Rozdział 1

65 6 2
                                    

Dzwoniący budzik wyrwał mnie ze snu i zaspana sięgnęłam na szafkę stojącą obok mojego łóżka, by wyłączyć natrętne urządzenie.  Kolejny poniedziałkowy poranek, znowu trzeba wstać do szkoły niestety... Mieszkam najbliżej centrum, za co większość ludzi pocięłaby się na kawałki, ale i tak muszę wyjść 40 minut wcześniej przed rozpoczęciem lekcji, bo niestety szkołę mam na obrzeżach. Wygramoliłam się z łóżka i z długim ziewnięciem przeciągnęłam się wstając. W łazience odświeżyłam się jak co rano i zrobiłam lekki szkolny makijaż. Potem udałam się z powrotem do pokoju w poszukiwaniu czegoś do ubrania.  Czemu dziewczyny mają taki problem z wybraniem ciuchów? To jest chyba jakieś przekleństwo. W końcu wygrzebałam się z pokoju i zeszłam na dół do kuchni. Zgarnęłam po drodze jakąś kanapkę, po czym spakowałam drugie śniadanie kończąc jeść.

Wyszedwszy z domu podbiegłam do stojącego na podjeździe mini Coopera. 

-"Alice, nie mogłabyś się bardziej pośpieszyć?" - słyszę poirytowany głos Katie biegnący z wnętrza auta. Mogłabym zaczynać tak każdy dzień, z uśmiechem siadam na fotelu pasażera.

-"Mamy dzisiaj coś ciekawego do zrobienia, że się tak spieszysz?" - pytam głupkowato się uśmiechając.

-"Nie, ale podobno ma być jakaś nowa osoba w klasie i warto byłoby ją ostrzec zanim Amelia powiesi na niej swoje szpony." - śmiejemy się do łez, aż mężczyzna jadący obok patrzy na nas ze zdziwieniem.

Jedziemy zakorkowaną drogą przez centrum miasta. Przez otwartą szybę wpadają do środka promienie porannego słońca, oświetlając twarz przyjaciółki i moją, i otulając je ciepłem swojego blasku. Wychylam się lekko za okno, by dosięgnąć jeszcze więcej ogrzewających promieni. Pęd samochodu rozwiewa mi włosy, uzmysławiając, jak bardzo kocham to miasto. Codzienne słońce oświetlające moje ciało nadrabia nad brakiem zimy w Kalifornii. Tętniące życiem Los Angeles sprawia, że zostałabym tu do końca życia, ale moi rodzice oczekują ode mnie czegoś innego, a i ja chcę osiągnąć coś ponad siedzeniem w jednym miejscu i spotykaniem się ze znajomymi.

Katie właśnie włącza naszą ulubioną piosenkę i przez resztę drogi wydzieramy się jak szalone. Kiedy zza drzew widzimy już pierwsze budynki szkoły, przyciszamy muzykę, a ja nakładam błyszczyk na suche od słonecznego skwaru usta. W tym czasie Katie przejechała przez bramę wjazdową i znalazła miejsce na zatłoczonym, szkolnym parkingu. Wszyscy zaczęli zbierać się już do środka, by nie spóźnić się na rozpoczynające się za 5 minut lekcje. Ruszyłam w stronę głównego wejścia, ale dla mnie byłoby to zbyt proste, gdyby obyło się bez natrafienia stopą na krawężnik. Poleciałam jak długa na chodnik, a parę wrednych oczu zwróciło się w moją stronę ze złośliwym chichotem. Gdy podniosłam głowę zobaczyłam przed sobą oliwkowozielone męskie trampki i wystawioną pomocną dłoń. Podniosłam głowę do góry i napotkałam wzrokiem najdziwniejsze stalowo-szare tęczówki bez nuty jakiejkolwiek barwy, z czarnymi jak sadza źrenicami pośrodku.



Hejka! To moje pierwsze w życiu opowiadanie, na razie ten pierwszy rozdział taki krótki, ale dalej historia się rozwija, więc czekam na opinie! Chcę wiedzieć czy się podoba czy nie, no i oczywiście super byłyby gwiazdki :D Za każdą współpracę i odzew dziękuję!!!

(For)Ever?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz