Rozdział 2

571 49 12
                                    


część 1

Kolejne dni były równie radosne jak ten, kiedy przyleciał Luke Skywalker. Przecież przebudził się bohater rebelii, ten który pomógł zniszczyć Starkiller i walczył z samym Kylo Renem, chociaż o tym drugim wydarzeniu mówiono rzadziej.

Rey po raz kolejny tego dnia przekraczała próg izolatki, która już nie była tak mało uczęszczanym miejscem, zwłaszcza gdy przesiadywał tam Poe. Wtedy oprócz najlepszego pilota w galaktyce, siedziało przynajmniej dwudziestu rebeliantów, którzy byli jego przyjaciółmi. Dla Rey, która miała tylko Finna, taka ilość ludzi uznawanych za bliskich było to niepojęte.

Nawet gdyby chciała, nie było opcji by chociaż przecisnąć się przez tłum zgromadzonych nad Finn'em osób. Jej uwaga była zwrócona na Bena, który i tak za często mącił jej w myślach. Od dwóch dni przesiadywał tam Luke Skywalker i starał się z nim rozmawiać, przywrócić go na jasną stronę. Uczynić Benem Solo. Ciemnowłosy był nieugięty i nawet jeśli coś mówił, to nie wychodziło to poza grono jego byłego mistrza i pani generał.

Przez pewien czas czuła się ważna, jednak w tej chwili działo się tyle, że ludzie nie myśleli o kolejnym dzieciaku z Mocą.

Nie wiadomo było co dalej. Czy Najwyższy Porządek ma swoją tajną broń i tylko czeka na jej pokazanie znowu? Może znów starają się odbudować armię, albo co gorsza ,szukają kogoś na miejsce Kylo Ren'a? Kogoś kto nie zostanie pokonany przez zbieraczkę złomu i będzie godzien tytułu Mistrza Zakonu Ren, na który nie zasłużył sobie uwięziony w bazie Ruchu Oporu Ben Solo.

Podeszła bliżej szyby oddzielającej Ben'a od reszty świata. Siedział na podłodze z zamkniętymi oczami. Nie wydawało się że słuchał tego co mówił mistrz. Chłopak był pochłonięty własnymi myślami, a inni byli w tej chwili mało ważni.

Mógł zawsze porozumiewać się ze swoim jakimś tam mistrzem, czy innym członkiem zakonu. Mógł bez problemu wtargnąć do jej myśli, a co dopiero do nie świadomego umysłu jakiegoś rebelianta i ostrzegać innych o zamiarach wroga.

Jesteś strasznie nieufna, stwierdził głos wewnątrz jej głowy. Nie umiała już kontrolować swoich myśli, a głos Kylo Rena coraz częściej brzmiał jakby to ona sama tak myślała. Jednak cały czas obwiniała chłopaka o mieszanie w jej umyśle.

— Myślę że czas zacząć twoje szkolenie. — Rey wzdrygnęła się na głos Luke'a Skywalker'a, który przerwał jej rozmyślania na temat Bena.

— Naprawdę? To znaczy...— Zająknęła się. — Nie mogę w to uwierzyć.

— Tak. Mam tylko nadzieję, że Ben'owi nie będzie szkodzić większa grupa.

— Będę się szkoliła na Jedi razem z Kylo Renem? — zapytała. Nie dowierzała temu co właśnie powiedział jej mistrz. Ma się szkolić z rycerzem Ren, który nie panuje nad gniewem i w każdej chwili może ją zabić.

Będzie siedziała z nim w jednej sali i medytowała, albo ćwiczyła na prowizoryczne miecze z jakiegoś bezpieczniejszego materiału niż laser. Nie mogła jakoś sobie tego wyobrazić.

— Tak. Z Benem Solo — poprawił ją . Popatrzyła w stronę izolatki rycerza Ren. Nie siedział już na podłodze, tylko leżał na łóżku z głową zwieszoną po za jego ramę. Patrzył ze znudzeniem na otaczających go ludzi, lustrując przy okazji pomieszczenie. Widać, że dużo mu w tym położeniu przeszkadzało, ale z braku lepszych perspektyw zostawało mu tępe wpatrywanie się w przestrzeń.

— Nie uwierzysz jakie to wszystko dziwne — powiedziała Rey do czarnoskórego, gdy Poe i cała świta wyszli z izolatki zostawiając chłopaka samego. — Zwłaszcza to. — Wskazała kciukiem za siebie. Równocześnie popatrzyli się na szklaną szybę, za którą Kylo Ren próbował ćwiczyć jakieś dziwne sztuki walki.

Chce mnie zniszczyć przy najbliższym treningu, pomyślała, nawet na oczach własnego wujka, czy kim dla niego był Luke Skywalker.

—  Ta. — Przytaknął jej przyjaciel. — Uważaj na siebie, ok? — Jego brązowe oczy wyrażały tylko troskę. — Nie chciałbym, by coś ci się stało, tylko dlatego że będziesz szkolona na Jedi.

Przez chwilę ją zatkało tak, że nie mogła wyrzucić z siebie ani słowa.

— A ty odpoczywaj — powiedziała i szybkim tempem wyszła z pomieszczenia. Zostawiając za sobą dziwne myśli, najlepszego przyjaciela i wpływ Kylo Rena na jej umysł.

Przechadzała się pomiędzy ciasnymi ulicami wielkiej metropolii. Jej oczy atakowano zewsząd reklamami i światłami,rzucanymi z okien budynków. Był wieczór, ale sama czuła się jak w dzień na pustyni. Mimo przechodzących i ocierających się o nią ludzi z tłumu panował bezwzględny chłód.

Wszystkie drogi miasta prowadziły do centrum, w którym stał wielki i trochę nie zrozumiały dla niej pomnik. Był to blok kamienia z wypisanymi nieznanymi jej nazwiskami. To wszystko przypominało jej bardziej zbiorowy grób, niż upamiętnienie jakiejś wielkiej bitwy, choć złoty napis o tym świadczył.

Po chwili wszystko zaczęło się dziać za szybko. Czerwone światło raziło ją w oczy, ale nie był to żaden szyld, czy promień padający z okien wieżowców.

Nagle wszystko się zatrzymało. Czerwony promień nie zbliżał się do planety, przerażeni ludzie zastygli, a całą ciszę niszczyło skrzypienie śniegu spod ciężkich butów. Nagle wyrosły wielkie drzewa, a spod jej stóp zaczął się wydostawać szron i zimno. Jej buty z Jaku zaczęły przemakać.

Przeraźliwy krzyk znajomego głosu dobiegał z kierunku, gdzie stała płyta, na której stał Kylo Ren, a pod jego stopami leżał nieżywy Finn, którego krew zabrudziła idealną połać świeżego śniegu.

Rycerz Ren podbiegł do dziewczyny i zanim się obejrzała, zamachnął się krwistoczerwonym mieczem.

Otworzyła przerażona oczy i zobaczyła że nadal leży bezpiecznie w hangarze, zanim laser ostrza ją dosięgnął. Od oszklonej strony hangaru docierały pierwsze promienie słońca. Przetarła zmęczone oczy. Mimo że spała i powinna się regenerować na następny dzień, to koszmary wysysały z niej całą energię i nie potrafiła nic z tym zrobić.

Zeszła z posłania i ogarnęła je jak najlepiej potrafiła. Założyła ciężkie buty, jakie nosił każdy Rebeliant. Raczej nie było mowy o wybrzydzaniu w kwestii ubioru. Zgodnie ze swoim nowym rytuałem ruszyła, by zobaczyć co się dzieję u dwóch osób, które w jakiś sposób były dla niej ważne. Do Finn'a, który za niedługo miał już powoli przygotowywać się do służby dla tej dobrej strony i do Ben'a, będący z nią uczniem Luke'a Skywalker'a, ale też zagrożeniem dla jej jedynego przyjaciela.

Już minęły te dni, gdy z przerażeniem biegła do skrzydła szpitalnego, by sprawdzić czy historia ze snów, czy ze Starkiller się nie powtórzy. Działo się to tak często, że chyba przywykła do niepokoju, który w końcu przestał nią kontrolować, który wcześniej wręcz nakazywał jej takie, a nie inne zachowanie. Czuła się dumna, bo chyba na tym polegała harmonia, którą każdy Jedi powinien odnajdywać.

Już setny raz, jak nie więcej, otwierała ciężkie drzwi i zaglądała najpierw czy nikogo nie obudziła dźwiękiem zardzewiałych zawiasów.

Zlustrowała całe pomieszczenie, nadal bojąc się co tam może zobaczyć. Wybita szyba w izolatce Ben'a? Krwawa plama pod ciałem Finn'a?

Jednak wszystko wskazywało na to, że jej sen był tylko snem. Przynajmniej tamtego ranka.

Ofiary Rewolucji | Reylo| W TRAKCIE EDYCJIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz