Zasnęłam dopiero koło pierwszej w nocy. W mojej głowie nadal panuje bałagan i natłok myśli, a fakt, że zapomniałam o szkole, jeszcze bardziej potęgował mój stres. To wszystko stało się tak nagle.
✧✧✧
Dzwoni mój budzik. Wczorajsze wydarzenia sprawiły, że zupełnie zapomniałam o obowiązkach. Wyłączam melodyjkę i podnoszę się do siadu. Moje powieki się kleją i czuję się niewyraźnie. Opieram się o zimną ścianę i przymykam oczy jeszcze choćby na minutkę. Nie sprawia to, że czuję się lepiej, wręcz odwrotnie.
Schodzę z łóżka i staję przed szafą. Zdejmuję piżamę, na jej miejsce zakładam bieliznę, a następnie strój składający się ze plisowanej spódniczki, koszulki i uroczych podkolanówek (dop.aut. nie wierzę, że to piszę XD). Nakładam trochę tuszu do rzęs i różowego błyszczyka. Zbiegam po schodach do kuchni, w której rządzi podejrzanie rozpromieniona Karen.
- Dzień dobry - mówi z szerokim uśmiechem i podaje mi herbatę. Brakuje mi komentarza mamy o ubiorze. Karen odwraca się i pije ze swojego kubka.
- Wyglądasz, jakbyś wszystko wiedziała od minimum tygodnia.
- Słucham? - pyta i nawet nie odwraca się do mnie, przez co mówię do jej pleców.
- Chyba nie przejęłaś się tym, że rodzice tak nagle wyjechali nawet bez pożegnania.
- Oczywiście, że mnie to zmartwiło. - ufam jej, ale tym razem nie wierzę. - Ogłosili nowy sezon mojego ulubionego serialu, dlatego jestem uśmiechnięta. Jeszcze chwila, a się spóźnisz do szkoły!
Odpowiadam jej ciszą, dopijam herbatę. Wychodzę nie żegnając się. Jeszcze nigdy nie widziałam Karen tak szczęśliwej, a pracuje u nas od ponad sześciu lat. Biorę plecak, zakładam buty i wychodzę z domu, przed którym czeka na mnie Todd.
- Dzień dobry - wita mnie uśmiechnięty, ale nie aż tak, jak Karen. Otwiera drzwi do samochodu, odzwajemniam uśmiech. - Kiedy mam po panienkę przyjechać?
- Kończę dzisiaj o piętnastej. - odpowiadam i wsiadam do samochodu, chwilę później Todd zasiada za kierownicą.
Droga do szkoły ciągnie się chyba w nieskończoność, ale w końcu docieramy na miejsce. Wysiadam przy pomocy Todda, przede mną stoi duży i dość stary budynek prywatnej szkoły. Widzę innych uczniów, większość z nich jest bogata. Po prawej stronie znajduje się duże boisko. Słyszę opony na żwirze - Todd już wyjeżdża, nie ma odwrotu. To nie tak, że boję się tej szkoły, po prostu nie mam na nią ochoty.
Idę w stronę wejścia, czuję na sobie wzrok chłopców ze szkolnej drużyny futbolowej. Zastanawia mnie, czy nie mam czegoś założonego na odwrót. Gryzę wargę, mam kilka minut na dotarcie do klasy. W środku jest jeszcze więcej ludzi. Przepycham się między nimi, aż w końcu robi się luźno i widzę mój cel. Chcę iść w jego stronę, ale ktoś łapie za mój plecak. Odwracam się i widzę Cheryl, moją koleżankę.
- Cześć, Laura. - uśmiecha się, lecz w jej tonie jest odrobina arogancji, czyli w sumie jak zwykle. - Masz zadanie domowe z angielskiego?
- Nie - patrzę na nią zdezorientowana i powoli zaczynam się denerwować. - Nie przypominam sobie, żeby w piątek nauczyciele coś zadawali.
- Zadanie ósme i dziesiąte z sto pięćdziesiątej pierwszej strony.
Przypominam sobie, mam ochotę przywalić teraz głową o ścianę. Patrzę na Cheryl z dołu, bo w porównaniu do niej nie mam na nogach wysokich butów.
- Nieważne, może Jamie ma. - mówi i odchodzi w stronę sali. Idę za nią, zachowując pewien dystans. Być może nauczyciel, pan Joseph, zrozumie?
Dzwoni dzwonek, głosy na korytarzu się stopniowo uciszają. Przychodzi nauczyciel, wpuszcza nas do sali. Siadam między Cheryl a Dakotą. W końcu nadchodzi czas na to okropne pytanie:
- Kto nie odrobił zadania domowego?
Unoszę dłoń, ziewam, drugą zakrywam usta. Pan Joseph patrzy na mnie wyraźnie zmartwiony.
- Pannę Palmer poproszę po lekcji o zostanie na chwilę w klasie.
Zaczynam się stresować jeszcze bardziej. Nic nigdy nie zrobiłam, jestem grzeczna. Wyciągam zeszyt i książkę, nauczyciel sprawdza obecność.
Po lekcji zostaję w klasie nerwowo się rozglądając, wszyscy pozostali uczniowie wychodzą. Pan Joseph zamyka za nimi drzwi, ale nie na klucz.
- Nie wyglądasz zbyt dobrze. - mówi i siada na brzegu biurka, oddycham z ulgą. - Czy coś cię niepokoi?
- Nie, nie - mówię chyba za szybko. - Po prostu się nie wyspałam, to tyle.
- A co u twoich rodziców?
Zastanawiam się, czy jest jakimś jasnowidzem. Spuszczam wzrok i mówię, mając nadzieję, że uwierzy:
- Wyjechali na kilka dni. Wie pan, tata reżyseruje nowy film...
Chyba nie wierzy, bo nadal patrzy na mnie zaniepokojony. Ja również bym sobie nie wierzyła, to było słabe kłamstwo. Nauczyciel pozwala mi wyjść z klasy, a ja mam nadzieję, że ten dzień będzie lepszy.
✧✧✧
Około piętnastej dwadzieścia wchodzę do domu. W przedpokoju zrzucam plecak, z salonu słyszę głosy, a dokładniej jeden. Idę w tamtą stronę i widzę Irwina oraz brunetkę z którą był na balu charytatywnym. Siedzą obok siebie, blondyn prawie ją obejmuje ramieniem, ale jest między nimi jakiś dystans. Na fotelu, plecami do mnie, siedzi Karen i żywo o czymś opowiada. Odkaszluję cicho chcąc zwrócić na siebie uwagę. Kucharka przerywa swój wywód i również na mnie patrzy.
- Nareszcie jesteś - pyta Dorothy głosem, od którego chce mi się wymiotować. - Chodź, usiądź.
Przechodzę między fotelami i siadam na drugim, takim samym jak Karen. Jest na tyle szeroki, abym mogła usiąść po turecku. Zasłaniam bieliznę spódniczką i patrzę na moje towarzystwo.
- No dobrze - zaczyna Dorothy, ale moja uwaga znów skupia się na Irwinie. Ten zauważa, że ponownie na niego patrzę, więc szybko odwracam wzrok. - Nie wiem, czy twoi rodzice mówili ci o tym, że jestem ich adwokatką.
Kręcę głową skubiąc skrawek spódniczki, brunetka się uśmiecha.
- Myślę, że twoi rodzice powinni pozwać człowieka odpowiadającego za wypuszczenie takiego niebezpiecznego osobnika jakim jest Jenkins.
- A ja uważam, że to idiotyczne pozywać sędzię czy tam dyrektora więzienia. - mówię sucho i myślę, że Dorothy nie jest do mnie pozytywnie nastawiona. - Wpadną w jeszcze większe problemy.
- Być może. - Dorothy wzdycha i podnosi się z kanapy. - Gdzie jest łazienka?
- Musi pani pójść tym korytarzem, następnie drugie drzwi po lewej stronie. - tłumaczy Karen, a następnie sama wstaje. - Czy ktoś ma ochotę na herbatę lub kawę?
Kręcę głową, pan Irwin ma już jedną kawę przed sobą. Zastanawiam się, czy jest od niej uzależniony. Przez kilkanaście minut trwa cisza, ja opieram plecy o oparcie fotela.
- Czy ta cała Dorothy jest pana żoną? - wypalam i momentalnie zaczynam żałować, ale chęć spytania była silniejsza.
✧✧✧
Czy tylko mnie zastanawia, czemu Jughead ciągle nosi czapkę?

CZYTASZ
adult ➳irwin
Romansa{nie mogłabym zapomnieć tego intensywnego wzroku} laura ma wszystko, czego tylko chce. 🌹 razem z rodzicami jedzie na bal charytatywny, gdzie po kilku latach znów spotyka ashtona. nagle jej rodzice muszą wyjechać; nawet nie mają czasu na pożegnanie...