Po wyjściu policjantów i podaniu jedzenia, wszystko pozornie wróciło do normalności. Wydawało się jakby wraz z ciałem, funkcjonariusze zabrali całe cierpienie z barków rodziny. Niestety nie było to takie proste.
Mimo pysznie pachnącego śniadania nikt nawet nie wziął widelca do ręki. Ashley pustym wzrokiem wpatrywała się w podany omlet, Tobiasem targały silne mdłości, Charlie odpłynął myślami, a państwo Park już dawno temu stracili apetyt. Z początku próbowali zachować pozory normalności, by choć na chwilę odwrócić uwagę dzieci od obecnej sytuacji, jednak nie mieli już na to sił.
Jedyną rzeczą, która podtrzymywała ich nieco na duchu, była świadomość, że obok siedzi ktoś żywy. Że nie są samotni w tym wszystkim. Że wciąż mają siebie.Charlie, od zaginięcia brata, jedyne wsparcie miał w rodzinie Park. Od wielu lat był traktowany jak jeden z nich, za co był im niesamowicie wdzięczny. To oni pokazali mu, jak powinien wyglądać prawdziwy dom. Pokazali mu rodzicielską miłość, bezpieczeństwo i ciepło. Nauczyli go, jak powinna wyglądać prawdziwa rodzina.
Kiedyś oprócz Williama, Charlie nie miał nikogo. Starszy brat był równocześnie jego rodzicem i przede wszystkim najlepszym przyjacielem. Pochłonięci pracą rodzice zostawiali synów pod opieką służby, która unikała więzi emocjonalnej z chłopcami za wszelką cenę. Byli w tej kwestii zdani tylko na siebie.
Dopiero gdy rodzice zgodzili się przerwać nauczanie w domu i posłać synów do szkoły, Charlie i William tak naprawdę zaczęli żyć. Obaj znaleźli sobie świetnych znajomych, którzy przyjęli nieco zagubionych chłopców z otwartymi ramionami. A gdy William po raz pierwszy w życiu się zakochał, przyprowadził brata do domu swojej ukochanej.
I tak rozpoczęła się przyjaźń między Charliem a Tobiasem.
Przyjaźń, która zmieniła ich życia.Z głębokiej ciszy i zamyślenia wyrwał wszystkich delikatny głos pani Park.
— Kochani, muszę wam coś powiedzieć... — zaczęło cicho, patrząc winnym wzrokiem na rodzinę. Pan Park westchnął głośno i odłożył gazetę na stół. Złapał żonę za ręce i spojrzał jej prosto w oczy.
— Żabciu, bardzo cię kocham, ale jak zaadoptowałaś psa za moimi plecami, to zrobię z niego jutro obiad.
— Nie! No coś ty! — zaśmiała się kobieta, jednak nagle spoważniała. Wiedziała, że najbliżsi nie będą zadowoleni z informacji, którą zaraz im przekaże. — Obiecajcie mi, że nie będziecie na mnie źli.
— Niczego nie obiecuję — powiedziała od razu Ashley, patrząc na nerwową mamę z lekkim rozbawieniem.
— No dobrze, więc zaprosiłam państwo Shey dziś do nas na kolację — wypaliła kobieta na jednym wdechu, obawiając się reakcji bliskich. Pan Park spojrzał na żonę zawiedzionym wzrokiem, Ashley westchnęła głośno, przewracając oczami, a Tobias zaczął krztusić się wodą. Serce dosłownie podeszło mu do gardła, a po plecach przeszedł dreszcz.
— Co? — zapytał przerażony. Wizja spotkania się twarzą w twarz z przytłaczająco niepokojącym rodzeństwem wywróciła jego żołądek na drugą stronę. — Żartujesz sobie, prawda?
— Pomyślałam sobie, że fajnie by było, gdybyś się zaprzyjaźnił z Chrisem i Cloe, Tobiś. Na pewno potrzebują teraz kogoś, kto pomógłby im się aklimatyzować w nowym środowisku. — Ciepły uśmiech pani Park sprawił, że Tobias nie mógł się na nią gniewać. Doskonale znał swoją mamę i wiedział, że nie może nic poradzić na swoje miękkie serce. Co nie zmieniało faktu, że był całą tą sytuacją mocno poirytowany.
— Ale mamo! Ja nie chcę się z nimi zaprzyjaźniać. Są jacyś dziwni — marudził, marszcząc nos w niezadowoleniu. Nie miał zamiaru dzielić się niepokojącymi podejrzeniami w stosunku do sąsiadów, jednak nie potrafił ukryć zdenerwowania.
CZYTASZ
*W trakcie edycji* Heterochromia
Paranormale"Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. I mają rację." Jedna noc wystarczyła, żeby jego życie legło w gruzach. Błysk ostrych zębów, dwukolorowe tęczówki, smród krwi. Rozpaczliwy wrzask wyrwał się z jego gardła, gdy rozdzierający ból całk...