Jeśli czytasz ten rozdział i książka ci się podoba, a wcześniej nie zostawiałeś gwiazdek, to dziś zrób wyjątek i zagwiazdkuj, proszę!👅
- Czy ta cała Dorothy jest pana żoną?
Patrzę na niego, on patrzy na mnie, a następnie się szeroko uśmiecha i kręci głową.
- Nie jest w moim typie - więc jaki jest jego typ? - Przyjaźnimy się.
- Przepraszam, to było głupie. - mówię zażenowana i czuję, że jestem cała zaczerwieniona. Nie mam teraz nawet odwagi spojrzeć na Irwina.
- Nie, nie obrażaj się. - z lekka prosi, po czym wzdycha: - I nie mów do mnie per pan, czuję się wtedy taki stary...
- To jak mam na pana... to znaczy ciebie mówić?
Nie odpowiada, wraca Karen, a chwilę później Dorothy. Siadają na swoich miejscach. Zaczynają rozmawiać o sprawach typowych dla dorosłych, więc siadam w poprzek z nogami luźno zwisającymi z fotela, włączam telewizor i znudzona się w niego wpatruję. Aż w końcu wpadam na pewien pomysł.
- Dorothy - zwracam się do kobiety nie odrywając wzroku od ekranu, po czym uśmiecham zawadiacko. - A może po prostu poczekamy, aż ten cały Jenkins dowie się o wyjeździe rodziców i złapią go na lotnisku?
- Osobiście nadal uważam, że będzie lepiej, kiedy pozwą ludzi odpowiadających za wypuszczenie Jenkinsa.
- I sami pójdą do więzienia! - mówię trochę głośniej i ściągam brwi. Słyszę kobiece, zirytowane westchnięcie. Udało mi się ją zdenerwować, powinnam się cieszyć, ale nie mogę.
- Niech ci będzie. Masz lepszy plan?
- Nie - odpieram i odwracam głowę w jej stronę. Mam wrażenie, że ta cała Dorothy chce bardziej zaszkodzić rodzicom, niż im pomóc. Nagle uświadamiam sobie, jaka jestem głupia. - Zaraz wracam.
Idę po mój plecak, z którego wygrzebuję telefon. Wybieram numer mamy, może teraz się uda? Dzwonię. Można powiedzieć, że jest powtórka z rozrywki - jedyne co słyszę to poczta głosowa. Rozłączam się i niemal roztrzęsiona wracam do salonu, w którym oni znów rozmawiają o dorosłych sprawach, które nie powinny mnie dotyczyć. Trzymam się mocno za ramię, wręcz wbijam w nie paznokcie - to jeden z tych tików nerwowych. Powracam do oglądania MTV, ale co jakiś czas czuję się obserwowana. Zgaduję przez kogo. Resztkami sił powstrzymuję się przed sprawieniem, żeby nasze spojrzenia znów się spotkają.
- Czas wracać do biura. - w końcu mówi Dorothy, a ja oddycham z ulgą. Nareszcie pozbędę się tej wywłoki z domu. Nie, żebym była zazdrosna.
- Ja jeszcze chwilę zostanę. - oznajmia Ashton, ja nie reaguję. Karen odprowadza brunetkę do drzwi, a kiedy obie nie widzą, pokazuję tej drugiej język. - Nie uważasz, że to podejrzane?
- Co?
- To, że wszędzie chodzą razem.
- Dziewczyny często chodzą w parach do ubikacji. - tłumaczę, jednakże ten reaguje śmiechem.
- Mam pewną teorię, ale jak narazie nie mogę się nią podzielić.
- Co stoi ci na przeszkodzie?
Nie otrzymuję odpowiedzi, bo do salonu wchodzi Karen. Podchodzi do mnie i opiera jedną dłoń na oparciu fotela, drugą na swoim biodrze. Patrzy na mnie oburzona, ja na nią spokojna. Nadal siedzę w poprzek fotela.
- Może byś tak zdjęła te buty i przestała brudzić dywan? - wskazuje na moje stopy, ja patrzę na nią błagalnie i podnoszę dość wysoko nogę. - Użyj kiedyś swoich ust. - komentuje, ale zdejmuje moje buty. Uśmiecham się do niej słodko, a ta odchodzi marudząc.
- Więc co to za teoria? - odwracam się nadal uśmiechnięta i podpieram brodę na dłoni zaciśniętej w pięść.
- Musisz podejść bliżej. - mówi wręcz szeptem takim, jaki zazwyczaj używa się przy dzieciach, aby je czymś zainteresować. - No, szybciutko.
Podnoszę się i wstaje, aby podejść na paluszkach i usiąść z jedną nogą pod tyłkiem. Biała kanapa nadal jest nieprzyjemnie ciepła. Chcę usłyszeć co ma do powiedzenia Irwin.
- Podejrzewam, że Karen coś przed nami ukrywa. - patrzę na niego wzrokiem "no co ty nie powiesz?", Irwin bawi się kosmykiem moich włosów, znów moja twarz jest pokryta rumieńcem. - Ale to nie wszystko. Kiedy będziesz miała pewność, że pani Finlayson jest czymś zajęta, pójdziesz do jej pokoju i poszukasz w szufladach czegokolwiek niepokojącego.
- W tym rzecz, że Karen słyszy chyba wszystko. - wzdycham niezadowolona. To co mówię to czysta prawda, pewnego razu usłyszała upadek książki w moim pokoju znajdującym się daleko od kuchni i sypialni kobiety. A poza tym, ja sama jestem kaleką i zapewne sama zrzuciłabym coś niechcący. - Raczej nie uda mi się wejść bez zwrócenia na siebie uwagi.
- Nic się nie stanie, jeśli dosypiesz jej kilka uspokających tabletek do wieczornych ziółek.
- Tak nie można... - mówię oburzonym szeptem kładąc dłoń na swoim policzku. - Jakoś mi się uda bez otruwania Karen. Czego mam dokładniej szukać?
- Wszystkiego. - odpowiada, ale po sekundzie zdaje sobie sprawę, że nie do końca jestem pewna, czym jest dla niego wszystko. - Dokumentów z nazwiskiem twoim lub Jenkinsa i innych typowo podejrzanych przedmiotów. Chyba nie zauważy, jak na chwilkę znikną.
- Jeszcze nigdy nie szukałam czegoś na taką skalę...
- Wierzę w ciebie. - mówi z uśmiechem, od którego chyba się uzależnie, jeśli zobaczę go dzisiaj jeszcze raz. - Było milutko, ale i na mnie kiedyś nadchodzi czas.
Wstaje z kanapy, ja powtarzam tą czynność. Czuję się gorsza, bo blondynowi nikt nie wydał rozkazu zdjęcia butów. Trochę ślizgam się na błyszczącej, chyba marmurowej podłodze. Dochodzimy do drzwi wejściowych.
- Dasz sobie radę. - mówi Ashton na pożegnanie, ale ja nie jestem tego pewna i boję się, że Karen mnie przyłapię, ale muszę to zrobić. Dla mnie, dla Irwina i dla rodziców. On wychodzi, a ja zostaję prawie sama. Opieram się plecami i głową o zamknięte już drzwi i głębko oddycham. Czuję się jak detektyw w kryminale, ale to prawdziwe życie.

CZYTASZ
adult ➳irwin
Romansa{nie mogłabym zapomnieć tego intensywnego wzroku} laura ma wszystko, czego tylko chce. 🌹 razem z rodzicami jedzie na bal charytatywny, gdzie po kilku latach znów spotyka ashtona. nagle jej rodzice muszą wyjechać; nawet nie mają czasu na pożegnanie...