1

10 1 0
                                    

W pracy są miejscowości i imiona zmyślone. Gwiazdkujcie i komentujcie, jeśli macie jakieś uwagi walcie śmiało xD. Miłego czytania moich wypocin.
Ps Za wszelkie błędy ortograficzne bardzo przepraszam. Mogą znajdować się liczne szewskie zwroty.
------------------------------------------------------
Ponieważ jakaś idiotka postanowiła napisać książkę o moim chlebie powszednim, nie mam innego wyjścia jak mieć nadzieje że wam się szybko znudzę. Nazywam się Sam Welkter mam 17 lat i chodzę do szkoły o profilu wojskowym.  W mojej klasie są dwadzieścia dwie osoby, siedemnastu chłopaków i pięć tapet. Koleguje się z Simonem, Cledem, Ronem i Jeffem. Dziewczyny chyba mnie nie lubią, szczerze mam to gdzieś, nie mam zamiaru zadawać się z osobami które nawalają sobie szpachelką podkładu. Bronią którą posługuje się na zajęciach, są sztylety, które nazwałam Mi i Wi. Moją jedyną rodziną jest starszy brat Dart który ma 21 lat. Wziął mnie pod swoje skrzydła, kiedy miałam 14 lat, mama i tata mieli wypadek, zginęli. Od tamtej pory wszystko się zmieniło, ale nie będę was tym zanudzać. Jestem niezwykła na swój własny sposób, możecie pomyśleć, że każdy jest wspaniały, ale ja jestem po prostu inna. Kiedy płaczę, moje łzy zmieniają się w krew. Ta przypadłość nazywa się Hemolakrią. Lekarze nie mają pojęcia czym to jest spowodowane, czasami zdarza się, że mieszanka ta wypala mi ranki pod oczami. Znikają po około tygodniu, są prawie że nie widoczne jednak to nie zmienia faktu, że tam są. Na wszelki wypadek zawsze mam przy sobie parę paczek chusteczek. Opiszę wam jeszcze jak wyglądam i przejdę do mniej istotnych rzeczy. Jestem brunetką, włosy mam do łokci, moje oczy są szaro-niebieski, co bardzo mi się nie podoba. Na noc zakładam aparat ortodontyczny, noszę go od drugiej gimnazjum, czyli już dwa lata. Mam 156 cm wzrostu, jestem malutka ale nie ma to jakiegoś większego znaczenia, i ważę 46 kg. Mieszkamy na przedmieściach Will-Nidgert, małe miasteczko o którym prawie nikt nie wie. Jest to miejscowość oddalona o 14 kilometrów, od nie dużo większego miasta. Do szkoły dojeżdżam na motorze, przepisany był na mojego brata, ale on nie umie na nim jeździć. Po za tym woli pojazdy czterokołowe. Mam przyjaciela od serca, Mike'a którego znam od trzech lat. Poznałam go przez internet i jakoś to poszło. Mieszkamy około dwustu kilometrów od siebie więc spotykamy się co dwa miesiące, przyjeżdża do mnie pociągiem. Poza tym mam małego towarzysza, szczura, nazywa się Mano, czasami chodzi ze mną na zajęcia. Dokładniej siedzi mi na ramieniu, wszyscy chłopacy go uwielbiają, a nauczyciele nie mają nic przeciwko by towarzyszył mi na lekcjach. Oprócz pani od Języka Polskiego, która apropo nie lubi nikogo. Wracając, do szkoły chodzimy w mundurkach, nie wpuszczą cię do środka jeśli przyjdziesz ubrany tak jak chodzisz na co dzień. Musimy mieć identyfikatory tylko, że w naszej szkole rygor jest zaostrzony. Jeśli go nie posiadasz, nie wejdziesz do budynku, bez zwolnienia nie masz co liczyć, żeby cię wypuścili. To chyba wszystko. Wiecie już o mnie całkiem dużo, więc czytajcie i załamujcie się.
$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$

Obudził mnie irytujący dzwonek budzika, przeciągnęłam się leniwie wzdłuż łóżka. Otworzyłam oczy nieprzystosowane do tego typu panującej w moim pokoju jasności, jednak dopiero po chwili dotarło do mnie że wpadające tu promienie wypalą mi oczy, więc wypadało by zamrugać. Upomniałam się, że z moją chorobą niemruganie może kończyć się ślepotą, po czym wstałam i ubrałam mundur. Mój szczur, Mano był na parapecie, położyłam go na ramię. Zeszłam na dół. Pogoda za oknem nie dopisywała, lało jak z cebra. Dart stał oparty o blat stołu, wymachiwał talerzem ze smacznie wyglądającymi kanapkami. 
-Musisz mieć siłę na zajęcia. Powiedział wpychając sobie do ust jedną z kanapek które miałam zamiar sobie przywłaszczyć. 
-Dziękuję. Ucałowałam go w policzek zabierając talerz z ręki. Puścił mi oczko. Pogłaskał Mano, podając mu kawałek pełno ziarnistego chleba. Włożyłam Mano do klatki, napełniłam mu poidełko i wsypałam karmy do miseczki. Wróciłam do kuchni i usiadłam przy stole. Po zjedzonym śniadaniu umyłam zęby, twarz i  uczesałam się.
-Wrócę przed piętnastą. Zabrałam plecak z krzesła.
-Uważaj na siebie. Wykrzyczał z salonu zanim dźwięk zamykanych drzwi wyjściowych, nie oznajmił, że zniknęłam. O ile dobrze wiem, Dart pracuje w firmie budowlanej, jest na stanowisku zastępcy kierownika. Ma dobre kontakty, więc nie trudno było mu znaleźć fuchę, mimo młodego wieku radzi sobie zaskakująco dobrze. Wracając. Weszłam do garażu, włożyłam kluczyk do stacyjki. Schowałam telefon do kieszeni i  zasunęłam suwak skórzanej czarnej kurtki. Odpaliłam, założyłam kask i wyjechałam z podwórka.

POV: Simon
Będę miał kłopoty. Tata dostał wczoraj wiadomość od pani sokół (bioloszki), że ma przyjechać, porozmawiać o moich ocenach. Od tego czasu jest bez przerwy zdenerwowany, kilka razy bezpodstawnie uderzył otwartą dłonią w kierownicę. Przez co zresztą raz dostałem ataku astmy. Znudzony powolne jazdą ojca, odwróciłem wzrok na lusterko, dostrzegłem w oddali motor. Jedzie Sam, niecałe siedem sekund zajęło jej wyprzedzenie nas. Wychyliłem się w stronę taty by nacisnąć na klakson, co oznaczało, że Sam przejmuje pałeczkę. Przyśpieszyła odrobinę i dokładnie w ułamku sekundy, albo trzech, przechyliła motor tak, że jechała na tylnim kole. To zajebista dziewczyna i fajna koleżanka, jednak jest mocno zamknięta w sobie. Pogrążyłem się w myślach o przyjaciółce, ojciec się jeszcze na mnie wydzierał, ale starałem się go nie słuchać. Lubie patrzeć jak Sam wygłupia się na motorze, jednak powinna bardziej uważać. Zawsze mijamy się za tym skrzyżowaniem. Gdy dojechaliśmy, wysiadłem z samochodu i poszedłem przywitać się z koleżanką. Tata poszedł pod klasę. Zaatakowałem Sam tak jak zawsze, a mianowicie uszczypnąłem ją nad biodrami.
-K*rwa!!! Podskoczyła, odwracając się.
- Nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
-Też miło cię widzieć. Przytuliłem ją.
- Gdzie twój mały koleszka?
-Siedzi w domu w klatce. Odparła Sam, przypinając kask do czegoś co przypomina uchwyt na kłódkę,  wystające trochę poniżej kierunkowskazu.  Wyciągnęła kluczyki ze stacyjki i schowała do torby. Poszliśmy w stronę drzwi wejściowych, pokazaliśmy identyfikatory i weszliśmy do środka.
-Będziesz miał problemy? Popatrzała na mnie unosząc brew.
-Bywa. Zażuciłem jej rękę na ramie. Nie chcem aby się o mnie martwiła.
-I co ja mam z tobą zrobić? Wydusiła bez emocji. Doszliśmy do szafek, puściłem z objęcia dziewczynę i wyciągnąłem potrzebne książki. Pierwsza jest Biologia, drugi WOS, Fizyka, Matematyka, puźniej Geografia, w-f dwa razy i ósme są zajęcia z bronią. Spakowałem moją broń, jest nią zwykła metalowa pałka. Wysówa się na ponad metr, nie jest ani ciężka, ani lekka, w sam raz. Jeśli dziś są zajęcia z bronią, to jutro będą z bronią zwykłą, czyli ze zwykłymi przedmiotami codzinnego urzytku.
Zamknęłem szafkę, a pałkę schowałem do specialnego otworu w plecaku. Poczekałem chwilę na Sam i poszliśmy w stronę klasy od Biologii. O ile dobrze wiem uwielbia ten przedmiot, może uda mi się poprosić ją by pomogła mi się przygotować na sprawdzian?
-Wiesz co? Pacłem ją w ramię. Zwolniła tempo, przekrzywiła głowę w lewo i odwróciła na mnie wzrok, unosząc prawą brew. Wygląda w tej chwili jak zaj*biście seksowna przywódczyni gangu motorowego.
-Mam fajny dowcip.
-Mów. Usiedliśmy na ławce.
-Francus, Niemiec, i Polak jadą pociągiem. Niemiec wpada na pomysł, by pobawili się w największego złodzieja. Francus zgasił i zapalił światło, Polak i Niemiec patrzą do kieszeni, zniknęły im portwele. Po chwili Niemiec zgasił i zapalił światło, Polak i Francus patrzą do tyłu, zniknęły trzy wagony. Następnie Polak zgasił i zapalił światło, Niemiec i Francus patrzą, nigdzie nie ma Polaka. Po chwili do wagonu wszedł konduktor i powiedział:
-Ej słuchajcie, nigdzie nie jedziemy, ktoś nam podpierniczył tory. Gdy skończyłem opowiadać, Sam wybuchła śmiechem, a wszystkie osoby przechodzące obok nas, patrzyły się zaciekawione. Oczy zaszły jej łzami, które nagle zrobił się czerwone. Niewiele myśląc, szybko otarłem jej łzę spływającą po policzku. Sam od razu nabrała powietrza. I z impetem wyciągnęła chusteczki.
-Daj wytre to. Wyciągnęła jedną i jak najszybciej starała się pozbyć czerwonej substancji z mojej dłoni.   Uniosłem na nią wzrok. Moje oczy same wędrowały po jej sylwetce, od dłoni którymi nadal wycierała mi rękę, przez ręce,  ramiona, obojczyki,  do szyi, ust i oczu, które nadal bacznie obserwowały niepokojące zaczerwienienie.
-Nic ci nie jest? Podmuchała powietrzem z ust w stronę czerwonej plamki.
-W porządku. Uśmiechnęłem się ciepło. Drugą wolną ręką poprawiłem kosmyk włosów nachodzący jej na oczy.
-Nic mi nie jest. Wpatrywałem się w nią, do puki jak z nikąd pojawił się nasz znajomy.
-Cześć! Podszedł do mnie Jeff i klepnął w ramię.
-Sory, chyba wam przeszkodziłem. Jeff'rey to brunet z zielonymi oczami, jest wysoki, zawsze nosi szare lub granatowe bluzy.
-Nie, nieprzeszkodziłeś nam. Zaprzeczyła dziewczyna, delikatnie się odsuwając.
-To ja idę pod klasę. Uśmiechnęła się wkładając ręce do tylnich kieszeni spodni. Omijając mnie, puściłem jej oczko.

Hello, it's me ... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz