Po mału i uważnie stawiałam stopy na gałęziach. Jestem na wysokości około czterech i pół metra.
Torba na plecach zdecydowanie nie ułatwiała mi zadania, no ale cóż, ja się tak łatwo nie poddam.
-Jak wysoko mam wejść?
-Widzisz linę przywiązaną do gałezi?
-Tam?
-Tak. Simon zaczął się wdrapywać zaraz po mnie, ale jemu gorzej to wychodziło. Złapałam się za mniej stabilną gałązkę która szczeliła, ptaki spłoszone hukiem, wzbiły się w powietrze. Ręka mi się zsuwała.
-Aaaaa! Uderzyłam ciałem o korę co trochę mnie zabolało. Rozpaczliwie wzrokim błądziłam szukając najbliższego wgłebienia w pniu, nic.
-Co jest? Simon prawdopodobnie oberwał tym złamanym patykiem w łeb.-O jezu! Trzymaj się!
-Nie mam zamiaru się puścić, a na pewno nie na wysokości sześciu metrów! Jeszcze ten plecak i glany mnie obciążają! Wydarłam się w myślach. Właśnie plecak! Olśniło mnie. Jedną ręką trzymałam się gałązki, nogami nie dosięgałam do żadnej. Wolną ręką zdjęłam z ramienia plecak, tak bym miała jego szelkę na ramieniu reki którą trzymałam się pękającej gałęzi. W ten sposób strona plecaka która powinna być oparta o plecy, opierała się o mój brzuch. Gałęź zaczeła trzeszczeć. Co nie wspomaga mnie w tej sytuacji. Bez zastanowienia, wolną dłonią złapałam suwak i odpiełam go. Grzebałam w nim chwilę, aż nie poczułam metalu ocierającego się o moje palce. Jednym płynnym ruchem wyciągnęłam sztylet i wbiłam go w pień.
-Trzymam Cię. Poczułam Simona oplatającego swoją ręką moją talię. Serce przestało mi tak walić, a ja wyrównałam oddech. Rozejżałam się dookoła, Sim jest ode mnie wyższy i mam z trzydzieści centymetrów do gałęzi na której stoi.
-Obróce się przodem do ciebie. Delikatnie obruciłam się do niego twarzą, i bokiem wyrwałam moją broń z kory. Złapałam się ramienia towarzysza starając się ustać w miejscu.
-Zabije Cię. Zła spoglądałam się na chłopaka.
-Dobra, ale puźniej. Uśmiechnął się i hytrze na mnie spojżał.
-Co? Zmarszczyłam brwi.
-Zarzuć mi nogi na biodra. Zrobiłam minę "Chciałbyś zboczeńcu". Jednak po chwili namysłu zrobiłam to. Chłopak podciągnął się do góry, jedną ręką nadal trzymając mnie w pasie. Cały czas mocno trzymałam się jego szyi. Następnie wdrapał się na ledwo widoczne belki i delikatnie mnie na nie posadził. Położył się na nich , a ja znalazłam się obok niego. Uderzyłam go w tors, a on się zaśmiał, wstał z pozycji leżącej. Na wprost nas znajdował się brązowy domek, drzwi same się otworzyły wydając przy tym melanchonijny odgłos skrzypiących nawiasów. Po obu stronach znajdowały się okna, jedno wybite. Simon przepuścić mnie w progu drzwi, a mnie zamurowało. Na mniej więcej 2,5×3 metra, pokój był nie źle urządzony. Bardzo mała kanapa w rogu, (jak oni ją tu kurwa wnieśli ?!) mini stolik na środku z trzema krzesełkami, i malutka szafka w rogu. Zrobiłam parę kroków do przodu i usiadłam na owej mini kanapie.
-Miło tu, nie?
-Zdecydowanie. Ty go zrobiłeś?
-Z kuzynem jak mieliśmy po czternaście lat, przyjechał na wakacje, więc jakoś wykorzystaliśmy ten czas.
-Po prostu wow. Promienie zachodzącego słońca padały mi na twarz, chłopak popatrzył się w stronę okna, z którego w dół leciały szare zasłonki. Złapał mnie za rękę i pociągnął do przodu, ustawiając tyłem do szyby.
-Mało bym nie zapomniał dlaczego tu przyszliśmy. Odwrócił mnie przodem do pięknego widoku. Niebo przybrało czerwono-niebiesko-fioletowych barw. Węłniste białe chmury znajdowały się tylko gdzie niegdzie, las był ciemny, ale zbiornik wody który znajdował się tuż przed nam dodawał zdecydowanie dużo uroku. Słońce było tuż nad czubkami drzew, a mi opadła buzia na ten widok, oniemiałam.
-I jak?
-Tu jest pięknie. Wpatrywałam się jeszcze parę minut, chciałam zapamiętać ten obraz do końca życia. Gdy ognista kula zniknęła za horyzontem, usiadłam obok przyjaciela. Wyciągnął z szafki małą świecę i zapalił ją zapalniczką. Jeszcze z dobrą godzinę siedzieliśmy, śmialiśmy się i jedliśmy. Przed zejściem na dół chłopak wystrugał w jednej z desek SAM+SIMON=BFF. Szliśmy przez ciemny las śmiejąc się do rozpuku, rozbolał mnie brzuch a z oczu leciały pojedyncze łzy.
-Albo, jak ty się wtedy przede mną wywaliłaś, a ja nadepłem ci przez przypadek na rękę!!! Goniłaś mnie przez pół drogi do domu bijąc miotłą sprzątaczki! Nie wytrzymałam,dobrze pamiętam ten dzień, na wspomnienie o nim wywaliłam się na ziemię czekając aż się uspokoję.
-Wstań, zaziębisz się! Chłopak mnie podniósł.
-Brzuch mnie rozbolał. Szybkim ruchem ręki wytarłam łzę zanim się sparzyłam.-To co, jutro się pouczymy. Powiedziałam jakby sama do siebie.
-Z wielką chęcią. Simon klepnął mnie w ramię. Mina mu zrzadła.-Ciii. Palcem zakrył usta i delikatnie przykucnął, ciągnąc mnie za sobą.
-Co? Zdziwiłam się o co mu chodzi.
Wskazał palcem na krzaki, z których po chwili, wyłoniły się dwa małe dziki.
-Ooo! Jakie one urocze! Wydarłam się, głaszcząc jednego. Małe dziczątko zaczęło kwiczeć prawdopodobnie przywołując matkę, która zjawiła się lada moment. Oczy mi się rozszerzyły.
-Sam?
-Tak? Odpowiedziałam mu szeptem, locha cały czas się na nas patrzyła i nie odrywała wzroku, była dosłownie z trzy metry przed nami.
-Na mój znak uciekaj w stronę motoru.
-Dobra. Gdy odpowiedziałam, i delikatnie się uniosłam, locha zaatakowała, a ja najszybciej jak mogłam, uciekałam trzymając się Simona. Droga się dłużyła, a ja już padałam ze zmęczenia. Mieliśmy niecałe trzydzieści metrów do pojazdu, było widać skraj lasu.
Przyśpieszyłam zostawiając chłopaka w tyle, wyciągnęłam kluczyki z kieszeni, obejrzałam się za siebie. Dzik nadal nas gonił, był blisko. Odpaliłam motor i jednym szybkim ruchem zakręciłam zostawiając głęboki ślad opon w ziemi. Simon wskoczył na siedzenie, złapał się mnie w talii i ruszyliśmy. Przyjaciel zaczął się śmiać, a ja jebłam go z łokcia w wątrobę na co się skulił.
-Z czego się śmiejesz?! Przezemnie mało nie dopadła nas ta bestia!
-Jesteś wielka!
-Co ty pierdolisz?
-Jakim cudem tak szybko biegłaś? Zostałem daleko w tyle! W dodatku z zajebistą prędkością ruszyłaś, nie mówiąc o skręcaniu, gdy byłem tuż za motorem!
-To nic wielkiego. Westchnełam.-Przepraszam.
-Za co?
-Że się uniosłam, ale te maleństwa, one były takie urocze! Starałam się przekrzyczeć wiatr.
-Gdyby nie ty, to ta locha by nas dorwała. Dodał cichym głosem. To jednak nie zmienia faktu, że przeze mnie musieliśmy spierdalać taki kawał drogi. Jechaliśmy w ciszy, a po jakimś czasie, zatrzymaliśmy się przed domem. Simon zszedł z motoru. Ominełam auto którym przyjechał. Wprowadziłam swój pojazd do garażu. Przyjaciel wszedł za mną do mieszkania, mój brat siedział w samych bokserkach i moich kapciach przy stole popijając herbatę.
-Młoda, gdzie się szlajałaś? Zapytał upijając łyk, a ja stanęłam na przeciwko szafki z kubkami.
-No wiesz, poszliśmy na plażę nudystów. Złapałam za porcelane i zamknęłam dżwiczki, odwracając się w jego stronę. Puściłam mu oczko i wytargałam włosy, śmiejąc się przy tym.
-Simon, chciałbyś coś do picia?
-Poproszę herbatę. Usiadł koło mojego brata.
-Dart, ubierz się, albo siłą wciągne ci spodnie na tą twoją bladę dupę. Odwróciłam się tyłem do chłopaków i nalałam sobie lemoniady. Za to Sim'owi soku, podałam mu dzbanek.
-Wybacz ale jest tylko to. Puściłam mu oczko.- Braciszku, ruszysz dupe?
-Taaa. Zwlukł się z krzesła, założył ręce na krzyż i tupał, niczym słoń, idąc do pokoju.-Dobrze mamo. Wymruczał pod nosem. Dosiadłam się do Simona, po chwili poczułam pazury wpijające się w moją kostkę. Schyliłam się.
-Cześć Mano! Położyłam go na stół, a ten wpełz na ramię chłopaka.
-Dopiję sok i będę musiał lecieć. Powiedział zrezygnowany.
-Choć obejrzymy coś. Wstałam i wskoczyłam na kanapę, a on odwzorował moje ruchy.
-Co oglądamy?
-Kabaret!!! Zabrał mi pilot i latał z kanału na kanał. Znalazł w końcu jakiś dobry kabaret. Zrobiłam w mikrofali popcorn i wsypałam go do miski. Siedzieliśmy jeszcze z pół godziny srając ze śmiechu. W końcu przyszedł czas, na pożegnanie.
-Do jutra. Przytuliłam przyjaciela, wbijając się w jego tors, a ten mnie podniósł i obkręcił. Poczułam się jak księżniczka. Odstawił mnie i tyłem zchodził ze schodów.
-To widzimy się jutro.
-Na to wychodzi. Delikatnie przymykałam drzwi.
-Okey, to się pouczymy?
-Tak. Uśmiechnęłam się ciepło, a on poprawił grzywkę i odwrócił się podchodząc do drzwiczek kierowcy. Otworzył je.
-Simon!
-Tak? Zapytał gdy miał już wsiadać.
-Było naprawdę fajnie. Nie odpowiedział, tylko się zaśmiał i wsiadł. Odprowadzałam go wzrokiem, gdy odjeżdżał. Zamknęłam drzwi na klucz, a gdy się odwróciłam pierwsza rzecz, a raczej osoba, która przykuła moją uwagę był Dart. Miał on na sobie mój różowy szlafrok z kotami, i kapcie również należące do mnie. Siedział przy stole, z nogą na nogę.
-I jak było?
-Nie zachowuj się tak, bo nie będę mieć pewności jakiej jesteś orientacji.
-Co robiliście? Ruszał dwuznacznie brwiami.
-Dart! Uderzyłam go w ramię.
-No co?! Chcem wiedzieć czy moja mała siostrzyczka nie jest j...
-Zamknij ryj! Oblałam go lemoniadą z kubka.
-Już nie żyjesz! Złapał mnie w talii i przerzucił przez ramię.
-Puść mnie! Wchodził po schodach kierując się do łazienki. Otworzył drzwi, usłyszałam że odkręcił wodę.
-Nie! Nie waż się!!!
-Bo co? Co mi zrobisz? Zaczął się śmiać.
-Puść mnie, a się przekonasz!
-Puścić Cię? Oczy mi się rozszerzyły.-Okey! Nie zdążyłam zaprotestować, brat wrzucił mnie do wody. Uderzyłam głową o ściane, wyłożoną kafelkami. Przez całe ciało przechodziły mnie dreszcze. Jakby ktoś wbijał mi naraz igły na całą powierzchnię skóry. Nie mogę oddychać, w uszach mi dźwięczy. Bardzo mi zimno. Otworzyłam oczy, jestem pod wodą? Dart zaczął panikować i prubował mnie wyciągnąć, a głowa mi pęka, nagle jasność. Coś chwilowo mnie oślepiło, zrobiło mi się ciepło, a ja nadal nie mogę oddychać. Płuca mnie paliły, organizm domagał się tlenu. Gdzie jestem? Widzę brata, ma telefon w ręce, coś jest nie tak, nie mogę się odezwać. Chłopak mnie podniusł i wybiegł z łazienki. W salonie jedną ręką zażucił na mnie koc, mówił coś, płakał. Nie słyszę, ale wiem, że się martwi, wpatruje się w jego bladą twarz. Położył mnie na kanapie, a sam rozmawiał przez telefon. Wydzierał się, rozpaczał, a ja nie czułam nic. Wgapiłam się w sufit, coś mnie chwilowo oślepiło. Odwróciłam głowę w stronę mojej jedynej rodziny, trzymał mnie za rękę. Nadal się nie rozłączył. Głowa zaczęła mnie mocniej boleć. Delikatnie dotchnełam bolącego mnie miejsca, które zaszczypało na styczność z moim knykciem. Dłoń przybliżyłam do twarzy, na palcach mam krew? Zrobiło się jasno, brat klepał mnie w policzek i krzyczał, nic nie słyszałam nic nie czułam, nic, czysta obojętność. Mój organizm nareście sam z siebie, wziął jeden wdech powietrza. Popatrzyłam się na sufit, a ostatnie co pamiętam to światło i twarz Dart'a który z przerażeniem się na mnie patrzył.-------------------------------------------------------------
Ta da da da. Uwaga, zaczyna się dziać xD Przepraszam za moją ponad trzy tygodniową nieobecność.
W ramach rekompensaty mam aż cztery rozdziały robocze xD
W następnym pojawią się brutalne scenki.
Do jutra, licze na 3 ☆★☆ :3
CZYTASZ
Hello, it's me ...
TerrorDziewczyna której życie jest w pełni normalne,mimo pewnych niedociągnięć ze strony jej zdrowia. Problemy w NOWEJ rodzinie i szkole są niedozniesienia. Tak czy owak stara się być nieugienta i twarda. Niespodziewanie z dnia na dzień wszystko się zmi...