XV

162 28 12
                                    

Wrócił do salonu z jeszcze wilgotnymi włosami po niedawno odbytym prysznicu, gdzie czekali na niego jego rodzice. Gdy znalazł list, od razu zaczął szukać któregoś z opiekunów po całym domu, ostatecznie zastając rodzicielkę w pokoju gościnnym. Ta powitała go miłym tonem i z małym uśmiechem na ustach, który szybko przerodził się w wyraz przedstawiający ból oraz smutek, gdy jej oczy napotkały na list trzymany przez syna w ręce. Poprosiła go jedynie, by się najpierw na spokojnie wykąpał, gdy ona w tym czasie zawoła ojca chłopaka, gdyż rozmowa ta, raczej nie będzie trwać kilka minut. Najmłodszy Kim zrobił tak jak mu kazano i starał się uspokoić rozemocjonowane myśli, lecz jak miał nad tym zapanować?

Dla przeciętnego człowieka retinopatia barwnikowa zapewne była nic nie mówiącą mu nazwą dziwacznej choroby, o której nie miał pojęcia. Jednakże szatyn miał o niej niejakie wyobrażenie, ponieważ jego dziadek chorował na nią. Mężczyzna zmarł parę lat wcześniej, lecz dwudziestosiedmiolatek wciąż pamiętał ciągłe wizyty u lekarza, badania w szpitalu i próby poradzenia sobie ze schorzeniem, na które niestety nie było żadnego lekarstwa.

Problemy zaczęły się, gdy mężczyzna był jeszcze młodym chłopakiem, nastolatkiem, któremu nagle zaczął pogarszać się wzrok, przede wszystkim w ciemności. Jednak, nie było to nic nadzwyczajnego, prawda? Zwłaszcza jeśli co druga osoba w rodzinie posiadała mniejszą lub większą wadę owego zmysłu. Dlatego zrobił to co każdy wcześniej, udał się do okulisty, ten zbadał mu tylko wzrok za pomocą specjalistycznych okularów z wymiennymi szkłami kontaktowymi, gdyż technika na zbyt wiele nie pozwalała. Po wypisaniu recepty, zamówił okulary i po paru dniach zaczął nosić ten mały dodatek, który później stał się nieodłącznym elementem jego życia. Fakt, że schorzenie się pogłębiało, a oczy widziały coraz gorzej i o mniejszym zasięgu wpierw nikogo nie dziwił. Dopiero, gdy mężczyzna będący już ojcem kilkanaście lat, przyznał się , że zakres jego wzroczności dość mocno się pomniejszył, wybrali się więc do renomowanego specjalisty. Na szczęście, postęp technologiczny się na tyle rozwinął, że wszyscy mogli dowiedzieć się, iż Kim Woobyun odziedziczył po swoim dziadku nieuleczalną chorobę, która wcześniej nie była na tyle dominująca, by się ujawnić.

Retinopatia barwnikowa, inaczej barwnikowe zwyrodnienie siatkówki charakteryzowało się postępową utratą wzroczności, najpierw w ciemności prowadząc do nocnej ślepoty, a następnie do zmniejszenia zasięgu widzenia nawet w dzień. Ostatecznie kończyło się na tym, że z tak zwanego widzenia lunetowego człowiek stawał się całkowicie ślepy, tracąc jeden ze zmysłów. Nie istniało na tą chorobę żadne lekarstwo, przez co można było próbować zwolnić proces ewolucji choroby, lecz była to zaledwie kwestia miesięcy, nie zaś lat. Jedynie odpowiednio wczesne wykrycie schorzenia mogło odnieść pozytywne skutki kuracji, lecz w tym przypadku było już na to za późno.

A teraz Taehyung dowiedział się, że to samo ma czekać i jego ojca. W głowie wciąż krążyły mu pytania, jakim cudem w ogóle jego opiekun zachorował na to samo, co nieżyjący już mężczyzna. Co prawda, za geniusza z biologii nigdy się nie uznawał, ale z tego co pamiętał, to choroby genetyczne dziedziczyło każde pokolenie, lecz tylko w co drugim się one ujawniały. Starał się jednak nie poświęcać temu zbyt wiele czasu, by jak najszybciej wysłuchać wyjaśnień od rodziców, którzy powinni odpowiedzieć na wszystkie przypuszczenia kłębiące się w jego głowie.

— Widzę Tae, że już odkryłeś sekret, który chcieliśmy przed tobą zataić — westchnął najstarszy w pomieszczeniu. — Nie chcieliśmy ci o tym mówić, byś się niepotrzebnie nie martwił.

— W ogóle nie zamierzaliście mnie o tym poinformować? Dlaczego? Przecież jestem waszym synem, mam prawo wiedzieć! Nie ufacie mi na tyle? — Był w szoku. Brunet nie wiedział skąd ten nagły brak wiara w niego. Przecież wydawało mu się, że miał dobry kontakt z rodzicami.

Taeah | VKook, TaeGi |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz