- Żadne Twoje tłumaczenie nie jest dobre! - krzyknęłam kręcąc się nerwowo po salonie.
Chris siedział spokojnie na kanapie i z pokorą słuchał moich wrzasków. Irytowało mnie to, że po prostu wylegiwał się na sofie i milczał. Jakby miał gdzieś to co mówię. Przyjął postawę obojętnego, wysłuchującego męża. Wolałam jak krzyczał albo nawet odbiegał od tematu.
- Do cholery, odezwij się! - stanęłam przed nim. Moja twarz przybierała czerownej barwy.
- Co mam mówić? Stało się to się stało. Przedłużyło się wyjście, moja wina? - odpowiedział beznamiętnie gapiąc się na moją osobę. - Zresztą, po co mam się odzywać skoro sama powiedziałaś, że żadne tłumaczenie nie będzie dobre. Twoja matka myśli, że byłem w pracy i niech tak zostanie. Czego się czepiasz? - dodał spokojnym tonem, który mnie przeraził.
Co się z tym facetem dzieje? Nie poznaję go. Jest okropny w stosunku do mnie, okropny! W jego życiu napewno się coś wydarzyło, a ja nie wiem co i nie mogę się nawet dowiedzieć. Czuję się zupełnie obco przy nim. Patrzyłam otępiała na mężczyznę, który jeszcze kilka lat temu potrafił ze mną normalnie porozmawiać. Nie był sobą. Stał się jakimś potworem.
- Dobrze, nie zdziw się jak pewnego dnia nie zobaczysz mnie ani Lu w domu. - rzuciłam stanowczo, po czym pozostawiłam go samego w mieszkaniu.
Musiałam ochłonąć. Wiedziałam, że jeszcze chwila w jego towarzystwie, a wybuchnę i powiem kilka słów, których będę żałować. Udałam się razem z psem do lasu. Chciałam się wyciszyć, połączyć wszystko w jedno całość, dojść do tego dlaczego Chris tak się zmienił. Gdyby ta zmiana była na lepsze! Jestem taka bezsilna. Może to ja coś zrobiłam i teraz mój ukochany jest do mnie uprzedzony? Rozpoczęłam skrupulatne myślenie o moim zachowaniu. Trochę dramatyzowałam, byłam przewrażliwiona i ciągle go o coś oskarżałam. Usiadłam na obalonym pniu drzewa i spuściłam zwierzaka ze smyczy, aby mógł się wyszaleć. Zapach lasu... to jest coś co uwielbiam. Nie czuć spalenizny, nie widać dymu tak jak w centrum miasta. Jedyne odgłosy jakie można usłyszeć to ćwierkanie ptaków oraz szelest koron drzew spowodowany przez wiatr. Całe szczęście, że to miejsce znaduje się niedaleko mojego domu.
Wybrałam numer do Rileya. To dziwne, że akurat z nim chciałam porozmawiać. Alison nie ma czasu pogadać ze mną dłużej niż pięć minut. Zresztą, ta strefa czasowa. Po dwóch połączeniach, mężczyzna odebrał. Żywo przywitał się ze mną i od razu wyczuł, że coś jest nie tak.
- Nie jesteśmy jakimiś super przyjaciółmi, właściwie w ogóle nimi nie jesteśmy, ale opowiadaj co się stało kochana. - rzucił z troską w głosie, a ja wylałam z siebie falę żalu i rozpoczy.
Czułam się tak beznadziejnie. Musiałam wyglądać żałośnie płącząc samotnie w lesie. Po dziesięciu minutach mozolnego tłumaczenia swojej sytuacji, załkałam i po chwili zamilkłam, czekając na odpowiedź Rileya. Długo nic nie mówił. Zaczęłam się niepokoić. Kilka razy zapytałam czy nadal tam jest, w obawie, że się rozłączył, ale zawsze odpowiadał.
- Wydaje mi się, że może Cię zdradzać. - rzekł powoli.
Poczułam jakby ktoś wymierzył mi siarczysty policzek.
- Co? - jęknęłam.
Nie chciałam dopuścić do siebie takiej myśli. To nie jest możliwe, to dzieje się tylko w tanich dramatach. Mój Chris nie zrobiłby mi czegoś tak podłego. Zawsze powtarzał, że jest wierny i, że ja jestem wierna i...
- Słuchaj, wiem, że może być Ci trudno, ale spójrz. - odparł łagodnie. - Wychodzi na noc, mówi, że do kolegów, ale jaki facet wychodzi tak codziennie? Przecież jego kumple napewno mają pracę, nie wydaje mi się, żeby chciało im się noc w noc siedzieć i pić. Bo napewno nie rozmawiają sobie przy herbatce. - kiwnęłam mimowolnie głową. - Nie pojechał z Tobą do matki na obiad, mimo, iż uprzedzałaś go kilka dni wcześniej, że wybierzecie się do niej w niedzielę. Zgodził się, nagle dostaje telefon od kolegi i jedzie do niego. Rodzina jest chyba ważniejsza, nawet, jeśli to teściowa. Nie chciałby chyba stracić w jej oczach, prawda? Zwłaszcza, że się podobno lubią, z tego co mówiłaś. - wyrzucił na jednym wdechu. - Wydaje mi się, że więcej nie potrzeba do wytłumaczenia.
- A to jak przez tydzień byliśmy namiętnymi kochankami? Było tyle miłości i czułości... - wróciłam do tamtych chwil, w których byliśmy idealną parą.
- Poczucie winy, nie chciał może żebyś coś podejrzewała. Nie wiem. - mlasnął. - Savannah, nie bądź głupia. Dzwoniłaś do jego kumpli, aby potwierdzić to czy był u nich?
- Zgłupiałeś? - oburzyłam się. - Ufam mu. Wyszłabym na wariatkę. - powiedziałam nieco łagodniej.
Wiedziałam, że Riley ma rację. Powinnam sprawdzić czy mnie nie okłamuje. Coś jednak kazało mi tego nie robić. To była świadomość, że gdyby okazało się to nie być prawdą, mój świat by się zawalił. Razem z naszym małżeństwem, które nie zdążyło dobrze rozkwitnąć.
CZYTASZ
Lonely
RomanceWmawiałam sobie, że to moja wina. W końcu sama zaczęłam w to wierzyć. Kontynuacja książki pt."Friends"