Pielęgniarka

50 1 0
                                    

Nadia waliła pięścią w drzwi od jakichś piętnastu minut. Całą rękę miała czerwoną. Przestała. Usiadła pod drzwiami oparła głowę o nienaturalne drewno. Zanim tu przyjechała zdążyła się przebrać w wygodne dżinsy i zrobić zakupy. Z irytacją zniszczyła fryzurę, która doprowadzała ją do szału. Westchnęła i wpisała kod który dostała od Pana Blanca. Drzwi ustąpiły. Ostrożnie popchnęła je, na wypadek gdyby Alex spał na podłodze. Nie myliła się. Drzwi stawiły opór i ktoś jęknął. Cholera! Jeśli się obudzi to znowu mnie wywali. Wcisnęła się do środka i zamknęła drzwi. Spojrzała na mężczyznę leżącego na podłodze. Spał na boku. Prawe ramie miał pod głową. Butelkę brandy przyciskał do piersi lewą ręką. Wyglądał jak dziecko z ulubioną zabawką. Miał na sobie te same ciuchy w których wyszedł ze szpitala. Zaczęła zbierać butelki. W jednej części salonu znalazła kilka butelek wódki, w przedpokoju leżała jeszcze jedna brandy, a w kuchni jeszcze dwie whisky. W łazience walała się jeszcze butelka koniaku. Mimo zszarganego wyglądu Alexa łazienka wyglądała na czystą. No tak jaki byłby sens picia gdyby wszystko wydostało się za jednym zamachem. Wszystkie butelki wylądowały w zsypie. Z ciekawości zajrzała jeszcze do Barku. Jedna butelka wina. Czyli i tak musiałby niedługo skończyć. Westchnęła. Poszła do kuchni. Pusta lodówka. Wiedziała, że tak będzie, a raczej takie rady dostała od poprzedniej sekretarki. Wyjęła z torby stek i kilka warzyw. Zaczęła przeszukiwać szuflady w poszukiwaniu noży. Większość szuflad była po prostu pusta. W jednej z nich znalazła pięknie rzeźbioną drewnianą szkatułkę. Wychyliła się z kuchni. Alex nadal spał na podłodze. Serce zaczęło jej bić szybciej. Głęboki wdech. Ok. Uchyliła wieczko. Zdjęcia. Pierwsze. Zdjęcie Anny. Mała uśmiecha się od ucha do ucha. Drugie. Zdjęcie jego byłej, Rebeki i... jeszcze jedno. Brzęk. Butelka. Nadia szybko chowa zdjęcia. Otwiera szufladę i wkłada pudełko na miejsce. Teraz to czuje się jak zabójca amator, złapany na gorącym uczynku. Wychyla się z kuchni. Mężczyzna leży na wznak. Butelka leżała kilka metrów od niego. I po nic taki zawał serca. zaśmiała się nerwowo. Zajęła się obiadem. Jeśli się nie obudzi to zostawi danie na blacie.

  Torbę miała już założoną na ramię. Szła w kierunku drzwi. Wrzask. To Alex wrzeszczy.

-Rebeka!- Po prostu wrzeszczy przez sen. Kuli się w pozycji płodowej i krzyczy. Nadia rzuca torbę. Klęka koło niego. Kładzie rękę na ramieniu. Chce go obudzić. Cały czas krzyczy  te dwa imiona. Kobieta potrząsa nim. Krzyczy do niego. Żadnego efektu. W końcu cichnie ale nadal mówi.

- To nie ja.- Rozpacz w jego tonie. Dziewczyna nie może nic zrobić. Tylko patrzy. On powtarza. Cały czas to samo... Jakby ktoś nie rozumiał. Miota się i krzyczy. Słyszy ból i złość- To nie moja wina!- podrywa się. Patrzy na Nadie. Ma nieprzytomne oczy. Łapie ją za ramiona. -Rozumiesz?- Kobieta tylko patrzy. Jego wzrok wraca do życia. Jedna łza. Tylko jedna. Spływa po jego policzku aż do linii szczęki. Ale zostaje wytarta, zapomniana. Przemilczana.  Nadia jest przerażona. Nie wie co ma zrobić. On rusza się pierwszy. Z powrotem kładzie się na podłodze. Na tych drewnianych deskach, które do tej pory były jedynymi świadkami. Alex zakrywa oczy przedramieniem.- Wyjdź z tond.- Mówi ze złością i upokorzeniem. Nadia jeszcze chwilę się waha. Powinnam zostawić go samego? Sięga po torbę. Wychodzi. Nic nie mówi. Zamyka drzwi. Idzie w kierunku windy. Jest roztrzęsiona. Co to w ogóle było? Objawy choroby psychicznej? Czy powinnam komuś o tym powiedzieć? Jego tacie? 

   Leżał tak jeszcze przez chwilę. Nadia powie ojcu? Znowu wyśle mnie na leczenie. Ale ja nie chcę. Niech wszyscy zostawią mnie w spokoju. Już i tak nic nie da się zmienić. Wstał podpierając się o ścianę. Rozejrzał się dookoła. Posprzątała. Poczuł zapach jedzenia. W kuchni na blacie stał stek z warzywami. Jeszcze ciepły. Obok leżał kawałek papieru. ,, Pielęgniarki prosiły żebyś znów poszedł odwiedzić Anny." Albo żeby ta jedna mogła mnie poderwać. Zgniótł kartkę. Domofon brzęczy.

-Kogo znów niesie?- podszedł do panelu i nacisnął przycisk.-Czego?!- Warknął.

-Przepraszam.-  Vince odezwał się niepewnie. -Pani Nadia zostawiła dla pana wiadomość, że pan Blanc jest w szpitalu na Am Brink. -Że co? Przecież widziałem go z...No niedawno miał się całkiem dobrze- Proszę pana, wezwać taksówkę?-Zapytał z przejęciem.

- Nie. Sam pojadę.- rzucił do domofonu. W drodze do drzwi złapał kurtkę wiszącą na fotelu. Zbiegł po schodach. Rana na brzuchu znów piekła. Wskoczył do samochodu zaparkowanego na strzeżonym parkingu. Prawdopodobnie we krwi miał jeszcze śladowe ilości alkoholu. Ale nie chciał zwolnić. Co mogło się stać? Zaparkował z mocnym szarpnięciem na parkingu przed szpitalem. Wbiega do środka. Nigdzie nie widzi Nadii. Zatrzymuje pielęgniarkę. Każe iść na recepcje. Podchodzi do biurka. Biegnie korytarzem. Nadia stoi przed drzwiami. Co się dzieje?! Widzi go. Jest zdenerwowana. Coś do niego mówi. Tłumaczy się? Przez szybę widzi ojca. Sprzęt pika to chyba dobrze. Z sali wychodzi lekarz. Coś mówi. On nie rozumie. Lekarz kiwa głową i odchodzi. - Co powiedział?- Pyta roztrzęsiony. Nadia patrzy na niego zbita z tropu.

- Powiedział, że jego stan jest stabilny ale nie można jeszcze wchodzić do sali.- Odpowiada po chwili. Co kurwa?! Siada na krześle przed salą. Chowa twarz w dłoniach.

- Powiedziałaś mu, tak?- zapytał po kilku głębszych wdechach. Nie odpowiedziała.-Tak?!

- Tak!- Powiedziała natychmiast. Głośno wciągnął powietrze.

- Powiedz mi po jaką Cholerę? To nie była twoja sprawa! Nie mogłaś tego po prostu zostawić. Chciałaś zgrywać tą dobrą?!- krzyknął na nią.

-  Wiedziałam, że nie należę do tej sprawy, więc się wycofałam... I zadzwoniłam do pana Blanca, żeby on ci pomógł!- Odkrzyknęła. Poderwał się z krzesła.

-Mi już nic nie pomoże ty głupia... uch! Ukrywałem to przed nim przez cały rok, a ty przyłazisz i potrafisz wszystko spieprzyć!- Ruszył korytarzem prosto. Nie wiedział gdzie idzie. Najlepiej by było gdyby z tond wyszedł ale nie może. 

   Wędruje po korytarzach kij wie ile czasu. Cały czas zły ale już nie rozwścieczony. Zauważa na ścianach  rysunki. Idzie ich śladem do niebieskich drzwi. Popycha. Przechodzi na świetlicę. Nie ma tam nikogo.  Gdzie się podziali? 

- Proszę pana cieszę się, że skorzystał pan z zaproszenia.- powiedziała pielęgniarka. 

- Nie ja właściwie...- zaczyna wskazując na drzwi ale kobieta mu przerywa i ciągnie w głąb korytarza. 

- Proszę za mną, mała jest w sali numer siedem.- po chwili oboje stoją już w drzwiach sali. Anny śpi. Pochrapuje cicho. - Rozczulający widok prawda?- zgodził się kiwnięciem głowy nie odrywając wzroku od dziewczynki.- A gdyby tak, mieć ten obraz tylko dla siebie?Hm?- Spojrzał na nią zbity z tropu. Patrzyła mu w oczy. Czuł jak go prześwietla. 

- Co to za insynuacje?- zapytał po chwili z irytacją. Przeniósł wzrok z powrotem na dziecko. 

- Mała nie ma rodziny. Najprawdopodobniej trafi do domu dziecka. Niech mi pan uwierzy takie miejsce to najgorsza rzecz jaka może ją spotkać. A pan jest jej szansą na lepszą przyszłość.-Powiedziała i zawróciła do biurka. Poszedł za nią. Alex odnosił wrażenie że nie ma tu nikogo oprócz nich. To było dziwne. 

-A co jeśli ja nie chcę?

- Chce pan. Inaczej by tu pana nie było.  A w drugim przypadku, czy chodzi panu o to załamanie nerwowe? Już po wszystkim. Proszę podpisać papiery i wynająć adwokata. Kobieta podsunęła mu pod nos kartkę. Skąd ona tyle o nim wie? -  Anna zmieni pańskie życie.  

ona złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz