10.

395 35 6
                                    

justin

Ciche skrzypnięcie drzwi, sprawiło, że natychmiast otarłem łzy płynące po moich policzkach i nakryłem się po sam czubek głowy kołdrą.

- Witaj - w moich uszach rozbrzmiał pogodny, lecz drżący damski głos.

Usiadła na krześle obok mojego łóżka, czułem na sobie jej spojrzenie.

- Jak ci mija dzień? - spytała, więc odkręciłem się niepewnie w stronę brunetki, która uśmiechnęła się nerwowo widząc moje czerwone oczy. - Coś się stało?

Pokręciłem szybko głową, ponownie ocierając zmęczone już powieki.

- Przyniosłam ci coś dobrego - po tych słowach zostałem zaciekawiony.

Usiadłem spokojnie na łóżku i patrzyłem, jak młoda dziewczyna wyciąga zza pleców biały, porcelanowy talerzyk z kolorowym ciastem i widelczykiem. Parsknąłem na widok tego"czegoś dobrego" śmiechem. Wolontariuszka spoważniała. Mogłem dobrze zaobserwować jak nerwowo przełyka ślinę, gdy jej oczy momentalnie się szklą.

- Coś nie tak? - odchrząknęła poprawiając wolną ręką opadający na jej twarz, kosmyk włosów.

- Co to ma być? Chcesz mnie przekupić, czy co? - śmiałem się w głos.

- N... nie. Ja po prostu... - zająknęła się, uciekając wzrokiem ode mnie.

Wytrąciłem jej z rąk talerzyk, który spotkał się z podłogą. Oczywiście zakończyło się dla niego nieuniknionym zniszczeniem na drobne kawałeczki. Brunetka siedziała jakby wryta. Nie opuściła nawet ręki, w której jeszcze przed chwilą znajdował się element zastawy, nie zaczęła ratować swoich ubrudzonych słodką masą ubrań. Teraz drżało całe jej ciało, nie tylko głos.

- To chyba nie praca dla ciebie, koleżanko - burknąłem, jednak po raz pierwszy nie uzyskałem jakiejś odpowiedzi w postaci krzyku, złości czy wezwania ochrony bądź ordynatora oddziału.

Podniosła się powoli z miejsca po około 3 minutach nieruchomego siedzenia. Przyglądałem się jej z ciekawością, kiedy zrzuciła z siebie ubrudzony kitel lekarski. Pozwoliła sobie użyć chusteczek higienicznych leżących na jednej z moich szafek. Uniosłem jedną brew zaskoczony jej zachowaniem. Westchnęła cicho zabierając się za spieranie chociaż w większości tego, co pozostało na jej ubraniu, przy umywalce znajdującej się w rogu pomieszczenia. Spojrzała niespodziewanie w lustro spotykając się z moim wzrokiem ilustrującym ją od góry do dołu. Gdy spostrzegłem, że przyłapała mnie na obserwacji jej malutkiej osoby, nie odkręciłem się w stronę ściany. Zaimponowała mi swoim podejściem. Nie była na mnie wściekła, gdy ja byłem dla niej okropny...

Dość szybko uporała się z plamami, jednak po zakończonej pracy spotkała się z zapomnianą podłogą, na której leżało powoli zasychające jedzenie. Nie przygotowywała się zbytnio do sprzątnięcia. Nie pobiegła po zmiotkę, szufelkę, mop... nic z tych rzeczy. Klęknęła na podłodze i zaczęła w gołe dłonie zbierać potłuczone odłamki, co zakończyło się wieloma drobnymi, lecz mocno krwawiącymi ranami.

- Mam dzisiaj urodziny... - wrzuciła do kosza wszystkie śmieci, wraz z tymi spożywczymi i skierowała się z powrotem do umywalki, aby obmyć brudne i pokaleczone ręce. - Dlatego chciałam poczęstować cię ciastem.

Pierwszy raz od długiego czasu zrobiło mi się głupio, jednak nie ukazywałem żadnych uczuć z tym związanych. Nadal byłem oschłym i chłodnym chłopakiem, który nie liczył się z innymi.

- Powinien ci ktoś to opatrzyć - mruknąłem pod nosem widząc, malujący się na twarzy brunetki, ból.

- To nic strasznego, wszystko w porządku - założyła na siebie ponownie kitel i usiadła obok mnie kładąc na kolanach podkładkę z jakimiś kartkami.

Miała bardzo ładne pismo, jednak do góry nogami ciężko było mi przeczytać tekst, który tam napisała.

- W końcu się do mnie odezwałeś - wyglądała na zadowoloną z tego tytułu. - Zacznijmy od nowa. Jestem Blair.

Chwilę popatrzyłem na nią z odrazą, lecz po chwili odpowiedziałem krótko:

- Justin.

~

O kurcze ludziska, nie było mnie tu rok. Dokładnie w marcu rok temu napisałam ten rozdział. Postanawiam wrócić. Pisanie przywraca mi spokój życia, którego mocno potrzebuję. Mam nadzieję, że jeszcze o mnie pamiętacie.

VOLUNTEERWhere stories live. Discover now