3

7 0 0
                                    

To był zły pomysł!!! Simon, raz mało nie potrącił starszego mężczyzny, przechodzącego przez pasy.
-Zwolnij! Nie skręcaj! Wyłącz kierunkowskaz! Zerkałam przez jego ramie, nie miałam pojęcia, że będzie aż tak źle.
-Cicho, stresujesz mnie!
-Uważaj! Dziecko!!! Simon do kurwy jasnej, dziecko!!! Chłopak tak mocno dał po hamulcach, że prawie nie przeleciałam nad nim. Chwilę było słychać dźwięk zdzierających się opon. Zacisnęłam ręce na wysokości jego mostka. Mała dziewczynka, nie mająca więcej niż siedem lat patrzyła się na nas z szeroko otwartą buzią. W ręce trzymała loda w wafelku który spływał na jej pantofelki. Blada jak ściana, przykucła i wzięła głęboki oddech.
-Nic-c ci się n-nie s-stało? Ledwo co udało mi się wyjąkać. Mała spojrzała się na kierowcę i zaczęła płakać, zanim zdążyłam zejść, uciekła biegiem. Wysłałam chłopakowi wściekłe spojżenie.
-Zejdź. Szarpnęłam Sim'a za ramię, równocześnie próbując zsiąść.
-Daj mi prowadzić. Złapał mnie za udo i z powrotem wciągnął na siedzenie.
-Nie pozwalaj sobie! Uderzyłam go w plecy. Bez słowa ruszył, a ja mało nie dostałam zawału. Po około piętnastu minutach dojechaliśmy na miejsce. O dziwo jestem żywa. Alleluja!! Rozejrzałam się po okolicy, znajdujemy się tuż przed lasem. Po mojej lewej jak i prawej nie ma nic prócz pól. Dosłownie parę metrów przed nami, jest piękny liściasto-iglasty las. Poprawiłam szelki w plecaku.
-Jak tu ładnie. Rozglądałam się wokół.
-My żyjemy, a tu taki krajobraz. Simon szedł wolnym krokiem w stronę dziczy.
-Wyciągnąłeś kluczyki?
-Tak.
-Gdzie idziemy? Spytałam się.
-Zobaczysz. Odwrócił się w moją stronę i podał mi dłoń.
-To co ruszamy?
-Tak. Uśmiechnęłam się nijak i złapałam go za rękę.
-Ufasz mi? Spojrzał się dość śmiesznie.
-Jak nikomu. Weszliśmy w głąb lasu. Szliśmy marszem, obydwoje napawaliśmy się ciszą i spokojem. W oddali zauważyłam zająca przeskakującego między krzakami, zapach ściółki i runa leśnego, współpracował tworząc wspaniałą naturalną woń. Słychać było stukanie dzioba dzięcioła, mogłabym spędzić tu resztę życia. Nagle przeszły mnie ciarki, poczułam się obserwowana. Rozglądałam się na około, ale nikogo nie zauważyłam, więc postanowiłam, że będę to ignorować. Człapaliśmy już z dobre dziesięć minut, postanowiłam się odezwać.
-Daleko jeszcze?  Skrzywiłam się znowu czując na sobie czyjeś spojrzenie, nie Simona.
-Ufasz mi? Odwrócił się w moją stronę.
-Pytałeś już. Skrzyżowałam ręce na piersiach, a przyjaciel wyciągnął z kieszeni apaszkę.
-Co ty zamierzasz zrobić? Zwiążesz mi oczy? Stałam jak wryta, a on pokiwał głową.
-Nie bój się, przecież wiesz, że nic ci nie zrobię. Chłopak spojrzał się na mnie błagalnie, a ja skarciłam się w myślach za to, że nie ufam własnemu przyjacielowi. Odwróciłam się do niego tyłem, słyszałam jak pomału się do mnie zbliża. Poczułam jego oddech na karku, przeszły mnie ciarki.
-Daleko jeszcze mamy? Złapał mnie za rękę po zawiązaniu oczu.
-Trzy może niecałe dwie minuty drogi, na miejscu odwiąże ci apaszkę, okey?
-Dobrze. Starałam się wytężyć zmysł słuchu. Gdy z całych sił wsłuchałam się w otaczający mnie teren, wysiliłam się jeszcze bardziej by w jakiś sposób uciszyć lub zagłuszyć dźwięk tupotu butów. W końcu mi się udało. Jakieś sto metrów przed nami musiało znajdować się jezioro. Bardzo cichy szum wody oraz kumkające żaby, ukajały stres, przy którym nadal, czułam się natarczywie obserwowana. Mimo to i tak bardziej podoba mi się, szum liści, niż dźwięk samochodów. Ta uboga chwila, niestety kiedyś musiała się skończyć, tak jak powiedział mój towarzysz, po niespełna paru minutach doszliśmy na miejsce.
-Ściągnij materiał. Simon delikatnie obluźnił tkaninę. Moim oczom ukazał się olbrzymi, naprawdę olbrzymich rozmiarów dąb, który znajdował się tuż przed kaflą wody. Zamurowało mnie, pomarańczowo-czerwone barwy zachodzącego słońca, które wydawało się być tuż nad czubkami drzew, padały na powierzchnię lustra. Po drugiej stronie brzegu, zauważyłam parę małych sarenek, obok których stał olbrzymi jeleń z zachwycającym porożem. Wydał w naszym kierunku ostrzegający ryk, byśmy nawet nie zbliżyli się do jego stada. Z uśmiechem zbłądziłam na twarz kompana, który uprzednio klepnął mnie w ramię.
-Tak? Spytałam, a on wskazał na rozłożyste gałęzie drzewa.
-Mam tam wejść? Zmarszczyłam brwi na ten niedożeczny pomysł.
-Tak, wchodź pierwsza, damy przodem. Jego oczy się rozweseliły, a ja nadal stałam osłupiała, te drzewo jest ogromne, co jeśli spadnę? Pewnym siebie krokiem ruszyłam w jego stronę.
-Dasz radę Sam? Czy ci pomóc? Zapytał gdy złapałam się dość grubej gałęzi.
-Poradzę sobie, dzięki.
------------------------------------------------------
Przepraszam za tak krótki rozdział, tak czy owak mam nadzieję, że się spodobał ;3 Może jakieś gwiazdki na zachętę? Następny dzięki magicznej sile gwiazdek będzie miał minimum 1000 słów. Bez gwiazdek nie wstawię ani jednego rozdziału :( Informacja zawarta w Nominacji ×3 w "Typowym Romansidle"

Hello, it's me ... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz