Stałam cała mokra i patrzyłam na tego idiotę. A on zamknął drzwi i wsadził ręce do kieszeni spodni i zaczął się uśmiechać.
-Spadaj stąd.-burknęłam podchodząc do niego i chcąc go wypchnąć z domu. Jakbym siłowała się ze ścianą.
-Ładne mieszkanie.-zignorował mnie i ruszył w głąb mojego domu. Zacisnęłam ze zdenerwowania pięści i skierowałam się za nim.-Mieszkasz sama?-zapytał siadając na krześle w kuchni.
-Nie interesuj się.-warknęłam i oparłam się o blat.-Możesz już iść? Nie mam zielonego pojęcia, po co tutaj przyszedłeś.-dodałam gestykulując rękoma.
-Liczyłem na jakieś 'dziękuję' z twojej strony za podwózkę do domu.-oznajmił, a ja wybuchnęłam śmiechem.
-Nie wiesz co mówisz,koleś.-związałam swoje włosy gumką, bo poczułam jak zaczyna z nich cieknąć woda. Chłopak wstał i podszedł do okna. Wywróciłam oczami, bo już mnie zaczął denerwować.-To ty mnie ochlapałeś tą głupią kałużą, więc nie wiem skąd ci się wziął w tym móżdżku pomysł, że to ja mam ci dziękować.-dodałam. Chłopak odwrócił się do mnie i prychnął.
-Przepraszać cię nie będę.-powiedział kierując się w stronę drzwi. No i po co tyle zamieszania, jak już on wychodzi. W duchu dziękowałam Bogu, że skrócił moje cierpienie i nie muszę przebywać już z nim w jednym pomieszczeniu. Szłam za nim, aby zamknął drzwi na klucz, jakby mu się zdanie zmieniło i chciałby wrócić. Patrzyłam na swoje buty, które były już doszczętnie mokre. Tyle forsy na nie wydałam. Westchnęłam. W tedy uderzyłam głową w coś twardego. Spojrzałam w górę i ujrzałam chłopaka. Przymrużyłam oczy.
-Miałeś iść.-oznajmiłam cofając się o krok. Chłopak otworzył drzwi, ale przystanął na chwilę.
-Jak masz na imię?-zapytał patrząc w moje oczy. Skądś znam te oczy. Cały czas mi się wydaję, że już gdzieś tego chłopaka widziałam.
-Za dużo chciałbyś wiedzieć.-oznajmiłam i popchnęłam go lekko, przez co wylądował za drzwiami. Nie tracąc czasu zamknęłam mieszkanie na klucz i w końcu mogłam się ogarnąć
***
-Mamo to nie tak jak myślisz.-oznajmiłam, trzymając przy uchu telefon mojej rodzicielki. Oczywiście już wie, że nie byłam w szkole. I jak zwykle robi o to bardzo duże problemy.-Szłam do szkoły, już byłam przed bramą i wtedy nie uwierzysz.-odparłam siadając na kanapie z ręcznikiem na głowie.-Jakiś imbecyl mnie ochlapał, bo wjechał w kałuże.-dodałam, poprawiając swój szlafrok.
Jak zwykle moje kłótnie z mamą kończyły się na tym, że słuchałam kazania o tym jak bardzo nierozważna jestem. Przyzwyczaiłam się.
-Mamo, muszę kończyć.-powiedziałam, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie Lucy. Prosiłam ją, żeby wpadła jak skończy lekcje. Podreptałam do drzwi.
-Dzień dobry-ujrzałam jakiegoś mężczyznę, który trzymał w dłoni wielki bukiet róż. Poprawiłam swój szlafrok i zmarszczyłam czoło.
-Proszę podpisać tutaj.-wystawił ku mnie długopis i karteczkę, gdzie miałam podpisać.
-Od kogo to?-zapytałam podpisując i biorąc kwiaty od mężczyzny. Ten się uśmiechnął i wzruszył ramionami.
-Nadawca poprosił, aby pani wyjrzała przez okno.-odparł. Uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi. Kwiaty były ładne. Czerwone róże. Podeszłam do okna i spojrzałam. Nikogo nie widać.
A nie chwilka, moment! Tam stoi ten baran! On się do mnie cieszy.
Otworzyłam okno.
-Kwiaty się podobają?-krzyknął pewny siebie. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się szyderczo.
CZYTASZ
Seven
FanfictionOd dziecka dokuczali sobie. Kłócili się z byle jakiego powodu. Nigdy się ze sobą nie zgadzali, a jednak spróbowali być ze sobą. Co z tego wyszło to można sobie wyobrazić. Lecz co się stanie, kiedy po parunastu latach znowu się spotkają?