счастливый

1K 155 82
                                    

счастливый



Luke przekręcił się na swoim łóżku. Nie chciał wstawać. Chciał leżeć cały dzień i nic nie robić, tak jak zwykł spędzać każdy dzień przez sześćdziesiąt dwa dni lata.

Słońce coraz mocniej uderzało go w tył głowy. Myśli biegały mu po głowie plącząc się w supły i supełki, zostawiając po sobie bolesne odciski wrzynające się w jego podświadomość. Dopiero po szóstym alarmie, który nastawił, podniósł się do pozycji siedzącej.

– Wrzesień – powiedział do siebie szeptem. – Nienawidzę siebie i tej całej szkoły.


~*~

Michael przekręcił się na łóżku. Niczego nie pragnął bardziej, niż tego, aby wreszcie podnieść się z łóżka. Chciał wreszcie otworzyć nowy rozdział tej cholernej książki, w której żył już siedemnaście lat. Chciał zamknąć stary rozdział, który stopniowo kończył przez całe sześćdziesiąt dwa dni lata.

Słońce ledwo uderzało go przez poszarzałe żaluzje. Nie umiał nawet pomyśleć o niczym błahym, myśl o nowym dniu zbyt zadręczała każdą pojedynczą komórkę jego ciała. Chłopak pierwszy raz stanął na nogi po pierwszym sygnale budzika.

– Wrzesień – szepnął. – Pora rozpocząć życie, które pokocham.


~*~

Luke rozejrzał się dookoła. Sama myśl o tym śmierdzącym korytarzu i o tych wszystkich twarzach, których tak bardzo nienawidził, przyprawiała go o odruch wymiotny pozostawiający gorzki niesmak w ustach.

Blondyn mrugnął do swojego przyjaciela, który topornie zbliżał się w jego stronę. Ashton był jego jedyną opoką. To jego ramię podtrzymywało Luke'a, gdy upadał.

– Hej – powiedział, gdy znaleźli się w jednej linii. – To co, znów rozpoczynamy to gówno?

Irwin zachichotał lekko. – Na to wygląda. Czym zaczynasz?

– Chemią. – Westchnął. – A ty?

– Angielskim.

– Cholera. - Blondyn przeklął pod nosem. – Czemu chociaż raz nie możemy zacząć tygodnia razem? Umrę bez ciebie.

– Spokojnie. – Parsknął. – Wiem, że jestem niesamowitym przyjacielem, ale musisz dać radę. Widzimy się na przerwie.

Ashton zniknął z pola widzenia blondyna tak szybko, jak przyszedł. Nie czekał nawet na odpowiedź Luke'a, odszedł bez zbędnych słów i pożegnania.

Hemmings był do tego przyzwyczajony.

Był przyzwyczajony do tego, że jego obecność nie była ważna, a cała jego egzystencja była tylko pozorna i nikomu niepotrzebna.

Nastolatek odetchnął, kiedy stanął wreszcie pod salą lekcyjną. Nie chciał tam wchodzić. Nie chciał siadać w tej obskurnej ławce i oglądać tyłu pleców posiwiałej nauczycielki.

Ze zdenerwowaniem wypatrywał jej w oddali korytarza, gdy zajął już swoje miejsce. Kobieta finalnie zjawiła się w klasie, ale nie była sama.

Niski, chuderlawy chłopak nieudolnie krył się za jej plecami i bawił się rękawami swojej bluzy, jakby nieświadomy tego, że reszta uczniów jest w stanie dostrzec go zza niskiej nauczycielki.

– Michael, podejdź do przodu – powiedziała łagodnym głosem. Luke pierwszy raz słyszał jej ton w tak subtelnej postaci. – No już, nie wstydź się.

Kiedy nastolatek wreszcie robił krok do przodu, kontynuowała:

– To Michael, wasz nowy kolega. – Uśmiechnęła się. – Nie będę zmuszać cię do mówienia o sobie, po prostu zajmij miejsce w którejś ławce.

Michael, bo tak miał na imię nieznajomy dzieciak, skinął głową i chwycił za ramiączko swojej torby.

Kłamstwem byłoby powiedzenie, że Luke nie modlił się w duchu o litość. Nie po to walczył o wolne miejsce, żeby teraz dosiadał się do niego jakiś obcy chłopak. Blondyn kochał dzielić ławkę sam ze sobą i swoją nienawiścią do całego świata.

Jednak, i tym razem jego prośby nie zostały wysłuchane.

– Hej – Michael odezwał się. – Jak masz na imię?

– Luke – burknął, odwracając głowę w stronę zeszytu. Nie ciągnęło go do rozmowy, nigdy.

– Nie jesteś rozmowny.

– A ty nie jesteś interesujący – odpowiedział.

Statystycznie, Luke'owi wystarczały dwa słowa, aby odstraszyć od siebie niechcianego, nachalnego człowieka. Tym razem użył ich trochę więcej, a i tak nie pomogły.

Chłopak wyraźnie czuł na sobie wzrok nowego dzieciaka i coraz mniej mu to odpowiadało. W końcu dyskretnie spojrzał na niego, a kiedy zarejestrował wielki uśmiech na twarzy niższego, zmrużył oczy w zdezorientowaniu. Sam nie pamiętał, kiedy ostatni raz szczerze się uśmiechnął, tym bardziej mimowolnie. Michael nie przestawał obserwować Luke'a z tym irytującym kącikiem ust uniesionym do góry.

– Czemu się uśmiechasz? – zapytał wreszcie, kiedy kolorowowłosy wciąż nie spuszczał z niego wzroku.

Wzruszył ramionami. – Po prostu jestem szczęśliwy.


~*~

Luke bił się z myślami. Przez całe życie nie tętnił energią i optymizmem tak bardzo, jak ten chłopak przez kilkadziesiąt minut.

Być może był zbyt popsuty, żeby móc cieszyć się z błahych rzeczy. Być może był zbyt głęboko złamany w środku, że musiał dać temu upust na świetle dziennym.

~*~

Michael nigdy nie był bardziej pewien swoich myśli. Od tak dawna nie tętnił energią i optymizmem, a teraz otaczał się tym cały.

Kiedyś powiedziałby, że był zbyt popsuty, żeby cieszyć się z małych rzeczy, ale teraz widział więcej kolorów, niż przez całe swoje życie.

Nie chciał wracać do przeszłości. Nawet jeżeli był złamany w środku, wierzył, że w środku może to też ukryć.  


przyszłe rozdziały powinny być dużo dłuższe, ale nic nie obiecuję. w każdym razie - to tylko przedsmak.

odczucia, przemyślenia, uwagi? co sądzicie?:-)

(ps mam nowego tumblra, który jest piękny, I swear. dan-towell.tumblr.com, zapraszam.)

peach pit; mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz