotała radośnie. - Nie widzisz? - Wskazała palcem na staw. Desmond kątem oka spojrzał w tamtą stronę, ale wciąż stał na wprost Królowej, która szczerzyła się od ucha do ucha.

- Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że tak szybko ci się to uda. Masz talent! - Klasnęła w dłonie i pogardliwym spojrzeniem omiotła staw.

- Przecież nie przyniosłem jej serca. - Na te słowa, Królowa zmrużyła oczy oglądając go od góry do dołu, po czym drgnęła, jakby coś ją szturchnęło i wydała z siebie głośne „Och!"

- Moja wina. Nie wyraziłam się dość jasno? Naprawdę myślałeś, że chcę, abyś przyniósł mi jej serce? Jak posiłek na talerzu? - Ledwo powstrzymywała chichot. - Wyraźnie chyba podkreśliłam, żebyś je „zdobył", prawda? Jak widać, zdobyłeś... - Znów obdarzyła zamrożony skrawek pogardliwym spojrzeniem. Było pełne wyższości i niejakiej satysfakcji.

- Co... - Więc wszystko tak naprawdę potoczyło się po myśli Królowej? Nieważne, jakby postąpił, wszystko odbyłoby się jej na rękę. Niezbyt to pokrzepiające, a nawet czuł się zmanipulowany. Nie tak miało się to skończyć. Nie tak...

- Co to za mina, hm? - Spytała zdziwiona, ale i rozbawiona jego zachowaniem. - Teraz nic nie stoi na przeszkodzie w znalezieniu Anny. Zimno cię nie strawi. - Mrugnęła do niego i powoli zaczęła się wycofywać.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 09, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

InspiracjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz