Rozdział 2

39 3 4
                                    

Usłyszałam lekko chropowaty męski głos.

- "Nic ci nie jest?" - zapytał chłopak o brązowych, lekko wypłowiałych od słońca włosach z koralowymi ustami i wyrzeźbionymi, jakby z marmuru rysami twarzy. Zamrugałam oczyma wyrywając się z transu, urzeczona regularnością budowy chłopaka.

- "Nie no, żyję" - odpowiedziałam lekko oszołomiona, przypatrując jak jego usta układają się w połowiczny uśmiech.

- "To chyba dobrze" - odpowiada parskając. - "Tak w ogóle to jestem Alex i dopiero tu przyjechałem."

- "No ja w sumie też" - mówię nie myśląc, jaką głupotę palnęłam.

- "Chodziło mi o to, że dopiero się tu wprowadziłem i to jest mój pierwszy dzień w tej szkole" - odpowiada Alex, nie ukrywając rozbawienia w swoim głosie. Ale ty jesteś głupia Alice, ale ty jesteś głupia, dogadujesz sobie w myślach ukrywając zażenowanie własną głupotą za lekkim parsknięciem, niby ze swojej "żartobliwej" odpowiedzi.

- "Jestem Alice i z tego co widzę na twoim planie to najwyraźniej mamy razem pierwszą lekcję" - mówię zaglądając do trzymanej przez chłopaka kartki. Dokładnie w tym momencie koło mnie pojawiły się w tej samej chwili Katie i Jane, witając się z Alexem i zgarniając mnie dyskretnie w stronę szafek.

- "No to do zobaczenia w klasie" - wołam na odchodnym, a chłopak skina mi głową z promiennym uśmiechem.

- "No nieźle, zastanawiam się która pierwsza się na niego rzuci z tych szkolnych lamusek" - komentuje z sarkazmem Katie krzywiąc się, na co my z Jude wybuchamy gromkim chichotem przykuwając spojrzenia przechodzących uczniów. Podeszłam pod swoją szafkę, by wyciągnąć rzeczy, ale czyjeś ręce czochrające mi włosy uniemożliwiły to, ograniczając moje pole widzenia opadającą na oczy czupryną.

- "Louis! Zaraz ci pokażę!" - wołam do wysokiego bruneta z uroczą chłopięcą twarzą z dołeczkami w policzkach i próbuję odwdzięczyć mu się tym samym. Niestety skapitulowałam przez różniącą nas wysokość, ale obiecałam mu zemstę kwitując to złośliwym uśmieszkiem.

Po chwili przyszedł jeszcze Jeremy, jak zwykle zaspany przywitał się z nami i wszyscy razem po zabraniu książek udaliśmy się do sal, jeszcze przedtem umawiając się na lunch. Udałam się do sali chemicznej, jako jedna z pierwszych osób, co umożliwiło mi wybór miejsca w jednej z ostatnich ławek. Klasa powoli się zapełniała i ktoś w końcu będzie musiał ze mną usiąść, chociaż liczę na to, że akurat będę tym szczęśliwcem bez pary. Nie man zamiaru robić za nikogo projektów, patrząc na to, że wszyscy wiedzą, jak dobra jestem z chemii, i jak bardzo mi na niej zależy. Schyliłam się, by podnieść długopis, który leniwie potoczył się z ławki podczas mojej nieuwagi i usłyszałam odsuwane koło mnie krzesło. A niech to szlak. Wynurzyłam się spod ławki i zobaczyłam znajomą twarz. Alex rozłożył się na krześle obdarzając mnie miłym uśmiechem i powodując zazdrosne spojrzenia szkolnych ślicznotek, które jednak mają coś w głowie, skoro trafiły na zajęcia z rozszerzonej chemii. No cóż Alice 1, życie 0, uśmiecham się w duchu. Wprawdzie po tych paru chwilach rozmowy mogę stwierdzić, że go lubię, nie wygląda mi na jakiegoś orła w nauce, tylko raczej na opalonego surfera. Chociaż ze mną jest podobnie, bo sport i wiedzę cenię sobie na równi. Mam nadzieję, że mój osąd wobec niego nie jest trafny. Nasz nauczyciel Mr Johnson w związku z tym, że przyszedł nowy uczeń i jest nas po równo, oznajmia, iż do końca półrocza będziemy pracować w takich parach, jak teraz usiedliśmy. Z każdego kąta sali słychać teraz jęki zawodu, a tępe psiapsiółki, które usiadły razem mają miny jakby chciały wydrapać sobie oczy. Nauczyciel wydał polecenie na dzisiejszą lekcję, a ja bez słowa wyminęłam krzesło partnera i ruszyłam po potrzebne substraty oraz materiały do wykonania zadania. Nachylając się nad zlewkami poczułam ciepły oddech na ramieniu, gdy Alex zaglądał przez moje ramię. Dołożył parę rzeczy na tackę, ku mojemu zdziwieniu naprawdę potrzebnych i zabrał ją z przed moich rąk niosąc do ławki. Stałam przed szafką uporczywie wpatrując się w chłopaka, dopiero po chwili otrząsając się z oszołomienia. Siadłam obok Alexa i zaczęłam rozkładać wszystko przygotowując się do zrobienia doświadczenia.

- "Już myślałam, że tak jak połowa tych ludzi dostałeś się na te lekcje fartem" - zagaduję, zerkając na niego kątem oka.

- "Chciałbym zostać lekarzem, pomagać ludziom, a w sumie chemia jest najważniejsza, żeby dostać się na medycynę" - powiedział poważnie zatopiony w parcy.

- "Racja, moi rodzice są lekarzami i też chcę podążyć w ich ślady, podoba mi się to nawet, a na pewno zapewni mi przyszłość" - odpowiedziałam.

- "Co prawda, to prawda, ale skupmy się na zadaniu bo za chwilę koniec lekcji" - stwierdził posyłając ci promienny uśmiech.

- "Okej" - zdołałam tylko wykrztusić, bo totalnie mnie zatkało. Zawsze ja muszę pobudzać do działania wszystko i wszystkich. Zapowiada się owocne półrocze. Dokończyliśmy pracę i zadzwonił dzwonek, więc wyszliśmy na przerwę. Wyszłam pierwsza kierując się na angielski, ale ktoś złapał mnie za ramię.

- "Nie chciałabyś mnie oprowadzić? W sumie jesteś pierwszą osobą, którą tu poznałem, a jeszcze się za bardzo nie orientują we wszystkim" - zaproponował Alex. Już zbierałam się do odpowiedzi, gdy centralnie przed nami stanęła wytapetowana na maksa dziunia. Najpopularniejsza laska w szkole, Amelia, która według ciebie wcale nie jest taka ładna.

- "Hej jestem Amelia i słyszałam, że jesteś nowy, więc już tu na to coś poradzimy" - powiedziała ta łajza i sprzątnęła mi go z przed nosa. No franca jedna! Nie żebym była jakoś specjalnie zainteresowana kolesiem, ale w jej łapy nie oddałabym nikogo.

I jak się podoba? /Monia

(For)Ever?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz