мертвый

490 108 41
                                    

мертвый

 – Wróciłem – krzyknął, kiedy przekroczył próg domu.

Luke nie lubił tu wracać. Nie lubił tego, że został sam ze wszystkim. Nie lubił tego, że jego matka miała w głębokim poważaniu swoje dzieci i że to on musiał opiekować się bratem.

Nie lubił tego, że ojciec zostawił ich bez słowa tak wiele lat temu.

– Luke! – Mała istota przykleiła się do jego nóg, a ten chwycił chłopczyka pod pachy i podniósł do góry.

– Cześć, mały mężczyzno. – Zmierzwił jego włosy jedną ręką. – Jak minął ci dzień?

– Super, pani pochwaliła moją pracę! A tobie jak minął?

Okropnie.

– Cudownie, dziękuję, że pytasz. Gdzie mama?

– Nie wróciła jeszcze.

– Oczywiście, że nie wróciła – mruknął. – Co chcesz zjeść na obiad? Nie mamy zbyt dużo składników w domu.

Dzieciak wydął wargę i zamrugał kilkukrotnie, zanim odpowiedział. – Mam ochotę na pizzę.

Luke pokiwał głową z dezaprobatą. Czasem słodkość jego młodszej wersji była ponad.

– Dla ciebie wszystko, Charlie.


~*~

– Wróciłem – krzyknął, kiedy przekroczył próg domu.

Michael nie lubił tu wracać. Nie lubił tego, że te cztery ściany jego pokoju przypominały mu o wszystkich złych chwilach.

Chłopak rzucił plecak w kąt pokoju, zanim mozolnym krokiem przeczołgał się do kuchni.

Boże, był tak zmęczony.

Był zmęczony udawaniem, że wszystko w jego życiu jest na porządku dziennym, zupełnie normalne.

Jego wzrok powędrował na puste półki i brudny stół. Zlustrował szafki nad zlewem i zapuszczoną lodówkę. Pustka.

Nawet nie był zdziwiony.

Nastolatek chwycił kartkę znajdującą się na blacie, obok niej dumnie leżało zgniecione dziesięć dolarów.

Zjedz coś na mieście, wrócę późno. Mama."

Michael westchnął pod nosem, zanim znowu wciągnął bluzę na swoje alabastrowe ramiona i ponownie wyszedł z domu.

Był zły i przygnębiony, ale liczył na to, że pizza załagodzi wszystkie jego smutki.

~*~

Luke i Charlie weszli od pizzerii z uśmiechami na buziach.

Można by oczywiście pokusić się o stwierdzenie, że ten na twarzy blondyna nie był do końca szczery, ale nie warto wywlekać tego na wierzch.

Chłopczyk kurczowo trzymał w drobnych palcach dłoń starszego brata i przeskakiwał z nogi na nogę, gdy ten cierpliwie rozmawiał z kasjerem.

Nie mieli okazji często wychodzić na tak przyjemne spacery.

Nie mieli okazji wychodzić w ogóle.

– Luke. – Charlie pociągnął jego dłoń. – Spójrz, jakie śmieszne włosy ma ten pan!

Blondyn kończył lustrować menu, zanim odwrócił głowę.

Miał ochotę skakać i kląć ze złości, ale nie mógł.

Luke nienawidził spotykać w miejscach publicznych żadnych znajomych mu twarzy.

W momencie, gdy jego oczy spoczęły na ciele kolorowowłosego dzieciaka, krew zawrzała w nim pięć razy mocniej.

Czy choć poza szkołą nie mógł mieć odrobiny spokoju?

– Hej, Luke. – Michael podszedł do kasy. – Kim jest ta mała istotka?

– Jestem Charlie! – Dzieciak uniósł ręce do góry, a nastolatek posłał mu szczery uśmiech.

– A ja Michael.

– Lubię twoje włosy.

– Często to słyszę. – Zachichotał, mierzwiąc czuprynę chłopca. – Jesteście braćmi?

To pytanie skierował już do Hemmingsa.

Blondyn odsapnął pod nosem, gromadząc w sobie ostatki spokoju zebrane w koniuszkach jego palców.

– Charlie, zajmij miejsce przy stole. Przyjdę do ciebie, gdy zamówię.

– Ale... – chłopczyk jęknął, gdy brat wszedł mu w słowo.

– Powiedziałem. Żebyś. Usiadł.

Dziewięciolatek spuścił wzrok i odbiegł od nastolatków. Kiedy Luke na dobre stracił go z pola widzenia, całą swoją uwagę skumulował na Cliffordzie.

– Naprawdę uroczy dzieciak, wyglądacie bardzo...

– Zamknij się – przerwał mu, zanim zbliżył się do jego ucha i szepnął szorstko i chłodno. – Jeżeli powiesz komukolwiek o tym, co zobaczyłeś, będziesz martwy.


jestem w tym coraz słabsza, przepraszam

lubicie gofry?

peach pit; mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz