Czwarte oko

507 104 51
                                    

  — Niewiarygodne. Aż ciężko w to uwierzyć — wymamrotał Tobias, wycierając kącik ust wierzchem dłoni. Bez zastanowienia wpakował do ust kolejny za duży kawałek zapiekanki makaronowej i wymachując energicznie widelcem, zaczął mówić z pełną buzią. — Czyli co? Wprowadziliście się dzisiaj?

— Wczoraj w nocy. Mieliśmy trochę problemów po drodze, więc dojechaliśmy później, niż planowaliśmy. — Cloe wzięła za ucho pasmo długich, prostych włosów. Wlepiła wzrok w pomalowane na czerwono paznokcie i westchnęła cicho.

— Nie rozumiem, czemu się tak dziwisz. Dom był strasznie tani. Aż żal nie skorzystać z takiej okazji — wtrącił Chris. Jego oczy uważnie wpatrywały się w Tobiasa, który siedział wygodnie w czarnej pufie i zajadał się zapiekanką.

— W obecnej sytuacji to trochę dziwne. Odważni jesteście.

— Jakiej sytuacji?

— To wy nic nie wiecie? — Zaszokowany Tobias aż zapomniał o dokładnym przeżuciu jedzenia i szybko je połknął. Szeroko otwartymi oczami patrzył na rodzeństwo, które spojrzało na siebie ze zmarszczonymi brwiami, wyraźnie nie rozumiejąc, o co chodzi. Ich zdezorientowane twarze zmusiły Tobiasa do dalszego mówienia. — Naprawdę nic nie wiecie?

— A wyglądamy, jakbyśmy wiedzieli?

— Tu jest cholernie niebezpiecznie. Od paru miesięcy dzieją się straszne rzeczy. Ktoś bądź coś biega na wolności i morduje ludzi. — Toby wyraźnie spoważniał. Atmosfera między nimi momentalnie zgęstniała, ale rodzeństwo zdawało się tego nie zauważać. Niewielki pokój chłopaka wydawał się pomniejszać z każdą chwilą. — Ofiar śmiertelnych są dziesiątki, jak nie setki, a zaginionych jeszcze więcej. Ślady krwi na ulicach, czasem szczątki albo całe ciała. Ludzie znikają, a policja odnajduje tylko ich kości.

— Poczekaj chwilę. Mówisz o tych istotach? Tych z dziwnymi oczami? — zapytał wesoło Chris. — Gościu, ile my się tego nasłuchaliśmy! Ojej, straszna historia o potworach, już się boję. — Rodzeństwo zaśmiało się głośno, a Toby nie mógł uwierzyć, że ktoś jest w stanie robić sobie żarty z tej tragedii. — To jakaś wasza miejscowa legenda? Straszycie nią dzieci i nowych, co? Dziwne macie tu zwyczaje. My przeważnie nosiliśmy ciasto nowym sąsiadom, ale co miasto to obyczaj, co nie?

— Miejscowa legenda? — Tobias odłożył talerz na biurko i wstał z pufy. Podszedł do rozbawionych gości, którym uśmiech nie schodził z twarzy. — Naprawdę myślisz, że to tylko miejscowa legenda? Każdego tygodnia giną tu ludzie!

— Dobra, przestań sobie robić z nas jaja. Nie mamy ośmiu lat, żeby w to uwierzyć.

— Do cholery jasnej! — Sfrustrowany Tobias podniósł głos, a rodzeństwo momentalnie zamilkło. Ich miny spoważniały i zdezorientowanymi oczami spojrzeli na zdenerwowanego nastolatka.

— Czekaj, to ty nie żartujesz?

— Wyobraź sobie, że nie! Jestem śmiertelnie poważny. — Czuł, jak złość wypełnia go od środka. — Przez ostatnie tygodnie dzieją się tutaj straszne rzeczy. Ludzie są zabijani na wszystkie możliwe sposoby, a ciała czasem można znaleźć nawet w środku miasta. Straciłem więcej osób, niż możesz policzyć na palcach. To nie jest żadna zabawa ani miejscowa legenda. A nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał, żeby była. — Przeczesał dłonią ciemne włosy, próbując rozładować kumulującą się złość. Nowi patrzyli na niego z przerażeniem w oczach, jakby nie byli w stanie pojąć tego wszystkiego.


— Teraz już wiemy, czemu dom był taki tani — odezwał się Chris i zapadła między nimi przytłaczająca cisza. Tobias westchnął głośno i usiadł z powrotem w czarnej pufie. 

Nagle coś go olśniło. Mały, aczkolwiek tak oczywisty drobiazg. Odruchowo przejechał językiem po górnych zębach i uśmiechnął się lekko pod nosem, gdy fala niezrozumiałej pewności siebie ogarnęła całe jego ciało. Przeniósł wzrok na rodzeństwo i podparł głowę ręką.

— Wspomniałeś coś o istotach z dziwnymi oczami. Skąd o tym wiesz? — Zmarszczył brwi i obserwował gości podejrzliwie. Starał się wyłapać każde drżenie mięśni, każde zawahanie w głosie, każdy płytki oddech. Uświadomił sobie, że za wszelką cenę chciał ich przyłapać na kłamstwie.

— No wiesz, ludzie dużo o tym gadają — odpowiedział spokojnie Chris, wzruszając nieznacznie ramionami.

— Ja chyba nawet widziałam o tym artykuł w gazecie — dodała Cloe, unikając kontaktu wzrokowego z chłopakiem.

— To ciekawe — zaczął, za wszelką cenę próbując ukryć uśmiech. — Generalnie ludzie unikają tego tematu jak ognia. Media tym bardziej. Władze nie chcą, żeby informacja rozeszła się po kraju.

— W takim razie tylko mi się wydawało — odparła od niechcenia dziewczyna, nie wykazując żadnego zdenerwowania związanego z przyłapaniem na potencjalnym kłamstwie. Zaczęła kręcić pasmo blond włosów wokół chudego palca, po czym przeniosła wzrok na brata.

— Czegoś tu chyba nie rozumiem. Skoro dzieją się tu takie straszne rzeczy, czemu wszyscy dalej tu jesteście? Czemu nie wyjedziesz? — odezwał się nagle Chris, obserwując podejrzliwego chłopaka tak, jak ten robił to chwilę wcześniej. Dla Tobiasa była to jedynie zwykła próba zmiany niewygodnego tematu.

— Myślisz, że nie próbowaliśmy? — Prychnął lekko. — Niestety każdy, kto wyjeżdża, znika bez śladu. Ewentualnie policja odnajduje jego szczątki. Żyjąc tu, masz jeszcze jakieś szanse przetrwać. Wyjazd to skazanie samego siebie na śmierć. Jesteśmy tu uwięzieni.

— Aż ciężko w to uwierzyć. To wszystko brzmi jak scenariusz jakiegoś filmu. — Chris pokiwał z niedowierzaniem głową i zagarnął do tyłu gęste, blond włosy, odsłaniając czoło. Toby bez przerwy uważnie obserwował nowych, ale oni zdawali się tego nie zauważać. Nie byli zdenerwowani czy spięci. Jakby rozmowa nie dotyczyła seryjnych morderstw, tylko zwykłych, przyziemnych spraw. Jednak Tobias postanowił przyprzeć ich do muru. Zmusić do kolejnych kłamstw, sprawić, że się w nich pogubią i stracą grunt pod nogami. Już miał zadać kolejne pytanie, ale przerwała mu Ashley, która gwałtownie otworzyła drzwi jego pokoju. Wszystkie spojrzenia automatycznie zwróciły się w jej stronę.

— W porządku, Teddy? — zapytała ostrożnie. Wpatrywała się uważnie w twarz brata, szukając jakichkolwiek oznak dyskomfortu, jednak chłopak posłał jej lekki uśmiech, który od razu ją uspokoił.

— Jasne, Ash. — Dziewczyna niechętnie zmierzyła gości wzrokiem i bez słowa zamknęła za sobą drzwi. Chris przeniósł lekko zdziwione spojrzenie na Tobiasa i zapytał niepewnie.

— Teddy?

— To tylko głupie przezwisko, które mi wymyśliła. Twierdzi, że przypominam jej pluszaka, który nazywał się Pan Teddy. Dobrze wie, że mnie to wnerwia, ale uwielbia robić mi na złość. W końcu, od czego są starsze siostry, nie? — Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy.

— To twoja siostra?

— Tak.

— Rodzona? — Toby zaśmiał się cicho. W żadnym stopniu nie czuł się zdziwiony tymi pytaniami. Ashley z jej rudymi włosami, lekkimi piegami i jasną karnacją wyraźnie wyróżniała się na tle azjatyckiej urody reszty rodziny Park. Przywykł do zdziwionych spojrzeń i niekończących się pytań.

— Nie, jesteśmy adoptowani — odpowiedział, wzruszając lekko ramionami. Chris patrzył na chłopaka lekko zdziwiony. Nie był pewien, czy zadawanie kolejnych pytań będzie na miejscu. Brak napięcia czy zdenerwowania w głosie Tobiasa dawało mu ciche przyzwolenie, jednak mimo wszystko postanowił przemilczeć ten temat.

— Chyba za nami nie przepada. — Blondyn nerwowo podrapał się po karku.

— Nie bierzcie tego do siebie, Ashley z reguły nie lubi ludzi. — Chris jedynie przytaknął nieznacznie i zapanowała między nimi niezręczna cisza. Toby widząc zmieszanie gościa, postanowił skorzystać z okazji i kontynuować swoje małe śledztwo. — Chris, powiedz mi coś więcej o tych ludziach, od których słyszałeś o potworach. Może ktoś rzucił ci się w oczy?

— Niespecjalnie.

— Na pewno? Nikt kompletnie? Może jednak kogoś pamiętasz? — Zdeterminowany Tobias ciągnął chłopaka za język. Wpatrywał się przeszywającym wzrokiem w rodzeństwo, śledząc uważnie każdy ich ruch bez skrępowania.

— No nie wiem. Dzisiaj rano na przykład zaczepiła nas taka starsza pani, która mieszka obok nas. Pani Heather? Tak mi się wydaje. — Zerknął na siostrę. — Miała takiego małego, białego pieska, urocze stworzonko. Opowiadała nam tak niewiarygodne historie, od razu pomyśleliśmy, że to musi być tylko jakieś gadanie obłąkanej i samotnej staruszki. Dalej ciężko uwierzyć, że to wszystko prawda.

— No tak, musi być wam teraz ciężko to wszystko przetrawić. — Toby pokiwał głową w zamyśleniu. Cloe przytaknęła i wtedy zapadła między nimi cisza. Tobias zatopił się w swojej ukochanej zapiekance i lekki uśmiech wkradł się na jego usta. Był równocześnie niesamowicie przerażony i podekscytowany. Niczego nieświadomi Chris i Cloe siedzieli naprzeciwko niego, co jakiś czas rozglądając się po pokoju, a Tobias niemal rozsadzany od środka, z całych sił powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. Siedział w ciszy i cieszył się wygraną. Dokonał tego, czego chciał od początku spotkania. Adrenalina zaczęła krążyć w jego żyłach, gdy tylko uświadomił sobie, że przyłapał ich na kłamstwie.

Pani Heather nie żyje od trzech tygodni.

*W trakcie edycji* HeterochromiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz