Rozdział1

3K 193 61
                                    

HARRY
Czy ja naprawdę nie mogę spędzić nawet jednego dnia be drżenia o własne?, spytałem sam siebie, wstając z ziemi. Dosłownie przed paroma sekundami, ktoś wycelował we mnie zaklęciem uśmiercającym. Od jakiegoś czasu bez przerwy mi się to zdażało i to w przeróżnych miejscach. Za każdym razem, jednak ktoś lub coś mnie ratował. Nigdy nie widziałem tej osoby, której zawdzięczałem życie jak i tej, która tak bardzo chciała się mnie pozbyć. Jednego jednak mogłem być pewny: za tymi wszystkimi zamachami stał nie kto inny jak sam Lord Voldemort. Bo kogo innego obchodziłem na tyle, by próbował się mnie pozbyć?
  Rozejrzałem się po opustoszałej ulicy, jednak i tym razem nikogo nie zobaczyłem. Zrezygnowany postanowiłem nie zawracać sobie więcej tym głowy, a przynajmniej nie teraz.

-Co za beznadziejny dzień- burknąłem do siebie. A miał być jeszcze gorszy.

                            ***

-Jestem!- zawołałem kiedy tylko wszedłem do domu. Jeżeli mam być szczery, to nie wiem po co to mówiłem, mojego wuja i ciotki nie obchodziło to czy wróciłem czy zostałem zabity.

-Harry!-krzyknął ktoś po czym poczułem jak coś rzuca mi się na szyję. Roześmiałem się i upuściłem torbę z zakupami, obejmując brązowowłosą dziewczynę. Zupełnie wyleciało mi z głowy, że ona i Ron mieli po mnie dziś przyjechać razem z panem Weasleyem. Za niecałe dwa tygodnie miałem zacząć ostatnią klase w Hogwarcie i nie mogłem się już doczekać powrotu do szkoły. Kiedy Ron powiedział mi, że chętnie weźmie mnie do siebie byłem po prostu w siódmym niebie, bo nie dość, że uwolnie się od wujostwa dwa tygodnie wcześniej, to na dodatek spędze resztę wakacji z przyjaciółmi.

-Hej Harry- powiedział rudzielec uśmiechając się do mnie chłodno. Widząc to odsunąłem od siebie dalej obejmującą mnie Hermione. Doskonale wiedziałem co łączy tą dwójkę i bardzo mnie cieszyło, że ich związek kwitł z każdym dniem. Dziewczyna spojrzała na Rona, który dalej mierzył nas zimnym spojrzeniem. Nagle mnje olśniło.

-Ej, ale co wy tu robicie?! Mieliście być dopiero za dwie godziny!- dodałem patrząc na zegarek.- Wuj was tu wpuścił?

-Nie miał za dużego wyboru - zachichotała Hermiona, a w jej oczach pojawiło się coś dziwnego. Zmartwiło mnie to, ponieważ... Tak naprawdę to sam nie wiem dlaczego, ale kiedy jej oczy błyszczały w ten dziwny sposób to miałem wrażenie, że stoi przede mną zupełnie nieznana mi osoba.  Podobnie było z Ronem, który ostatnio zaczął się jakby ode mnie oddalać. Bardzo cieszyłem się widząc ich, jednak nie mogłem pozbyć się wrażenia, że jeszcze tego dnia stanie się coś naprawdę złego. Lub już się zdarzyło, podpowiedział cichy głos w mojej głowie,a ja zesztywniałem. Niby co miało się stać złego o tak wczesnej godzinie? Była dopiero 9:30, a ja pewnie dalej leżałbym w łóżku, gdyby ciotka Petunia nie wysłała mnie po zakupy. Może Voldemort zaatakował?, spytałem sam siebie, ale szybko odrzuciłem tą opcję, bo gdyby tak było natychmiast został bym o tym powiadomiony i wysłany w miejsce ataku. Więc co? Nie ważne, pomyślałem, pewnie jak zwykle przesadzam. 
  Z zamyślenia wyrwał mnie Ron, który postawił przede mną mój kufer, a na nim klatkę z Hadwigą.  Sowa bez przerwy przenosiła wrok ze mnie na moich przyjaciół i może by mnie to rozbawiło, gdyby nie pohukiwała przy tym ostrzegawczo. Co się dziś dzieje? Hadwiga nie zachowywałaby się tak przy przyjaciołach, a jednak na przedpokoju byłem tylko ja oraz Ron i Hermiona.

-Zbieramy się Harry- odezwała się Hermiona, a ja spojrzałem na nią zdziwiony. Od kiedy ona mówiła takim zimnym, pozbawionym emocji głosem?, spytałem sam siebie. Ogarnij się Harry, bo zaczynasz popadać w paranoję!, rozkazał spokojnie mój cichy, wewnętrzny głos. Musiałem mu przyznać rację, od czasu kiedy zaczęły się te ataki na mnie we wszystkich widziałem wrogów, a przecież miałem tylko jednego i to wyjątkowo potężnego (nie licząc jego popleczników). Co ze mnie za przyjaciel, skoro nie ufam ludzią, którzy przes tyle lat stali u mojego boku?
   -Ok- zgodziłem biorąc kufer i wychodząc z domu. Zakupy sobie wezmą sami, pomyślałem złośliwie.

-Zanim przeteleporujemy się do Nory musimy wstąpić na ulicę Pokątną- powiedział Ron, a kiedy spojrzałem na niego pytająco przewrócił oczami i wskazał głową Hermione.- Nasz geniusz chce kupić książkę o magicznych zwierzętach.

-A nie ma żadnych przy sobie?- spytałem z niedowierzaniem wskazując na torebkę dziewczyny, która była wstanie pomieścić niemal wszystko.

-Oczywiście,że mam- prychneła, a ja i Ron zaśmialiśmy się, ponieważ obaj nie spodziewaliśmy się innej odpowiedzi.

-I pewnie wszystkie już przeczytałaś? - wysapałem, a dziewczyna zmierzyła mnie i Rona morderczym spojrzeniem. Widocznie zrozumiała o co nam chodzi.

-To, że wy jesteście nieukami nie oznacza jeszcze, że sama też zamierzam nim być- warknęła urażona, a my nie mogliśmy przestać się śmiać. Jak ja za nimi tęsniłem! Skręciliśmy w boczną uliczkę, żeby mieć pewność, że nikt nas nie zobaczy po czym chwyciliśmy się za ręce i Hermiona nas teleportowała.

                           ***

Kiedy po krótkim czasie wylądowaliśmy,  rozejrzałem się dookoła. Z zaskoczeniem zauważyłem, że nie byliśmy na ulicy Pokątnej, ale w lesie , który do złudzenia przypominał mi Zakazany Las.

-Chyba pomyliłaś miejsca- zwróciłem się w stronę dziewczyny.- Wylądowaliśmy w jakimś...

-Wybacz Harry-powiedziała Hermiona kiedy urwałem patrząc na nią i Rona z niedowierzaniem.  Co to miało znaczyć? Oboje stali przede mną celując różdżkami w moją klatkę piersiową. 

-Co wy robicie?-spytałem przerażony. Nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje.  Nawet w najgorszych koszarach mi się nie śniło, że dwójka moich najlepszych przyjaciół będzie chciała mnie zabić.

-Pozbywamy się problemu- odpowiedział Ron, wzruszając rzy tym ramionami. -Bo widzisz Harry, próbujemy się ciebie pozbyć już od blisko siedmiu lat, ale zawsze ktoś cię ratuje. Tym razem jednak go tu nie ma.

-O czym wy mówicie?- wydukałem. Jak to próbowali mnie zabić? Przecież to wszystko wina Voldemorta! - To wy rzuciliście we mnie dziś zaklęcie uśmiercające?

-Mhm - zgodziła  się Hermiona, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.

-Ktoś was do tego zmusił? Voldemort wam groził?- spojrzałem na nich z nadzieją w oczach, a oni się roześmiali.

- Ty naprawdę jesteś głupi- zauważył Ron.- Nie rozumiesz, że to on przez cały czas cię chronił?

- Ale jak to? To nie możliwe!-krzyknąłem, a do oczu napłyneły mi łzy. Jeszcze nigdy nie doświadczyłem tak ogromnego bólu. Jak oni mogli mi to zrozbić?

-Żałosne- parsnęła Hermiona i posłała mi pogardliwe spojrzenie.- Dobranoc Harry.

-Na ziemię Potter!- w tym samym momencie zostałem powalony na ziemię.  Kiedy zobaczyłem kto na mnie leży, wciągnąłem gwałtownie powietrze. Był to chłopak mniej więcej w moim wieku o czarnych jak noc włosach i czerwonych oczach. Cerę miał bardzo jasną, a twarz wyjątkowo przystojnym. Od razu go rozpoznałem.

-Voldemort?

Tak o to kończę rozdział 1. Mam nadzieję, że komuś się spodoba.

Na zawsze razemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz