518 32 6
                                    


Część 2

— Postawa, Rey. — Zza pleców dziewczyny dobiegł głos jej mistrza. Posłusznie się wyprostowała i dalej atakowała przeciwnika. Ciężki oddech i chrzęst atrap mieczy świetlnych obu uczniów Luke'a Skywalkera odbijał się echem w wielkim, pustym hangarze.

Jej myśli były oczyszczone z głosu Kylo. Nie kontrolował jej, gdy agresywnie i bez wyćwiczonych ruchów pozbawionych gracji napierała na niego i próbowała wyładować swoją frustrację. Jej wszystkie stracone lata na pustynnej planecie, które spędzała na zbieraniu części z maszyn imperium, wyczekiwaniu rodziców i jedzenie ohydnych papek, które były nędzną zapłatą, były winą Kylo Rena. Bo jeżeli nie jego, to kogo? — pytała w myślach, gdy mięśnie piekły ją od ciągłych ćwiczeń, a przeciwnik zdobywał nad nią przewagę.

Ben szybciej reagował na ataki, nie uciekał, lecz odpierał natarcia. Rey czuła się, jakby bawił się z nią. Prawie jej nie atakował, ale z uśmiechem na lekko spoconej twarzy zatrzymywał jej atrapę miecza świetlnego.

Dopiero po tygodniu, od ocknięcia się Finn'a rycerz Ren stanął w hali, gdzie był zmuszony do ćwiczenia z Rey. Wcześniej świetnie sobie radziła. Medytowała w ciszy i spokoju, mogła z łatwością wyłączać się z otoczenia, a podczas pierwszych ćwiczeń nie miała problemu ze zrozumieniem ideologii Jedi.

— Staraj się nie atakować, lecz bronić — mówił Mistrz, gdy dziewczyna nadużywała pchnięć i uderzeń na prowizorycznej kukle, zawieszonej w hangarze.

Wtedy jeszcze Kylo był odległy i nie kontrolował jej. Siedział w przeszklonej izolatce na widoku wielu rebeliantów i strażników. Po paru dniach został wyprowadzony ze swojego lokum i przybył na swój pierwszy trening. Dla Rey było pewne, że mężczyzna zgodził się na to, tylko dla możności zemsty za pojedynek na bazie Starkiller.

Dziewczyna nieświadomie podążała i nie myślała nad techniką i efektywnością ruchów, tak jak była uczona wcześniej, ale Ben, który od nastu lat podążał ciemną stroną mocy i uczył się technik zakonu Ren, nie umiał się wyzbyć swoich nawyków w walce. Jedynie tego pragnął Luke, by jego siostrzeniec zapomniał o latach morderczych treningów u przywódcy najwyższego porządku, a spróbował od nowa. Niestety jego ciągłe próby spełzały na niczym.

— Rey, wiem, że pokonałaś już raz pewnego rycerza — zaczął Luke, gdy zbliżał się mrok, a tym samym musieli iść na kolację —, jednak nie dokonasz tego drugi raz, gdy nie będziesz ćwiczyć.

Mistrz często się powtarzał w tego typu kwestiach, jednak gdy usłyszała to piąty raz w ciągu tygodnia, nie mogła ukrywać swojej złości i frustracji, związanej z brakiem postępu i utracenia połączenia z mocą, która po bitwie na Starkiller była tak namacalna.

Wybiegła na świeże powietrze. Musiała przemyśleć w spokoju co tak naprawdę czuje i kim ma być — Grzeczną i posłuszną Jedi ratującą galaktykę, czy dbającą o własne interesy użytkowniczkę mocy, niekoniecznie jasnej.

Wbiegła w głąb zardzewiałej, metalowej maszyny, która została jedyną pamiątką po Hanie Solo. Sokół Milenium był symbolem dla wielu członków ruchu oporu — dla jednych był wzorem do naśladowania w lotnictwie wśród galaktycznych przestworzy, inni uważali za legendę rebelii, statek, który ratował już nie raz wielu ludzi. Dla Rey, frachtowiec był ostoją i bezpieczną twierdzą wśród obcych, zmęczonych twarzy.

Usiadła pomiędzy skrzyniami z podejrzanym ładunkiem, pozostałością po starym właścicielu statku. Czuła, że to moment na podjęcie decyzji. Nie umiała być dłużej pośrodku, nawet nie wiedziała, czy mogła. W czasie walk czerpała siłę i Moc z agresji, jednak gdy medytowała, wydawało jej się, że korzysta tylko z jasnej strony. Tylko wtedy czuła, że wykorzystuje w pełni swoje możliwości i zyskuje siły.

Nie umiała być taka jak jej Mistrz, czy Ben, którzy wydawali się zdecydowani, czując przymus do tego, by się określić, po której stronie stać, a także byli przekonani, że ich ścieżki były właściwe. Wszyscy wokoło niej byli pewni, że postępują słusznie — Finn, były szturmowiec, Poe, wydawałoby się, człowiek urodzony do bycia rebeliantem, czy Generał Organa, która była dowódcą buntu, na długo przed narodzinami Rey. Oni wszyscy potrafili zadecydować o swoim losie. W tamtym momencie dziewczyna nie potrafiła tego zrobić.

Gdy łzy zasychały na jej policzkach, postanowiła wyjść z frachtowca. Zbliżając się do wyjścia, usłyszała kłótnie Kylo Rena i jego wuja. Nie chciała się ujawniać. Szybkie myśli przebiegające przez jej głowę, dawały nadzieje, że dowie się czegoś o chłopaku — dlaczego nadal znajduje się na D'Qar? Dlaczego nie powiadomił jeszcze Najwyższego porządku o swoim położeniu? Chwyciła jedno z narzędzi w leżącej, metalowej skrzynce, by w razie ataku rycerza Ren, miała czym obronić Mistrza.

— Nie! — wykrzyknął ze złości czarnowłosy, górujący wzrostem nad Lukiem Skywalker'em.

— Jeżeli tego nie zrobisz, nigdy nie wyzbędziesz się ciemnej strony i kontrolującego cię Najwyższego Porządku. — powiedział spokojnym tonem Luke. Nie mógł w tej chwili kierować się złością. Nie, teraz gdy rozmawiał, jak się wydawało, na osobności z siostrzeńcem. Jego zawziętość w nawracaniu swojego byłego ucznia, była godna podziwu, ale też wzmagała wściekłość, zarówno Rey, jak i Bena.

— Myślisz, że jestem niewinny? — Kylo odwrócił się z zaciekawieniem. Jego oczy zwęziły się, a sylwetka wyprostowała niczym struna. Zyskiwał pewności siebie, gdy odkrył słabość rozmówcy. — Że zostałem zmanipulowany? — Czekał, na odpowiedz Luke'a.

— Tak właśnie myślałem — Wycedził. Rycerz pogodził się z przegraną ze swoim byłym uczniem. Przeciągnął dłonią po włosach ze zdenerwowania. Nie wiedział, co Ben może zrobić w tej sytuacji.

— To była moja decyzja — powiedział z satysfakcją. Mimo małego zwycięstwa chłopak czuł się, jakby wygrał wielką bitwę, a nie słowną potyczkę.

Już nie odgrywał roli biednego, zagubionego we własnych uczuciach chłopca, jak zrobił to na Starkiller. Oczy Rey zeszkliły się, gdy w jej głowie powtórzył się scenariusz z reaktora, gdzie Han Solo został zabity przez własnego syna. Zasłoniła usta, by nikt nie usłyszał jej szlochu. Rey nie zaznała miłości rodziny w najtrudniejszych latach swojego życia, a Kylo Ren chciał ich zabijać bez najmniejszego zastanowienia.

Rey nie dosłyszała słów mistrza, jednak wszystko wskazywało na to, że jednak Ben został urażony jego słowami. Zająknął się i zgarbił, jednak nie odpowiedział na atak. Z pewnością żadne słowa nie sprawiły, aby ojcobójca starał się odkupić swoje winy. Jego zachowanie i pewność siebie nie wskazywały na skruchę. Chełpił się swoimi decyzjami, a reakcje otoczenia nie wpływały na nic w jego postępowaniu.

Skoro nie zależało mu na niczym, to dlaczego nadal jest wśród rebeliantów? — Rey nadal nie mogła znaleźć odpowiedzi na pytania głębiące się w jej głowie.

Ben ruszył w stronę Sokoła Milenium.

Wzrastające napięcie i adrenalina wzbudziły w niej jeszcze większy płacz i pogłębiły smutek.

— Co ty tu robisz?—zapytał dziewczynę, odkręcającą śrubę przy jednym z paneli. Miała nadzieję, że wiedza Kylo na temat frachtowca nie była zbyt duża. Inaczej dziwnie wyglądałaby naprawa panelu, za którym nie znajdywały się żadne potrzebne do jego funkcjonowania sprzęty.

— A ty?—odpowiedziała pytaniem na pytanie. Otarła policzki, lecz strumienie łez ciągle spływały po jej twarzy.

Chłopak przez moment pozostawał niewzruszony jej sytuacją. Nie interesowało go, z czym ma trudności, czy będzie to niedokręcona śruba, czy zawód miłosny. Dlaczego miałoby go to interesować? Jednak przez krótką chwilę, jego oczy się zamgliły, jakby przypomniał sobie o czymś z przeszłości. Szybko przebudził się z letargu, jednak wspomnienie, nadal nad nim ciążyło.

— Czemu nadal tu jesteś?—Rey starała się zagadnąć mężczyznę. Ton jej głosu całkowicie nie pasował do ładunku emocjonalnego, jaki niosło to pytanie.

— Nigdzie się nie przydam—odpowiedział ze skruchą. Zamiast patrzeć na swoją rozmówczynię, obserwował jak pierwsze krople deszczu spadały na rozgrzany asfalt lotniska,roznosząc rześki zapach ulewy.

Tęsknił za zapachami lasu, deszczu, wiatru, czy nawet woni słonecznych dni. Jedyne co czuł przez ostanie parę lat to drażniący zapach śniegu na nieistniejącej już bazie i suchy powiew klimatyzacji na statkach różnej maści.

— Dlaczego jesteś na D'Qar?—Sprecyzowała swoje pytanie, gdy Ben nie pojął jego sensu.

Nie odpowiedział na jej pytanie, nadal obserwując nawałnicę przez otwartą śluzę. Krople wody wpadające z zimnym wiatrem smagały ich twarze. Stali obok siebie, ramię w ramię.

Nie będę się przed tobą tłumaczył, tubalny głos wypełnił jej głowę, powodując przeszywający ból. Odruchowo dotknęła skroni. Nie zamierzam się tłumaczyć przed nikim.

— Uważasz się za buntownika — Jęknęła. Ból przypomniał o pierwszym wkroczeniu Kylo do jej umysłu, na planecie Takodan.— jednak dajesz sobą pomiatać najwyższemu porządkowi. —Odetchnęła z ulgą, gdy jej męczarnia się skończyła.

— Nie wiesz, jak to się zaczęło, nie masz zielonego pojęcia, dlaczego jestem po tej stronie, po której jestem. — stanął naprzeciw Rey. Parszywie kłamał. Nie był po żadnej ze stron, ale nie był też ponad podziałami. Stał pośrodku, lecz nikt tego nie dostrzegał.

To opowiedz. Jej szept rozległ się w głowie Bena niczym mgła, niosąc się jeszcze cichszym echem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 09, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ofiary Rewolucji | Reylo| W TRAKCIE EDYCJIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz