Rozdział 7

9.9K 475 14
                                    

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Zajęcia miałam dopiero na dziesiątą i chciałam dłużej pospać, ale jak widać, nie było mi to dane.

Zła ruszyłam otworzyć drzwi. Stał w nich kurier z bukietem białych róż.

- Pani Katherine Hallow ? – zapytał mężczyzna.

- Tak, to ja. – wydusiłam z siebie. Wciąż nie potrafiłam otrząsnąć się z szoku.

- To dla pani. – podał mi kwiaty – I poproszę o pokwitowanie.

Podpisałam się na kartce, a później wzięłam od niego kwiaty.

- Dziękuję.

Zdziwiłam się, bo przy bukiecie nie było żadnego liścika. Nie wiedziałam od kogo mogą być. Poza tym, skąd ten ktoś wiedział, że białe róże to moje ulubione kwiaty ? A może to czysty przypadek ?

Postanowiłam tego nie roztrząsać i wstawiłam kwiaty do wazonu, po czym postawiłam je na stoliku.

Po chwili zadzwonił mój telefon.

- Tak ? – odezwałam się.

- Hej, Kitty. – to był Tyler – Robisz coś po południu ?

- Tak. Idę do pracy. – odpowiedziałam dumna.

- Oooo...nie wiedziałem, że masz pracę. – słychać było, że się zdziwił.

- Zaczęłam wczoraj.

- A mogę do ciebie wpaść wieczorem ? – zapytał.

- Jasne. Nie ma sprawy. – ucieszyłam się.

- To może przyjadę do ciebie i zabiorę cię z pracy ? – zaproponował.

- W sumie to fajnie by było. Kończę o dwudziestej. Zaraz wyślę ci SMS z adresem.

- OK. To do zobaczenia.

- Na razie.

Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie płatki na mleku. Po śniadaniu poszłam się wyszykować i zanim się obejrzałam, dochodziła dziewiąta trzydzieści. Czyli trzeba zbierać się na uczelnię.

Przewiesiłam torbę przez ramię, po czym wyszłam z domu. Zapukałam jeszcze do Lisy.

- Gotowa ? – zagadnęłam.

- Tak, już idę. – odparła i wzięła rzeczy – Czyli dzisiaj nici z darmowej podwózki ? – uśmiechnęła się. Zapewne chodziło jej o Masona.

- Tak, mówił mi wczoraj, że dzisiaj ma zajęcia na dziewiątą.

-OK. To czeka nas fascynująca podróż autobusem. – widać, że nie uśmiechała się jej ta opcja.

- Oj, daj spokój. Nie będzie tak źle.


********


I co ? Miałam rację. Autobus przyjechał na czas, więc nie spóźniłyśmy się na zajęcia. Pomijam to, że pojazd był zapewne dobre dziesięć lat starszy ode mnie i śmierdziało w nim papierosami i starym olejem silnikowym, ale co zrobić. Nie mam na to wpływu. Więc albo wytrzymywanie w tej puszce czterdzieści minut dziennie, albo spacery. Jednak wybieram pierwszą opcję. Nie jestem typem piechura.

Szybko ruszyłyśmy w stronę sali, w której miały odbywać się nasze najbliższe zajęcia.

- Hej. – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego i dobrze umięśnionego blondyna z niesamowicie zielonymi oczami. Odruchowo się uśmiechnęłam.

Daj mi szansęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz