Hourglass

3.2K 131 8
                                    

Jestem klepsydrą.

Sześć miesięcy mojego życia upadło i zakopało mnie w środku. Czułam, jakbym miała nogi częściowo z piasku, zszyte ze sobą. Mój umysł był mroczny, ciężki, nieosiągalny. Zalewały mnie cienie niezdecydowania, niedokonanych wyborów, niecierpliwości, a czas... czas się nie zastanawiał. Nadal pędził. Uciekał z mojego ciała.

Dłoń Lexy delikatnie dotknęła mojego ramienia. Kiedy nie zareagowałam, szturchnęła mnie mocniej.

- Clarke, podnieś się – szepnęła. – Wstań, jestem tu.

Jestem tu.

Jestem tu.

- Jestem tu – szeptała ponownie.

Wzięłam nagły wdech i obróciłam się w jej stronę, ale nie wstałam. Wpatrywałam się w rozpaczliwie zielone tęczówki, które zdawały się wiedzieć za dużo, za wiele. Lexa pochyliła się nade mną. Jej tradycyjnie zmartwiony wzrok badał mnie uważnie. Ręka szatynki zawieszona w powietrzu, jakby zamierzała mnie dotknąć.

Odsunęłam się z zasznurowanym gardłem. Obserwowała mnie, nie mrugając.

- Dzień dobry. – Nie byłam pewna swojego głosu. Słów, opuszczających moje usta.

Zauważyłam, że miała na sobie moją stanowczo za szeroką lnianą koszulkę. Jej uśmiech wyglądał, jakby był dla niej bolesny. Jakby ją ranił.

Z trudem podciągnęłam się do pozycji siedzącej, a Lexa powoli zajęła miejsce obok mnie. Zmusiłam się do zamknięcia oczu, żeby uspokoić nagłe zawroty głowy. Trwałam w bezruchu, dopóki nieprzyjemne uczucie minęło.

Byłam pozbawiona sił oraz energii. Czułam się osłabiona, ale pomijając te dolegliwości, było w porządku. Byłam żywa. Wciąż. Nadal. Oddychałam, mrugałam i czułam, że to wciąż życie, wciąż mój świat. Czułam się żywa i dokładnie wiedziałam dlaczego.

Lexa Woods. To ona była moim życiem, światem. Kotwicą, której kurczowo się trzymałam, by nie opaść na dno.

- To nie sen – wyszeptałam. – Nadal jesteś ze mną.

Napotkałam jej wzrok. Wyciągnęła dłoń i delikatnie przesunęła opuszkami palców po mojej bladej skórze. Wciągnęłam powietrze przez nos, skupiając się na miękkości tego dotyku.

Złota obrączka zalśniła na jej palcu.

- W zdrowiu i chorobie. W radości i cierpieniu... – urwała. – I ślubuję ci miłość...

Moje mięśnie momentalnie napięły się, jakbym szykowała się do ucieczki. Nie panowałam nad tym. Lexa jedną ręką objęła moją wychudłą talię, a drugą błądziła w moich włosach na karku. Z wyczuwalnym zawahaniem przycisnęła mnie do siebie, przezwyciężając bierny opór mojego ciała. Próbowałam się odsunąć, ale bez przekonania, jakbym tylko sprawdzała, czy Lexa łatwo się zniechęci. Kiedy w odpowiedzi oplotła mnie ramionami, wyszeptałam jej imię, zamknęłam oczy i poddałam się. Po kilku sekundach moje usta były nieco wilgotne w miejscu, w którym dotknęła je dziewczyna.

- ...oraz że cię nie opuszczę, aż do śmierci – dodała, opierając się czołem o moje.

Wciąż odczuwałam echo tego zdarzenia. Jeśli się skupię, mogę znów przeżyć ten moment. Węzeł ściskający gardło. Łzy pchające się do oczu. W tle muzyka rozbrzmiewająca z głośników. Goście wylewający się z każdego kąta, a także słowa przysięgi.

Oddychałam płytko, urywanie.

W końcu zdałam sobie sprawę ze znajomej obcości tego pomieszczenia. To już nie był ten sam pokój, w którym tak wiele się wydarzyło. Ten wesoły, wiecznie otwarty, tętniący życiem. Teraz to tylko cztery ściany, drażniące światło jarzeniówki i wyblakłe tapety, do których przywarł zapach śmierci.

Nad moim umysłem szybko władzę przejęła panika, która krzyczała, że pewnie niedługo nie obudzę się tam, gdzie zasnęłam. Dwa uderzenia serca i odsunęłam się od niej, waląc plecami w oparcie oraz w amoku ściskając pościel.

- Wszystko w porządku – odezwała się zamroczona Lexa, próbując złapać mnie za ramiona. – Jest dobrze... jest dobrze...

Panika, panika, panika.

Strach zasnuł moją świadomość. Moje myśli stanęły w ogniu. Wysoki pisk wydostał się spomiędzy moich warg i spróbowałam zsunąć się z łóżka, ale nogi miałam niezdolne do ruchu. Lexa mnie złapała. Byłam niestabilna i chwiejna, znalazłam w niej oparcie. Uspokoiłam oddech.

- Lexa. – Moje oczy desperacko wpatrywały się w jej twarz. – Co z wynikami badań?

- Spokojnie, Clarke. – Uśmiechnęła się słabo. – Bez pośpiechu... musisz coś zjeść, wziąć leki, odpocząć.

- Nie. – Usłyszałam swój głos. – Muszę wiedzieć teraz.

Jedna chwila. Dwie. Trzy.

Lexa wzięła głęboki wdech. Milion więcej. Prawą dłoń trzymała na lewej. Nerwowo kurczyła palce, prostowała i kurczyła ponownie. Zacisnęła je w pięści i znowu powtarzała swoje czynności.

- Pomożemy ci. Mam pieniądze, dużo pieniędzy. Znajdę najlepszego lekarza. Nie dopuszczę do... – przełknęła ślinę, a jej zmęczony głos zadrżał. – Nie pozwolę, aby...

- Powiedz prawdę, Lexa. – Spojrzałam wprost w zielone tęczówki, zwierciadło jej umęczonej duszy.

Ostatnie tygodnie odcisnęły na niej swoje piętno. Widać to, po załamaniach na twarzy, świadczących o chronicznym braku odpoczynku, a także po cieniach pod oczami.

- To koniec. – Jej głos był nieznacznie głośniejszy od szeptu. Mówiła do mnie tak cicho, jak do dziecka. – Tak powiedział lekarz.

- Co? – wymówiłam to słowo, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk.

Byłam odrętwiała. Mrugałam i nie widziałam. Nic. Dookoła mnie była kompletna pustka.

- To koniec – powtórzyła głucho.

- Nie. Nie – wydychałam to słowo, wydychałam niemożliwość. Miałam dwadzieścia trzy lata. Nie mogło kończyć się coś, co było zaledwie początkiem. – Nie.

- Clarke... – zaczęła.

- Nie. Nie. Nie. Nie bądź głupia – powiedziałam jej. - Nie bądź niedorzeczna. Nie okłamuj mnie. – Teraz mój głos był wysoki, załamywał się i drżał. – Nie – sapnęłam. – Nie, nie, nie...

Tym razem wstałam naprawdę. Moje oczy szybko zaszły łzami. Mrugałam, a świat był w nieładzie i chciało mi się śmiać, bo jedyne, o czym myślałam w tak surrealistycznym momencie, to jak straszny i piękny jest fakt, że nasze oczy rozmazują prawdę, kiedy nie możemy już na nią dłużej patrzeć.

Lexa gwałtownie zerwała się z łóżka. Próbowała mnie dotknąć, ale wydawało mi się, że krzyczę i odganiałam jej ręce, ponieważ znałam już odpowiedź. Moje pięści zaczęły krwawić, gdy nagle uderzyłam nimi w ścianę. Czułam odrazę narastającą we mnie. Nie byłam pewna, czy jeszcze w ogóle żyję, ale musiałam to usłyszeć.

- Dlaczego? – jęknęłam i usiadłam na podłodze.

To tylko słowo. Głupie i zwykłe słowo.

- Dlaczego akurat ja? – Już nie oddychałam, właściwie nic nie mówiłam, tylko wypuszczałam litery przez usta.

Lexa patrzyła na zakrwawioną ścianę, skołtunioną kołdrę oraz na to, jak wyglądały moje opuchnięte kostki. Kucnęła obok mnie i przez chwilę nic nie mówiła. Mierzyłyśmy się wzrokiem, a ja dopiero wtedy dostrzegłam ślady płaczu na jej twarzy.

Zaszlochałam, bo ogarnęła mnie rozpacz, której nie potrafiłam odpędzić.

Objęła mnie zupełnie bezwładną, posadziła na swoich kolanach i przytuliła tak mocno, a jej słowa były takie... miękkie.

- Twoja walka jeszcze nie dobiegła końca – przerwała. Wzięła rozedrgany wdech i hamując łzy, dodała. – Kocham cię, Clarke. Pomożemy ci.

Lost In Time || Clexa - One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz