Apokalipsa cz.3

300 20 15
                                    


Odzyskałem przytomność...

Powoli otworzyłem oczy. Nad sobą zobaczyłem niebieskawe niebo i korony drzew. Wolno podniosłem się z koca na którym leżałem...

Moja głowa była owinięta bandażem ale nie czułem bym był ranny.Nagle zobaczyłem chłopaka biegnącego w moją stronę. To był Toris.

-Feliks!Obudziłeś się! Czy wszystko w porządku? Coś cię boli?- Litwin zadawał mnóstwo pytań. -Liciu spokojnie! Wszystko zemną w porządku!-uspokoiłem go- Co się w ogóle stało? Czy wszyscy żyją?- Twarz Torisa nagle posmutniała.

-Kilkudziesięciu żołnierzy nie żyje lub jest rannych... Ale najgorsze jest to że straciliśmy całe jedzenie i broń! Nie mamy więcej prochu niż to czym są nabite bronie wojskowych którzy czekali w okopach! To wszystko moja wina Feliks! To przeze mnie tak dużo ludzi teraz nie żyje!- -Liciu... To wcale nie była twoja wina. Po prostu...- -Jak to to niebyła moja wina?! A kto planował jak i czym mamy się bronić? Ja!Gdybym przewidział że Rosja zaatakuje z powietrza nic z tego by się nie zdarzyło! Ludzie by żyli, my mielibyśmy gdzie spać, co jeść i czym walczyć! Więc jak możesz mówić że to nie moja wina!- Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć więc przysunąłem się bliżej i objąłem go ramionami i przytuliłem.

-My wszyscy zawiniliśmy... Nikt z nas nie przewidział planu Rosji... na razie musimy dziękować za to że wszystkie państwa żyją...- -N-Nie Polsko...- wyjąkał Litwa- Amerykanie żyje...- -Co?!- krzyknąłem i puściłem Torisa- Jak?!- Litwa spojrzał na mnie spojrzeniem tak zmęczonym,błagalnym i przestraszonym że zrobiło mi się go żal.

-Kiedy jeden z żołnierzy zauważył bombowiec, Matthew był w jednym z namiotów. Ameryka zamiast uciekać, pobiegł ratować swojego brata...

Nie zdążył wyprowadzić stamtąd Kanady... Więc przytulił go do siebie i zasłonił go własnym ciałem... Znaleźliśmy ich leżących na ziemi tam gdzie kiedyś stał namiot... Ciało Alfreda ciągle przyciskało do siebie Kanadę. Matthew miał na sobie tylko kilka draśnięć i oparzeń. Ale Ameryka... Jego ciało było praktycznie całkowicie spalone. Gdy odkleiliśmy go od Kanady jeszcze żył na tyle by uśmiechnąć się ten ostatni raz do Anglii który dopadł go pierwszy...-

Po tym co właśnie powiedział Litwa kompletnie mnie zatkało. Nigdy bym się nie spodziewał że Ameryka jest zdolny do tak dzielnego czynu. To prawda że zawsze mówił że to on jest bohaterem, ale nigdy jakoś tego nie udowodnił...

-Gdzie jest teraz Anglia?- wydusiłem z siebie.

-Jest tam .-Litwa wskazał na miejsce obok dużego dębu- Opiekuje się Kanadą.- Wstałem z koca i poszedłem w stronę wskazaną przez Torisa.

Czułem że muszę porozmawiać z Anglią. Trochę go pocieszyć...

Zastałem go siedzącego razem z Kanadą pod drzewem. Przykucnąłem obok nich.Matthew spał.

-Słuchaj...Chciałem ci tylko powiedzieć że jest mi bardzo przykro z powodu...- zwróciłem się do Brytyjczyka ale ten mi przerwał. -Idź sobie...- powiedział nie patrząc nawet na mnie. -Arthur, ja tylko chcę cie pocieszyć...- powiedziałem.

Zrobiło mi się go niesamowicie żal... Chciałbym mu coś powiedzieć, ale nie chce go jednocześnie zranić jeszcze bardziej...

-Chcesz mnie pocieszyć?!- krzykną z furią Anglia.- Nie przywrócisz Ameryce życia! Nikt tego nie może zrobić!- -Życie toczy się dalej. Nie możesz zapatrywać się ciągle w przeszłość!-

-Ty nie rozumiesz Feliks! Ty nigdy nie straciłeś osoby którą kochałeś jak syna!- Nagle Brytania skulił się i ukrył twarz w dłoniach. Jego złość zamieniła się w smutek.

-To powinienem być ja.-wyszeptał-To ja powinienem umrzeć nie on... Był za młody... To wszystko moja wina...-wyjąkał Anglia.

Przysunąłem się do niego bliżej i objąłem go po przyjacielsku ramieniem.

-To on dokonał wyboru... To nie jest wina ani twoja, ani Kanady...Zrobił to ponieważ kochał Matthew i nie chciał pozwolić by spotkała go krzywda... Zawsze chciałeś by wydoroślał i ja uważam że w ostatnich minutach swojego życia podjął bardzo dojrzałą decyzję. Nie wszyscy by tak postąpili...-

-Wyraz jego twarzy gdy znaleźliśmy go umierającego razem z Kanadą... Wyglądał jakby się nie bał... Gdy uśmiechną się do mnie sprawiał wrażenie szczęśliwego... Widziałem że chce coś powiedzieć, ale jego gardło było było rozerwane na strzępy...-Arthur nie był w stanie powiedzieć nic więcej i po prostu siedział tak oparty o drzewo wpatrując się niewidzącym załzawionym spojrzeniem w przestrzeń.

Zrozumiałem że chce zostać sam, po czym wstałem i klepiąc go po ramieniu powiedziałem.

-Trzymaj się...- I odszedłem by zająć się sprawami które wymagały mojej uwagi. Myślę że teraz Anglia będzie w stanie zebrać się w sobie i żyć dalej. Mam nadzieję że już nikt nie będzie musiał ginąć...

ApokalipsaWhere stories live. Discover now