ONE

70 19 9
                                        

Każde spojrzenie na rodziców przysparza mi ból. Razem są szczęśliwi, nie jestem im potrzebna. Chyba mnie kochają, ale ja tego nie odczuwam. Brakuje mi typowego pytania "Jak było dziś w szkole?" i nawet jeśli miałabym odpowiedzieć samo "dobrze", nic by się nie stało.

- Pomóc wybrać ci sukienkę? - w progu staje moja mama. Jest naprawdę ładną kobietą o łagodnej urodzie i jak na czterdziestolatkę zgrabnej sylwetce. Miałam problem z wybraniem stroju na coś w stylu balu organizowanego przez rodziców żony mojego wujka.

Kiwam głową zadziwiona pytaniem i podchodzę do dużej, białej szafy, którą otwieram. Ukazują się nam w większości jasne sukienki.

- Kiedy przestaniesz ubierać się jak mała dziewczynka? - pyta, wzruszam ramionami. Sięga po najbardziej odległą sukienkę i wciska ją w moje ręce. Oglądam ją - jeszcze nigdy jej nie miałam na sobie. Ma według mnie trochę zbyt duży dekolt, ale to kwestia upodobań. Jest biała i do połowy łydki.

- Niech będzie  - mówię w końcu i wyganiam z pokoju mamę, aby móc się przebrać. Dobieram do sukienki małą kopertówkę, do której nie zmieści się nic prócz telefonu i drobnych pieniędzy. Tak ubrana, z butami pod pachą, schodzę na dół.

- Wyglądasz świetnie, ale brakuje ci makijażu. - komentuje mama i łapie mnie za dłoń, po czym zabiera do sypialni rodziców. Rzadko tutaj bywam. Bez marudzenia siadam na krzesełku przed lusterkiem i pozwalam zrobić sobie smoky-eye. Ma rację, wyglądam dobrze, makijaż dodał mi paru lat.

- Tata już na nas czeka?

- Tak - mówi szybko. - Musimy się pośpieszyć.

Wychodzimy z domu, przed którym stoi już samochód. Todd, w pewnym sensie nasz ochroniarz, już czeka, aby otworzyć nam drzwi. Uśmiecham się do niego chcąc trochę umilić mu pracę.

- Obie wyglądacie... nieziemsko, na pewno będziecie zwracać na siebie uwagę. - mówi tata. Siadamy na czarnych fotelach w środku pojazdu. Rumienię się na kolejny komplement. Todd wyjeżdża z naszego podjazdu, pochylam się trochę do przodu, aby o coś spytać.

- Ile czasu zajmie nam dojazd?

- Obawiam się, że conajmniej trzydzieści minut - odpowiada. - Mam dla panienki ulubione cukierki, pani Palmer sama mi to zaproponowała.

Moje źrenice automatycznie się rozszerzają na widok fioletowej paczki ze Skittlesami wyciągniętej ze schowka. Szybko dziękuję mężczyźnie i od razu po otwarciu nabieram kilka do ust.

- Nie zjedz od razu całych, brzuch cię rozboli. - mówi mama, a ja patrzę na nią poirytowana. W takim razie po co mówiła o tym Toddowi? Ignoruję ją i jej niechęć do wszelkiej i wszelkich słodyczy.

Nareszcie docieramy na miejsce. Bal ma się odbyć w ogromnej rezydencji rodziców wcześniej wspomnianej. Wysiadamy z samochodu, ja rozglądam się po ich ogrodzie, co nie jest zbyt łatwe, bo słońce już zaszło. Rozpoznaję różnorakie drzewa i krzewy oświetlone małymi ogrodowymi lampkami oraz duży garaż.

- Razem z twoim ojcem stwierdziliśmy zgodnie, że pozwolimy ci na trochę szampana. - z zamyślenia wyrywa mnie kobiecy głos. Nie wiem, czy podziękować, więc zostaję cicho. Po okazaniu zaproszenia wchodzimy do środka wypełnionego ludźmi.

- Jestem ciekaw, czy w tym roku również będzie grał jakiś zespół. - tym razem odzywa się mój ojciec. Z powodu choroby nie mogłam przyjść tutaj w zeszłym roku, a poza tym uważali mnie jeszcze za dziecko. Rozglądam się po sali i widzę same obce twarze, z niewielkimi wyjątkami. Chodzę za rodzicami jak pies, raz biorę od przystojnego kelnera szampana i trochę upijam. Przeciskamy się przez niewielki tłum ludzi ubranych w garnitury i sukienki droższe od niektórych samochodów. Sam wystrój jest nieziemski i zdecydowanie właściciele się postarali.

adult ➳irwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz