Rozdział 1: Zew Kirum - Widmo przeszłości

316 12 1
                                    

[Dziękuję @LittleWolf100 za konsultację medyczną. Twoje porady uratowały mnie przed zrobieniem z siebie idiotki. ]

Davis Medical Center
Szpital w Elkins. Dwa dni po pełni.

     Utrata kogoś bliskiego, zwłaszcza potomka, dla każdego rodzica jest bolesnym przeżyciem. Dragomir stał przez dłuższą chwilę wpatrując się w płonące i spadające szczątki budynku. To co działo się później jakby do niego nie docierało, syreny zdawały się wyć gdzieś w oddali, a reporterzy być niemymi kukiełkami, zdanymi na łaskę lalkarza. Z opóźnieniem odbierał też obrazy, jakie rejestrowały jego oczy. Jak jeden z ratowników znajduje nieprzytomną kobietę z jego synem, jak karetka odjeżdża na sygnale. Nawet siedząc na korytarzu i tuląc zapłakaną żonę, lub też swoją mate, zdawał się być nieobecny. Dopiero widok nieprzytomnego syna, podłączonego do tych wszystkich rurek, którego lekarze wieźli z sali wybudzeniowej na salę pooperacyjną sprawił, że coś w nim drgnęło. Lekki, mały impuls, który z każdą chwilą przybierał na sile, z każdą minutą zmieniał się z bezsilności i smutku w złość, nienawiść, a na końcu w chęć zemsty.
     Choć starał się czuwać nad łóżkiem swojego syna, medialna zawierucha jaka zrobiła się wokół berserka, zaczęła go doprowadzić na skraj wytrzymałości psychicznej. Berserk, nieznajoma, nów, wataha, przeszłość – wszystko to zdawało się zaatakować w jednym czasie, jakby ktoś chciał wystawić go na próbę. Zanim emocje, które miał w zwyczaju tłumić nawet przed samym sobą, wzięły nad nim kontrolę, opuścił szpital.

✦ ✧ ✦ ✧ ✦

     Aidivo zamknął cicho drzwi i podszedł do nieprzytomnej kobiety, która leżała na łóżku podłączona do respiratora i innej aparatury. Ich stan był na tyle poważny, że znajdowali się w szpitalu na intensywnej terapii. Teren szpitala dla obu watach był neutralnym, ale istotnym miejscem. Za pomocą małego podstępu umieścili tutaj swoich ludzi, by właśnie w takich sytuacjach mogli coś zdziałać.
     Pamiętał ich rozmowę w parku, była piękna, a teraz jej widok łapał i ściskał za serce. Nie czuł od niej żadnych emocji, była teraz jak pusta lalka, którą wyrzuciło znudzone dziecko. Jej zapach, który przedtem drażnił jego nos, był ledwo wyczuwalny, zastąpiła go charakterystyczna woń leków i środków dezynfekujących. Blond włosy przypominały siano – były potargane, skołtunione i miejscami opalone. Gdyby tego było mało nad uchem został zgolony niewielki fragment, aby doczepić do niego elektrodę. Na ramieniu była widoczna zasklepiona głęboka rana. Niżej w zgięciu łokcia znajdował się wenflon z podłączoną do niego kroplówką, która miarowo skapywała z woreczka i wędrowała rurką do organizmu pacjentki. Na drugiej ręce, od połowy przedramienia do nadgarstka, rozciągał się olbrzymi granatowy siniak, a jeden z paznokci był całkowicie wyrwany. Jej twarz zdobiły liczne zadrapania i otarcia, prawy policzek nosił ślady poparzeń. Resztę jej ciała zakrywał cienki materiał. Gdy delikatnie go odsłonił ujrzał opatrunek, przez który przesiąkła mała czerwona plama. Gdyby go zdjął ujrzałby rozległą ranę od poparzenia II stopnia, oraz ślady pazurów. Nie obeszło się również złamania lewej nogi, o czym świadczyły wstawione szyny i podnośnik. Jeśli przetrwa najbliższą dobę, powinna wrócić przyśpieszona regeneracja ran, ale nawet w tym stanie, dojście do zdrowia zajmie jej z tydzień. I tylko ciężki stan ratował ją od gradu pytań, jakie miał nie tylko on.
     Westchnął i zerknął na kartę pacjentki. Musiał porozmawiać o jej stanie z alfą, była zbyt cenna, aby pozwolić jej odejść. Analizę dokumentu przerwał nagły impuls, ukłucie strachu, które przeszyło jego ciało niczym pocisk. Spojrzał na maszynerię, puls kobiety podskoczył, stał się też bardziej chaotyczny. Choć jej ciało było unieruchomione, jej umysł dalej żył i funkcjonował, przywołując chaotyczne wizje z przeszłości. Walczył z własnymi demonami, na które mimowolnie zareagowało ciało. Odłożył papiery na bok i podszedł bliżej, delikatnie palcem unosząc jej zamkniętą powiekę. W tej samej chwili do środka wszedł Kyle z wieściami, ale beta nie zwrócił na niego większej uwagi, patrzył na kobietę, odbierając jej chaotyczne emocje. Kolor jej tęczówki pulsował, naprzemiennie blaknąć i nabierając intensywnej jasnozielonej barwy. Podobnie zachowywała się źrenica, która zdawała się kurczyć i rozszerzać w rytm uderzeń serca. Nastolatka ten widok zamurowało.
     – Nigdy nie widziałem czegoś takiego... – Chłopak z trudem wydusił z siebie jakiekolwiek słowa. Aidivo cofnął dłoń.
     – Bo spotkanie takich oczu jest jeszcze mniej prawdopodobne, niż spotkanie białego wilkołaka.
     – Nie za bardzo rozumiem...
     – Nadejdzie jeszcze czas na tego typu rozmowę.
Aidivo delikatnie i wolno pogładził Nirę po ramieniu. Puls zaczął się uspokajać niemal natychmiast, a oddech wyrównywać. Młodzik aż zamrugał powiekami, nie do końca wierząc w to co widzi. Błękitne oczy bety zdawały się emanować podobnym, lecz słabszym błękitnym blaskiem.
     – Choć to nieprawdopodobne, teraz już rozumiem jak przeżyli. Lepiej dla nas wszystkich, jeśli świat nie dowie się o tym.
     – Stan Alana jest niewiele lepszy. Przeżyją?
     – To zależy już od nich samych. Lekarze zrobili co mogli.
     – Czym była ta bestia? Nie przypominała wilkołaka.
     – Widmem naszej watahy, które lepiej żeby nie podniosło łba.

Zabójcza PięknośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz