Rozdział 5

20 2 0
                                        

Na jego twarzy krążył jakiś cień, który mnie zaniepokoił. Nienawidzimy się od zawsze, a gość teraz chce ze mną pogadać bo jestem mu do czegoś potrzebna.

- Okej.. - popatrzyłam mu prosto w oczy. - Mów czego chcesz.

- Musisz jechać ze mną, żeby się dowiedzieć. - Znowu na jego twarzy pojawił się uśmieszek. - Wsiadaj.

Mój rozsądek kłócił się w tym momencie z wrodzoną ciekawością.
Raz się żyje, najwyżej wywiezie mnie gdzieś i zabije... zanim ja nie zabije jego.

Wsiadłam do jego auta i patrzyłam na niego pytająco.

Brunet cały czas siedział cicho dopóki nie zaparkował na jakimś parkingu pod.. zaraz zaraz.. CZYIMŚ DOMEM?! Gość zabrał mnie na imprezę.

Co tu się odpierdala?!

Musiał zauważyć moje zdziwienie bo w końcu się odezwał.

- Mówiłem Ci już. - Popatrzył się na mnie jak na ofiarę, a on byłby drapieżnikiem. - Ja nigdy nie robię nic bezinteresownie. - Oblizał wargi. - Więc teraz pójdziesz ze mną na imprezę.

Byłam w szoku. Gość jest jakiś nienormalny. I chyba znowu zauważył emocje na mojej twarzy bo powiedział:

- Jeden drink.. jeden taniec i... - Jego wzrok niżej na mój biust.Złapałam jego szczękę i wycedziłam.

- Nie będę się z tobą ruchać ty popierdolony dupku!

- Dobra, dobra żartowałem. - Podniósł ręce w obronnym geście. - Chodźmy do środka.

Miałam duże szczęście, że ubrałam dziś po domu czarne legginsy z wysokim stanem i błyszczący top. Do tego przed wyskoczeniem włożyłam czarne trampki. Wyglądałam normalnie i wpasowałam się w klimat patrząc po osobach palących przed domem. Dziura na moim czole też nie była jakoś bardzo wielka.

Dobrze, że nałożyłam korektor zanim wyszłam

Weszliśmy z Parkerem do środka. Patrząc po osobach nikogo nie znałam. Było widać, że to raczej domówka innej ekipy. Możliwe, że byli to już studenci i czwartoklasiści. W końcu Leo jest starszy ode mnie o rok.

Wchodząc do salonu dostrzegłam nikogo innego jak Col'a. Od razu rzuciłam się na niego w mocnym rodzinnym uścisku. Lubiłam go tak upokarzać i udawać kochaną siostrzyczkę. Widząc starszego brata uświadomiłam sobie, że nie mogę poddać się bez walki. Leo chce, żebym robiła to co on chce, a ja głupia poddaje mu się.

CZAS SIĘ ZABAWIĆ. Skoro Parker zaczął tą głupią grę to ja ją skończę. Tylko kto wyjdzie z niej cało?

- Stella... co ty tu robisz? - Cole nie wyglądał zbytnio na zadowolonego. - Z kim w ogóle tu przyszłaś?

- Spokojnie braciszku przywiozłam tylko towar i się zmywam. - Puściłam mu oczko i uderzyłam pięścią w ramię. Twarz mojego brata zesztywniała i popatrzył się na mnie spod byka próbując wyczytać coś z mojej twarzy. Nigdy nie wie kiedy żartuję, a kiedy mówię serio. To się nazywa rodzina.

Pffff...

- Boże sztywniaku, żartuję tylko. - Widziałam, że zrobił się niespokojny więc wolałam go uspokoić, niż żeby później zrobił mi przesłuchanie. Na moje słowa złapał mnie i przewiesił przez ramię.

- Jesteś nieznośna siostrzyczko. Z kim tu jesteś, co?

- Przyjechałam z Leo. - Uśmiechnęłam się do niego lekko kiedy postawił mnie na ziemię.

- Jak to z nim? Przecież się nie znosicie? - Nie ukrywał swojego zdziwienia. - Ostatnio wyzywałaś go od sukinsynów, a teraz jesteś z nim na imprezie? - Spoważniał. - Co jest grane Stell?

SqualidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz