Wychodzenie Chrisa i puste miejsce w łóżku w nocy, stało się normą. Znikał także, gdy nasze życie wiodło się spokojnie. Kiedy na nowo zaczynało się układać. Tłumaczenie zawsze było to samo: ,,Chciałem posiedzieć z kumplem''. Co mogłam zrobić? Chciałam, aby było dobrze, aby nie czuł, że zabraniam widywać się mu z przyjaciółmi, ale w nocy? W nocy powienien być obok mnie. Obejmować mnie swoimi silnymi ramionami i beztrosko szeptać jak mnie kocha. Powienien dawać mi bezpieczeństwo, które zawsze w nocy maleje. On tymczasem... on tymczasem chce bawić się ze znajomymi. Wszczynanie kłótni nie wchodzi w grę. To pogorszyłoby nasze relacje, które i tak drastycznie się pozmieniały.
- Panie McCourtney? - zapytałam siedząc na kanapie jak zwykle sama. Może nie do końca. Obok leżał pies, który wiernie towarzyszył mi w samotne wieczory. - Panie McCourtney, nie mogę przyjąć tej posady. - dodałam, a po drugiej stronie usłyszałam głębokie westchnięcie.
- Dlaczego? Co Cię powstrzymuje kochana? - mruknął wyraźnie niezadowolony. - Chodziłem po mieście w poszukiwaniu Twojej zastępczyni, myślałem może, że znajdę jeszcze lepszą, taką nieskazitelnie piękną, ale cóż. Takie cuda najwyraźniej zdarzają się raz.
Słysząc jego słowa, zrobiło mi się miło. Dawno nie usłyszałam takich wyznań. Podniosło mnie to trochę na duchu i poprawiło mój humor, który od kilku dni był zaburzony. Chciałam słyszeć takie słowa od Chrisa. Niestety po ślubie, rzadko kiedy mnie komplementował. Zawsze tłumaczyłam sobie, że to z braku czasu, w końcu ciągle był zapracowany. Gdy wracał do domu marzył tylko o tym, aby wziąć ciepłą kąpiel i położyć się do łóżka. Jestem jednak pewna, że gdyby nie ta praca, codziennie słyszałabym od niego gorące wyznania. Jestem pewna...
- Dziękuję za te słowa, ale naprawdę nie mogę. Mój mąż... - zaczęłam, jednak śmiech Riley'a nieco mnie zaskoczył.
- Twój mąż? Twój mąż, gdyby dostał taką ofertę to dawno by siedział u mnie i pozował do zdjęć. 15 tysięcy dolarów piechotą nie chodzi. - zamilkł na chwilę. - Dobra, chodzi. Ty tego doświadczyłaś, ale wracając. Powiedzmy, że właśnie taka lekka praca jest Twoim marzeniem. Zawsze chciałaś być modelką, którą każdy podziwia.
- To nie jest moje marzenie. - zmarszczyłam brwi.
- Załóżmy. - bąknął. - Uważasz, że dobry mąż nie zgodziłby się, aby jego żona spełniała marzenia, plus przynosiła do domu niezłe siano? Dobrze wiemy, że w tym mieście, w Houston, ciężko zarobić grube pieniądze. Trudno tu o awans, Twój mąż przez miesiąc nie zarobi tyle dolarów co Ty w kilka dni. - powiedział pewny swoich słów.
Musiałam przyznać, że Riley był świetnym manipulantem. Potrafił zmieszać w głowie, zasiać ziarno niepewności. Gdybym przyszła do niego z problem, który teraz mi ciąży, z mojego zdrowego rozsądku zrobiłby papkę, a ja pozwalając na to, zgodziłabym się porzucić męża (oczywiście, gdyby tak sugerował). Powienien być prawnikiem, a nie fotografem. Świetnie sprawdziłby się w tej posadzie.
- Nieznoszę Cię... - wydukałam bawiąc się jego wizytówką. - Chciałabym spróbować, ale... boję się, że mój związek, mój partner niezaakceptuje mojej decyzji. Rozmawiałam z nim o tym. - wyznałam cicho.
- I co?
- Powiedział, że inni mogą zrobić mi krzywdę. Nie tylko Ty.
- Typowe. - parsknął. - Słyszałaś o jakiś skandalach z moją ekipą? - zapytał, lecz po chwili sam sobie odpowiedział. - Oczywiście, że nie słyszałaś, bo po pierwsze nie śledzisz takich plotek, a po drugie takowych nie było. Może ja porozmawiałbym z nim? - zaproponował, a ja odruchowo pokręciłam głową.
- Nie, nie. Przyjdę na jedną sesję. Coś wymyślę. - odpowiedziałam ze spokojem.
Riley podał mi datę, godzinę oraz miejsce spotkania. Wszystko zakodowałam w głowie, by potem przenieść to na kartkę. Wiedziałam, że źle robię ukrywając to przed Chrisem, ale naprawdę chciałam spróbować. Jeśli mi nie pójdzie, mój ukochany się nie domyśli, a ja będę miała pieniądze. To znaczy my. Ulokuje je na swojej karcie. Gdyby był kryzys, powiem, że tak się uzbierało. W końcu, nie sprawdza mi karty.
Znów usiadłam na sofie, w tym samym miejscu. Przesiedziałam na niej tyle czasu, że moje pośladki idealnie wpasowywały się w wgniecenie, które zostało. Dochodziła jedenasta. Ciągła cisza z jego strony. Może powinnam zadzownić? Nie będzie miał chyba zazłe, że mu przeszkadzam. Powienien zrozumieć, że się martwię, że mimo to, że jest z kolegami, nie wiem co się dzieje. Nie wiem co się dzieje z nami. Przed ślubem nie pozwolilibyśmy sobie na tak długą rozłąkę. Chociaż... nie wiem czy to można nazwać rozłąką. Widzimy się codziennie rano oraz popołudniu, ale co z tego, skoro psychicznie oraz fizycznie jesteśmy od siebie daleko. Nie podoba mi się taki stan. I mam nadzieję, że jemu również.
***
CZYTASZ
Lonely
RomanceWmawiałam sobie, że to moja wina. W końcu sama zaczęłam w to wierzyć. Kontynuacja książki pt."Friends"