3

310 36 5
                                    

W szpitalu okazała się stałym gościem. Unikała lekarzy i pielęgniarek, ale była tam codziennie. Siadała przed salą numer szesnaście, dokańczała mocną kawę i obserwowała. Czasami kilka godzin, czasem tylko kwadrans. Ale przychodziła zawsze. Nie ważne, jaki był dzień. Nie ważne, co miała zrobić, jak się czuła, o czym myślała. To jej pomagało.

Kiedy przebywała na korytarzu, rozmyślała nad tym, co tak naprawdę powinna zrobić. Jak zadziałać, by nie utracić cząstki jego. Siedząc na krzesełku gryzło ją wiele myśli i rodzących się pomysłów. Ale tylko jedno wiedziała - nikomu nie wybaczy tej zbrodni. Była zbyt okrutna.

Choć wszyscy wiedzieli, że to tylko niedorzeczne urojenie zrozpaczonej dziewczyny.

W końcu przyszedł dzień, kiedy sala numer szesnaście była pusta. Na łóżku nie było już tego pacjenta, pościel była zmieniona, szafka uprzątnięta. Maszyna nie akompaniowała jej roztrzepanym myślom i niespokojnemu oddechowi chłopaka, któremu bardzo często śniły się koszmary. To był dzień, w który Livia poczuła niespodziewaną pustkę w sobie. Pustkę, która została przyszyta przez los jak łata do jej dawno zwiniętego już, podziurawionego żagla.

Wyszła ze szpitala z papierowym kubkiem kawy w dłoni i słuchawkami w uszach. Chciała jakoś zająć sobie głowę, a tylko muzyka pozwalała jej odpłynąć. Przemierzała miasto, wpatrując się albo w chodnik, albo zapatrując się na zakochane pary, które spacerowały ulicami. Zamknięta w swoim świecie, wciąż nie mogła otrząsnąć się po śmierci swojego chłopaka. W jej głowie nadal błądziły myśli o tym, jak brutalnie została odebrana mu możliwość powrotu do zdrowia. Była przekonana, że gdyby tylko postarali się bardziej, on wyszedłby z tego i wrócił do normalnego życia.

Pogrążona w myślach weszła na przejście dla pieszych akurat w momencie, gdy światła się zmieniły, a samochody szybko ruszyły z miejsca. Omal nie wpadła pod jedno z nich, którego kierowca na szczęście gwałtownie zahamował, a ona odbiła się dłońmi od maski. Spojrzała przez szybę na pasażerów i zaniemówiła. Obok kierowcy zauważyła chłopaka, który nosił teraz w klatce piersiowej serce jej ukochanego. Jej oczy zaszły łzami, ale nie chciała rozpłakać się na środku ulicy, dlatego niespodziewanie zbiegła z przejścia i uciekła.

Uciekła od niego, ale czy od problemów?

A Shawn właśnie w tamtym momencie poczuł coś dziwnego do tej roztrzepanej dziewczyny. Miał wrażenie, jakby kiedyś już ją widział, ale we śnie, podczas pobytu w szpitalu. Ponadto zaistniała między nimi jakaś więź, której nie potrafił wyjaśnić.

Patrzył za nią, aż nie zniknęła mu z oczu, wbiegając do parku. Wrócił do domu, w którym nie był już tyle czasu. Znów poczuł się tak, jak kiedyś. Wszedł do swojego pokoju, usiadł przy biurku i... zaczął pisać. Piosenkę o nieznajomej dziewczynie, która wzbudziła w nim ogromną ciekawość, ale i coś jeszcze...

Natomiast Livia usiadła na ławce w parku, schowanej między krzakami, odstawiła kubek z resztką kawy i zaczęła gorzko płakać przy piosence, której kiedyś słuchała razem z Jack'iem. No właśnie, kiedyś.

Not he || mendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz