Wędrówki część 5

8 2 0
                                    

   Kolejny nowy dzień. Otwieram oczy, na których usiadły ciepłe iskierki porannego słońca. Ciągną moje rzęsy, by powieki wciąż pozostały zamknięte. Mimo wszystko, nie daję się małym promyczkom i zmuszam się do przebudzenia.
Co ujrzałem?
Żółte ściany i kapsle porozrzucane na łóżku. Na fotelu obok łóżka siedziała czarnowłosa kobieta:
-Cześć Wojtuś- przemówiła spokojnym głosem- Pamiętasz już, który mamy rok?- spytała nieco infantylnym głosem. Hm. Co mam odpowiedzieć? Eh, strzelę... Może zgadnę.
-Tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty piąty?- pytam niepewnie, a pod kołdrą trzymam zaciśnięte kciuki.
-Uff...- mama wstała z fotela i odetchnęła z ulgą. Zaraz, zaraz. Czyli... Drugi raz jestem w tym samym miejscu? Co... Eee...
-Mamo, gdzie jest Beata?- pytam z pewną dozą niepewności.
-Nie wiem, pewnie jeszcze śpi- usłyszałem.
-Aaa... Mogę do niej pójść? Teraz?
-Nie budź jej. Jestem pewna, że prędzej czy później do nas przyjdzie. Nie bój się, zna drogę do naszego mieszkania. Trafi tam sama- mama zaśmiała się i pewnym krokiem wyszła z pokoju.
   W głowie kołacze mi się jedna myśl: dlaczego jestem kolejny dzień w tym samym miejscu i czasie? Czemu wszystko jest nie tak? Może ktoś pomyślał, aby zostawić mnie w tej epoce, po to, bym nie tęsknił na Beatą? Mam tyle myśli... A może powiem mojej nowej koleżance, że będę tutaj krótko, bo jestem epokowym wędrowcem? Nawet jeśli mi nie uwierzy, to i tak będzie mi lepiej, że wyrzucę to z siebie.
W tym momencie do pokoju ktoś zapukał.

Właściwa epoka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz