Promienie słoneczne padały bezwładnie na twarze mieszkańców oraz oświetlały każdy zakamarek świata. Tego roku, kwiecień był ciepły i nasłoneczniony. Tylko dzisiaj wyjątkowo w naszym mieście zagościły deszczowe chmury, które wylewały z siebie kropelki wody. Nie przeszkadzało to jednak mieszkańcom. Słońce, które co i raz wyłaniało się zza szarych puchów, poprawiało każdemu humor.
Spacerowałam z Lu po parku. To było jej ulubione miejsce. Poznawała tu dużo nowych, psich znajomych. Kiedy ja siedziałam beztrosko na ławce, czytając książkę lub przeglądając komórkę, ona z innymi czworonogami ganiała się i tarzała w trawie. Zawsze, gdy na nią patrzę w takiej okazałości, zazdroszczę jej. Jest szczeniakiem (dość dużym) i jej jedynym problem jest to, czy pan/pani wyprowadzi dziś ją na dwór.
Tak jak zwykle, zasiadłam na pobliskiej ławce, odpięłam od Lu smycz i pozwoliłam jej nacieszyć się parkiem i chwilą wolności. Właśnie miałam zacząć studiować lekturę Stephen'a King'a ''Misery'', gdy do mojej osoby dosiadł się wyperfumowany mężczyzna. Od nadmiaru pachnidła zaczęła boleć mnie głowa.
- Witam. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - zaczął rozkładając na swoich chudych udach jakieś dokumenty. - Nie? To świetnie. Mam dla Pani propozycję. Nie kryję tego, że to właśnie Pani osoba mnie zainteresowała. - odparł wyciągając zdjęcie długonogiej blondynki.
- O co chodzi? - zapytałem zdezorientowana. - Czym zainteresowała? Do czego? - zadałam kolejne pytania, chcąc dowiedzieć się czegoś bardziej wartościowego.
- Jestem dość znanym fotografem w Houston, dziwię się, że Pani mnie nie zna. - wywrócił widocznie zażenowany oczami. - Chciałbym zaproponować Pani sesje w moim studiu. To jest jedna z moich modelek. Jest teraz znana na cały świat. Kojarzy Pani ją, prawda? - spytał podtykając mi fotografie pod nos.
Popatrzyłam na nią, a później na rzekomego fotografa. Szczerze? Nie kojarzyłam jej ani trochę. I to pewnie dlatego, że nie bardzo interesuje się modą ani tymi całymi wychudzonymi szprychami. Mężczyzna zauważył moją niepewność, więc westchnął głęboko.
- Kobieto, nie mam pojęcia gdzie się wychowywałaś. To jest Catie Bush. Otwierała tysiące pokazów. Paryż, Nowy Jork, Tokio. - miałam wrażenie, że zaraz walnie mnie w głowę swoją teczką. - Nieważne. Jesteś interesującą osobą. Masz piękne, długie nogi oraz twarz. Twarz jest naprawdę cudowna. - pokręcił głową dokładnie ilustrując moją buzię.
Poczułam jak na moich policzkach zagościły wypieki. Dawno nie słyszałam takich komplementów. Chociaż to może być jakiś chwyt markietingowy. Kto wie, może właśnie na ten środek wyrwał wiele ''modelek''. Miałam mętlik w głowie. Właściwie dlaczego? Przecież to pewne, że nie przyjmę jego propozycji! Akurat jakiś znany fotograf będzie przebywał w parku, szukając modelki do sesji. Takie sztuczki są już od dawna znane.
- Proszę wybaczyć, ale nie jestem chętna na Pana sesyjki. - odpowiedziałam z niemałym rozbawieniem w głosie. - Nie chcę mi się wierzyć, że taki ''paparazzi'' jak Pan, gania po parku w poszukiwaniu jakiejś niewiasty do sfotografowania. Dlaczego nie siedzi Pan w swoim studiu i nie dzwoni po znanych gwiazdach? Nie tak to się robi? - wyparowałam trochę rozzłoszczona nastałą sytuacją.
Mężczyzna zmilkł na chwilę. Miałam nadzieję, że moje słowo będzie ostatnim, ale wyglądało na to, że nie do końca. Nieznajomy wyjął komórkę, wbił jakiś numer, po czym popatrzył na mnie poirytowany i równie zły.
- Ashley, kochanie masz chwilkę? - jego głos drżał. - Znalazłem kobietę, która idealnie nadawałaby się do naszej sesji, jednak ona nie wierzy, że jestem najsłynniejszym fotografem z Houston. Ja! Riley McCourtney! - parsknął, a ja zauważyłam, że jego nozdrza w akcie gniewu rozszerzają się i kurczą.
Wyglądało to na tyle zabawnie, że z moich ust wydobył się dość głośny śmiech. Znów zostałam spiorunowana wzrokiem przez mężczyznę. Swoją drogą, miał utlenione włosy. Jakiś poważny fotograf zdobyłby się na taki wyczyn? Wydaje mi się, że tacy muszą być uważani za racjonalnych, dojrzałych ludzi. Chociaż, to małoistotne w tych czasach. Jeśli czymś się wyróżniasz, to jesteś lepiej zapamiętywany. Może te jego utlenione włosy sprawiają, że jest rozpoznawalny, a gdy ktoś usłyszy tylko imię ''Riley'' to odrazu krzyczy ''Ach! To ten sławny fotograf w Houston!''.
Korzystając z okazji, że mój towarzysz wgłębił się w dyskusję z jakąś Ashley, wyciągnęłam komórkę i wygooglowałam jego osobę. Gdy jego zdjęcie i fragment wikipedii wyskoczyły mi na stronie głównej, nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Czyli jednak. Myliłam się. Znalazłam krótkie zdanie, które informuje o tym, że Riley w 2015 roku wyznał, iż jest gejem. Cóż, przynajmniej mam pewność, że nie jest psycholem, który gwałci dziewczyny po zdjęciach.
- Złotko, widzę, że jednak trochę przekonałaś się do mnie. - rzekł zaglądając mi w telefon. - Może nabąknę Ci, że za jedną sesje możesz dostać 15 tysięcy dolarów. Wyglądasz na osobę, która raczej nie pracuje.
- A niby dlaczego? - zmarszczyłam brwi mierząc utlenionego wzrokiem.
- Jest prawie południe. Ludzie teraz pracują. - odparł chowając fotografie Catie Bush spowrotem do teczki. - Jeśli zdecydowałabyś się chociaż na jedną sesję, to proszę. - wcisnął mi w dłoń wizytówkę. - Tam porozmawiamy o wszystkim co powinno Cię obchodzić podczas zdjęć. - dodał, a następnie wstał i udał się w stronę centrum miasta.
Patrzyłam otępiała na świstek, który mi dał.
CZYTASZ
Lonely
RomanceWmawiałam sobie, że to moja wina. W końcu sama zaczęłam w to wierzyć. Kontynuacja książki pt."Friends"