Rozdział 3

53 7 1
                                    

Obudziłam się o trzeciej w nocy i nie mogę zasnąć aż do tej pory. Na zegarze 5:00 , za godzinę muszę wstawać! Jeżeli zaraz nie usnę to nie wiem jak dam radę na sprawdzianie moich umiejętności piłkarskich!

Znowu się przebudziłam. Jestem kompletnie nie wyspana! Czy ja nie mogę przespać całej nocy, kiedy do szkoły mam na 8:00?! Codziennie siedzę z nosem w książkach ( nie licząc oczywiście wakacji, które właśnie dobiegły końca) i coś mi się chyba od życia należy! Może chociaż marne 7 godzin snu?!
Zerkam na zegarak.
Nie! To nie może być prawda! 7:10! Pierwszy dzień szkoły! Nie mogę się spóźnić! Zrywam się z łóżka i pośpiesznie ubieram przygotowane wieczorem ubrania. Biegnę do łazienki i nerwowo myje zęby. Następnie rozczesuje włosy. Szczerze nie wiem czy można to nazwać czesaniem... Moje kudły rano są tak splątane, że ich rozczesywanie to raczej agresywne szarpanie. Na szczotce mam już ogromny kłąb kłaków. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze nie jestem łysa. Codziennie spoglądam w lustro, aby się upewnić czy na mojej głowie znajdują się jeszcze jakiekolwiek włosy. Teraz też to robię i dostrzegam pod swoimi oczami ogromne wory. Biorę do ręki podkład i próbuję zamaskować niedoskonałość. Nakładam warstwa po warstwie, ale dalej nie widać rezultatów. W efekcie na twarzy mam już z kilogram podkładu. Mówi się trudno. Swoje usta pokrywam szminką w kolorze jasnego różu. Wybiegam z łazienki, biorę do ręki plecak i wychodzę do szkoły. Moje życie jest takie piękne! 7:40. Pędzę ile sił w nogach, ale moje szczęście znowu mi sprzyja i zatrzymuje mnie czerwone światło. Ujrzawszy zielony kolor biegnę z prędkością światła niczym Pietro Mennei. Na teren szkoły docieram dokładnie za pięć siódma. Teraz przypominam sobie chłopaka z mojego snu. Biegł wczoraj tak samo jak ja. Ile bym dała, by teraz to on patrzył na mnie przez okno.

Na szczęście zdążam na lekcję, którą jest matematyka. Wspaniale! Ten dzień będzie przepiękny! Teraz jeszcze mój ulubiony przedmiot. Siadam w trzeciej ławce pod oknem. Obok mnie dosiada się Luna. Może i ta dziewczyna jest trochę upierdliwa, ale cieszę się, że nie jestem sama i mam się do kogo odezwać.
-Hej. Pamiętaj, że dzisiaj na trzeciej przerwie masz sprawdzian- uśmiecha się Lun. Podoba mi się zdrobnienie jej imienia i jeśli nie będzie jej to przeszkadzało to będę tak na nią mówić. Ewentualnie Lu.
- Wiem - wzdycham. Ten dzień chyba będzie wyjątkowo nie udany. Już za sam mój ranny sprint powinni mnie przyjąć.
- Nie martw się, będzie dobrze.
- Zobaczymy...
- Wyluzuj... Przyjmują każdego. Wystarczy, że umiesz kopnąć piłkę.
Nie wiem czy po dzisiejszej nocy i biegu dam radę wogule trafić w słupek bramki. Ale chcąc uniknąć dalszych pocieszeń, mówię tylko:
- dzięki.

Dzień mija wyjątkowo szybko i niebawem nastaje trzecia przerwa. Idę z Luną pod salę gimnastyczną. Tam czeka już pan Smith z jakimś chłopakiem.
- Dzień dobry- witam się.
-Cześć, niestety ja nie będę mógł przetestować twoich umiejętności. Mam ważną sprawę do załatwienia. Tyler to zrobi. Jest liderem naszej drużyny.
- Dobrze...
Szczerze mówiąc byłam pewna, że to trener mnie sprawdzi. Ale trudno... Bywa. Ten chłopak to zrobi. Jest z pierwszej liceum. Teraz już wiem, że będę się stresować... Przy starszych, a szczególnie chłopakach tak mam.
- Chodź- powiedział Tyler.
Ruszyłam za liderem.
- Nie bój się. Poradzisz sobie- uśmiechnął się- ja staje na bramce a ty po prostu masz trafić, ok? Daje Ci dziesięć szans. Jeśli wycelujesz dobrze sześć razy zaliczamy Ci to zadanie.
- Ok- spojrzałam na Lu, która trzymała za mnie kciuki.

Poszło mi dobrze. Za pierwszym razem spudłowałam, ale potem było już tylko lepiej. Strzeliłam gola 9 razy. Sama nie wiem jakim cudem mi się to udało.
-No! Niezła jesteś- powiedział chłopak- teraz zmiana i ty idziesz na budę. Zasady są takie same jak w poprzednim zadaniu.

Pierwszy- obroniony. Drugi, trzeci i czwarty też. Jak na razie idzie mi nie ziemsko dobrze!
Ale zaraz coś mnie rozprasza. Drzwi na salę się otwierają, odwracam głowę w ich stronę i widzę wyśnionego przeze mnie chłopaka. Nie mogę oderwać od niego wzroku. Z niedowierzaniem wpatruje się w niego, aż do momentu, gdy czuję przenikający ból. Promieniuje od głowy do szyji. Dostałam piłką w głowę.
-Cholera, dziewczyno! -Krzyczy Tyler - Thomas! Po co tutaj wchodzisz?
- Kate! - Piszczy Lu.
Przed oczami robi mi się ciemno i osuwam się powoli na Ziemię. Boli niemiłosiernie, ale wiem jak ma na imię wyśniony. Thomas...
Nieświadomie wypowiadam to imię na głos.

-----------------
Jeżeli rozdział Ci się podoba możecie zostowić gwiazdkę ;)

I że Cię KochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz